[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dawał jakieś pieniądze), wciągał spodnie, ubierał się bez słowa i żegnał
ją  ...tym samym - zimnym spojrzeniem... A te jego 1.700 złotych starczało na czynsz za mieszkanie i
skromne wyżywienie. Gdyby nie okazjonalna pomoc matki i tak by jej brakło na pieluchy, ciuszki dla
dziecka i opał na zimę.
Grażyna, choć czuła się pogardzana i upokarzana przez Antoniego, nie miała wyrzutów sumienia, że
oddaje się za pieniądze. Wiedziała przecież doskonale dlaczego ją finansuje; stało się to jasne już za
pierwszym razem. Dziewczyna zrobiła się na swój sposób zimna i wyrachowana -  ...skoro i tak
wszyscy mają mnie za księżowską kurwę, to dlaczego mam nią nie być; tym bardziej, że od tego
chama naprawdę coś mi się należy... - myślała sobie dziewczyna. W rzeczywistości (są to już tylko
moje odczucia) ta postawa miała jednak swoje odniesienie w miłości do dziecka. Grażyna miała już
za sobą piekło
- niczym pogryziona, głodna, wygnana przez swoje stado wilczyca ze swoim młodym.
Wszystkie jej myśli i działania skupiły się na jednym: jak zapewnić sobie i małemu przetrwanie! Nie
chodziło jej już o aprobatę ojca, o powrót do domu; nie marzyła nawet o miłości i małżeństwie, bo
kto wziąłby  księżowską kurwę na dodatek z dzieckiem. Nie dziwiła się, iż ludzie tak właśnie ją
postrzegają. Po raz pierwszy doświadczyła tego w szpitalu, kiedy nie przyznała się kto jest ojcem
dziecka; wiadomo - tylko kurwa nie wie z kim ma dziecko! Na domiar złego - pewnego razu, kiedy
szybkim krokiem szła z dzieckiem z zakupów, potrącił ją samochód. Chciała, jak zwykle, uciec
prędko przed ludzkimi spojrzeniami i schronić się w swojej
- jakże skromnej - oazie ciszy i spokoju. Na szczęście dziecku nic się nie stało, ale ona była niezle
poturbowana. I tak, zamiast anonimowych, błyskawicznych zakupów - zrobiło się zbiegowisko ludzi
patrzących z niedowierzaniem, jak wstaje pokrwawiona z ulicy, podnosi dziecko, które jej wypadło z
rąk i ucieka w popłochu do parku. Jej syn jest dziś niemal pewien, że to jego ojciec wynajął kogoś,
żeby  załatwił za jednym zamachem jego i matkę.
Wskazywał by na to fakt, iż kierowca oddalił się z miejsca wypadku, ale przecież ... wypadki chodzą
po ludziach .
Minęła przecudna wiosna, którą Grażyna mogła podziwiać przez małe okienko, wychodzące na
podwórko budynku. Odetchnęła trochę po długiej chorobie Rafałka i planowała swoje nędzne życie.
Lubiła opierać się łokciami o parapet okna i wystawiać twarz na ciepłe promienie słońca. W
wolnych chwilach uczyła się z książek, które przyniosła jej z domu mama; wieczory spędzała
przeważnie na modlitwie. Czasami miała święto -
gospodarze zapraszali ją do siebie na jakiś lepszy film. Postanowiła, że kiedy minie lato, musi
koniecznie wrócić na uczelnię. Nie wiedziała jeszcze jak to zrobi, ale jednego była pewna -
nie podda się beznadziei i upodleniu, w jakim się znalazła. Odbije się od dna i zacznie normalnie
żyć, bez niczyjej łaski i jałmużny! Mogła przecież założyć swojemu
 dobroczyńcy sprawę o przyznanie alimentów na dziecko; musiałby wówczas płacić co najmniej
dwa razy tyle co płacił. Mogła też posłużyć się taką ewentualnością jak szantażem i wymusić na nim
dużo większe kwoty. Wówczas miałaby szansę wyjechać z miasta i zacząć nowe życie, a nawet
skończyć studia zaoczne. Niestety w środku była ciągle małą, dziewięcioletnią dziewczynką, której
już wtedy wpojono, że księdzu wolno wszystko; księdza nie wolno skrzywdzić ani się mu sprzeciwić;
a to, co robi, myśli lub powie ksiądz - jest zawsze dobre. Jej marzenia o lepszym życiu nie miały
więc żadnych szans na powodzenie.
Jeśli jeszcze tego wówczas nie rozumiała, karmiąc się nadziejami bez żadnych podstaw, to wkrótce
miała się o tym przekonać.
Latem PAN, jak go nazywa dziś pani Grażyna, pojechał  wielce zmęczony na wczasy do swojej
siostry, która mieszkała w NRD. Wrócił do kraju 25 sierpnia 1977 roku i tego samego dnia zjawił się
u Grażyny. Oto, jak ona sama wspomina ten dzień i to, co się wtedy wydarzyło:
 ...On wtedy przyjechał z tego NRD napalony jak idiota. Pamiętam jak zrzucił zaraz po wejściu
marynarkę, zdarł spodnie i po prostu, gdy byłam nachylona nad tym dzieckiem, on mnie złapał i wziął
tak, jak mężczyzna bierze kobietę... ja nie miałam czasu na żadną reakcję.
A nawet gdybym miała, to nie wiem czy bym powiedziała - słuchaj, nie rób mi tego. Na pewno bym
powiedziała - słuchaj, mam dni płodne, nie rób mi tego, bo faktycznie miałam.
Ale czy mogłam mu się zupełnie przeciwstawić, skoro byłam od niego zależna finansowo i nie
miałam nic kompletnie? No... chyba nie. Kiedy mu pózniej powiedziałam - słuchaj, ja mam dni
płodne, a on do mnie - i co z tego! I się okazało - co z tego, po miesiącu - znowu byłam w ciąży! Jak
mu to powiedziałam, gdy przyjechał z tymi pieniążkami zasranymi, położył mi na stół należność za
Rafała, przysunął swoją twarz do mojej i krzyknął - I CO! Jak to co, znowu jestem w ciąży -
odparłam. Wyciągnął wtedy, jak za pierwszym razem autentyczne 3.000 złotych, rzucił na stół i
powiedział: ...I ty wiesz co masz z tym zrobić! Ja tego nie będę chował! Rozpłakałam się wtedy jak
małe dziecko i powtarzałam przez łzy - nie zrobię tego..., nie zrobię...!
Po wyjezdzie Pana, Grażyna skontaktowała się jak mogła najszybciej z matką, a ta zadzwoniła do
księdza Antoniego, żeby natychmiast przyjechał. Tak, jak obiecał, tak przyjechał dość szybko swoim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl