[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ROZDZIAA PITY
Warren właśnie polecił kierowcy, by zawrócił i wolno jechał za Rose,
utrzymując dystans, gdy nagle nocną ciszę przerwał rozpaczliwy krzyk
dziewczyny.
 Stój!  Samochód jeszcze dobrze się nie zatrzymał, gdy Warren
wyskoczył i puścił się pędem w stronę Rose.
 Co się stało?
 To Doc!  wykrztusiła, wskazując palcem na niekształtny cień
ciemniejący na chodniku.  Jest ranny!  Pochyliła się nad leżącym.
 Nie dotykaj go!  rzucił Warren, błyskawicznie wyjmując z kieszeni
komórkę. Pośpiesznie podał policji ich namiary. Przykucnął nad Docem.
Sytuacja wyglądała niewesoło. Doc miał porządnie rozciętą głowę, z rany
lała się krew. Leżał nienaturalnie skręcony. Puls miał ledwie wyczuwalny, ale
żył. Może jeszcze nie jest za pózno.
Rose delikatnie gładziła Doca po piersi.
 Wszystko będzie dobrze, Doc  przemawiała do niego łagodnie.  Zaraz
przyjedzie pogotowie. Nic ci nie będzie  zapewniała cicho, lecz głos jej drżał.
Była przerażona.
 Wiesz, co się mogło stać?  zapytał Warren. Dziewczyna przecząco
poruszyła głową. Nie odrywała oczu od Doca.
 Zobaczyłam go leżącego  powiedziała, patrząc na Warrena szeroko
otwartymi oczami.  Wyszedł jakieś piętnaście minut temu. Czyli przez cały ten
czas tu leżał. Jest tyle krwi.  Głos uwiązł jej w gardle, ale nadal trzymała się
dzielnie.
 Przy ranach głowy zawsze jest dużo krwi  uspokajał ją Warren.  Może
nie jest tak zle, jak wygląda.
 Wygląda kiepsko  powiedziała, ujmując bezwładną dłoń Doca.  Bardzo
kiepsko.
Przyglądał się jej spod oka. Niemożliwe, by ta dziewczyna potrafiła aż tak
grać. Naprawdę zle ją ocenił. Jest wrażliwa i ma dobre serce. Zbył ją
zdawkowymi przeprosinami. To za mało.
Postara się jej to wynagrodzić. Gdy wyjaśni się sprawa z Dokiem. Może
kupi restaurację i zatrudni ją jako szefa. Wprawdzie sam nie ma pojęcia o tej
branży, ale zasady biznesu wszędzie są podobne.
Teraz nie czas się nad tym zastanawiać. Najważniejszy jest Doc.
Z daleka dobiegł dzwięk zbliżającej się karetki. Po chwili ambulans
zatrzymał się obok nich i wybiegli ratownicy. Przykucnęli nad leżącym Docem.
Po kilku minutach położyli go na nosze i wnieśli do karetki.
Rose przyglądała się temu, załamując ręce. Co chwila prosiła, by
obchodzili się z nim delikatnie. Wreszcie ambulans odjechał do szpitala.
Znowu zrobiło się cicho. Dopiero teraz Rose pozwoliła sobie na łzy.
Zakryła twarz rękami i szlochała cicho. Wstrząsał nią płacz.
 Rose.  Był w kropce. Czuł się nieswojo, widząc płaczącą kobietę. Ale
przecież nie mógł stać bezczynnie.  Doc się wyliże  rzekł, kładąc rękę na jej
ramieniu.  Jestem tego pewien. To twarda sztuka.
 Leżał tu na chodniku, na zimnie, zupełnie sam  łkała Rose.  A jeśli on
umrze?
 Nie umrze.  Ale...
 Teraz nie ma co gdybać  rzeczowo powiedział Warren.  Wyjdzie z
tego.  Położył rękę na jej barku. Objąłby ją, lecz obawiał się, że ten gest mógłby
zostać opacznie zrozumiany.  Doc jest bohaterem wojennym. Przeszedł gorsze
rzeczy niż to.
 On już dawno nie jest młodym żołnierzem.
 Nie jest  zgodził się, patrząc jej w twarz.  Ma swoje lata. A nie ma
większego twardziela niż doświadczony wojak.
Rose popatrzyła na niego i uśmiechnęła się blado.
 Obyś miał rację.
 Na pewno.  Chciał w to wierzyć.  Powiedz mi, nie znasz przypadkiem
telefonu Doca?
 O Boże! Jego żona musi odchodzić od zmysłów! Trzeba jak najszybciej
do niej zadzwonić!
 To właśnie chcę zrobić. Znasz jego numer? Rose pokręciła głową.
 Nie. Ale wiem, że mieszka w Gooding.
Warren połączył się z biurem numerów i po chwili rozmawiał z żoną Doca.
Esther była tak zdenerwowana, że nawet Rose słyszała jej głos. Warren umówił
się z nią za kwadrans w izbie przyjęć. Gdy skończył rozmowę, zadzwonił i
zamówił taksówkę, by podjechała pod dom Esther.
 To było bardzo miłe z twojej strony  powiedziała Rose.  Esther ma
szczęście, że byłeś na miejscu. Wszyscy mieliśmy szczęście.
Warren wzruszył ramionami.
 Chodz, po drodze odwiozę cię do domu. Rose pokręciła głową.
 Nie, ja też pojadę do szpitala. Muszę mieć pewność, że z Dokiem
wszystko będzie dobrze.
 To może długo potrwać.
 Trudno. I tak pojadę.
Popatrzył na nią uważnie. Ta dziewczyna wie, czego chce. Nie pozwala
sobą rządzić.
A jak już coś postanowi, za nic nie daje się od tego odwieść.
Czyli nie warto strzępić sobie języka.
 Dobrze.  Wskazał na samochód.  To jedzmy.
Rzeczywiście przyszło im długo czekać.
Mówiono o drobnym zabiegu, szyciu, rozszerzonych zrenicach. Już
wyglądało, że sprawy idą w dobrym kierunku, lecz pózniej nagle okazywało się,
że nie jest dobrze. Sytuacja zmieniała się z godziny na godzinę.
Koło drugiej w nocy Esther pozwolono wejść do męża. Niedługo potem
wyszła na korytarz po Warrena i Rose.
Doc leżał na łóżku. Miał zabandażowaną głowę i nogę w gipsie. Był bardzo
blady.
 Dziękuję, że zostaliście z Esther  odezwał się słabym głosem.  Dobrzy
z was przyjaciele.
Warrenowi ścisnęło się serce. Znał Doca od ponad trzydziestu lat i po raz
pierwszy widział go w tak marnym stanie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że
Doc jest starszym człowiekiem.
 Skarbie, mogłabyś przynieść więcej lodu?  poprosił żonę Doc.
 Oczywiście  odparła Esther. Jej charakterystyczny brooklyński akcent
zawsze rozbrajał Warrena.  Już idę do pielęgniarek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl