[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tobie. Ale nie do niego, biedaka, miej o to pretensje. On tu nie zawinił. Płace zawsze
spadają, kiedy dwóch ludzi ubiega się o tę samą pracę. To wina konkurencji, a nie tego,
który godzi się pracować taniej.
70
 Ale płace nie spadają tam, gdzie jest związek  sprzeciwił się któryś z rozmówców.
 Ano właśnie, znowu trafiłeś w sedno. Związek nie dopuszcza do konkurencji pomiędzy
robotnikami, za to utrudnia jeszcze sytuację tam, gdzie nie ma związków. I tu właśnie
zjawia się twoja tania siła robocza z Whitechapel. Ci ludzie są nie wykwalifikowani i nie
zrzeszeni, więc podrzynają sobie nawzajem gardła  a przy okazji podrzynają nasze,
jeżeli nie należymy do silnego związku.
Bez dalszego zagłębiania się w tę dyskusję można z wypowiedzi mężczyzny na Mile End
Waste wyciągnąć następujący morał: gdzie dwóch ludzi ubiega się o tę samą pracę, tam
następuje obniżka płacy. Gdyby ów mężczyzna głębiej przemyślał tę sprawę, doszedłby
do wniosku, że nawet związek liczący, dajmy na to, dwadzieścia tysięcy członków nie
utrzyma płac na jednym poziomie, jeśli dwadzieścia tysięcy pozbawionych pracy ludzi
będzie usiłowało wysadzić z siodła związkowców. Powrót i demobilizacja żołnierzy z
Południowej Afryki stanowi wspaniałą ilustrację tej tezy: dziesiątki tysięcy znalazły się w
rozpaczliwej sytuacji i zapełniły szeregi armii bezrobotnych. W całym kraju zaznacza się
teraz ogólna obniżka płac, co prowadzi do zatargów i strajków. Wykorzystują to
bezrobotni, którzy chętnie podejmują z ziemi narzędzia porzucone przez strajkujących.
Wyzysk chałupniczy, głodowe płace, armia bezrobotnych i wielkie rzesze bezdomnych
istnieją wszędzie tam, gdzie więcej jest ludzi do pracy niż pracy dla ludzi. Mężczyzni i
kobiety, których spotykałem na ulicach, w  cyrku" lub w kuchni dobroczynnej, nie znalezli
się tam bynajmniej dlatego, że jest to dla nich  jedwabne życie". Dość wyraznie
uwydatniłem trudy, na jakie są narażeni, aby wykazać, że ich warunki egzystencji nie są
z pewnością  jedwabne".
Ktoś, kto myśli trzezwo, dojdzie zawsze do wniosku, że w Anglii wygodniej jest pracować
za dwadzieścia szylingów na tydzień i mieć regularne jedzenie i zapewniony kąt do
spania niż pędzić życie na ulicy. Człowiek, który żyje na ulicy, cierpi dotkliwiej i pracuje
ciężej, a osiąga daleko mniej. Opisałem, jak ludzie ci spędzają noce i jak fizycznie
wyczerpani szukają  odpoczynku" w domach noclegowych. A życie w nich nie jest
przecież jedwabne. Skubać cztery funty pakuł, tłuc dwanaście cetnarów kamieni i
wykonywać najohydniejsze prace w zamian za nędzną strawę i nocleg  to
bezgraniczna lekkomyślność ze strony nędzarzy. Ze strony władz jest to najzwyklejszy
rozbój. Dają one człowiekowi za pracę bez porównania mniej niż pracodawca
kapitalistyczny. Wynagrodzenie za tę samą pracę wykonaną dla pracodawcy prywatnego
zapewniłoby nędzarzowi lepsze jedzenie, lepsze noclegi, więcej radości w życiu, a
przede wszystkim więcej swobody.
Jak już podkreśliłem, dobrowolne korzystanie z domów noclegowych dowodziłoby
bezgranicznej głupoty tych ludzi. Upór, z jakim unikają domów noclegowych dopóty,
dopóki nie zagna ich tam fizyczne wyczerpanie, wskazuje najlepiej, że sami zdają sobie
z tego sprawę. Dlaczego więc z nich korzystają? Nie dlatego, że są zniechęconymi do
pracy robotnikami. Wręcz przeciwnie; są zrażonymi do włóczęgostwa włóczęgami. W
Stanach Zjednoczonych włóczęga jest prawie zawsze zniechęconym do pracy
robotnikiem. Uważa włóczęgostwo za lżejszą formę życia niż pracę. Ale w Anglii rzecz
ma się inaczej. Tu władze robią wszystko, aby odstręczyć włóczęgę od włóczęgostwa, co
też udaje im się w zupełności. Włóczęga angielski wie, że za dwa szylingi dziennie, co
71
równa się zaledwie pięćdziesięciu centom, kupi sobie trzy dobre posiłki i nocleg i że
zostaną mu jeszcze ze dwa pensy na drobne wydatki. Chętniej będzie pracował za te
dwa szylingi niż za dobroczynność domu noclegowego, wie bowiem, że pracodawca nie
narzuci mu aż tak ciężkiej pracy ani nie potraktuje go w tak poniżający sposób. Jeżeli
postępuje inaczej, to. dlatego, że więcej jest ludzi do pracy niż pracy dla ludzi.
Gdzie liczba kandydatów przewyższa zapotrzebowanie, tam musi rozpocząć się proces
selekcji. Każda gałąz przemysłu odrzuca mniej zdatnych do pracy. A ponieważ
zdyskwalifikowała ich nieudolność, zamiast piąć się w górę muszą zstępować w dół,
spadać dopóty, dopóki nie znajdą się na właściwym szczeblu drabiny przemysłowej, na
którym okażą się przydatni. Toteż wynika z tego nieuchronnie, że ci najmniej wydajni są
spychani na samo dno, czyli na miejsce straceń, gdzie giną marnie.
Jeden rzut oka na ludzi uznanych za nie nadających się do pracy i znajdujących się na
samym dnie Otchłani wystarczy, aby się przekonać, że są to w większości wypadków
duchowe, fizyczne i moralne ruiny ludzkie. Wyjątek z tej reguły stanowią ci pózniejsi
przybysze, którzy są tylko kiepskimi robotnikami i którzy zaczynają dopiero podlegać
niszczycielskiemu procesowi. Należy pamiętać, że wszystkie siły działają tutaj
destrukcyjnie. Zdrowe ciało (które znalazło się tutaj, bo umysł nie pracował szybko i
sprawnie) traci wkrótce sprawność i kształtność; jasny umysł (który znalazł się tu, bo
ciało było słabe) zostaje szybko wypaczony i zatruty. Zmiertelność wśród tych ludzi jest
ogromna, ale proces konania stanowczo zbyt powolny.
Taka jest struktura Otchłani i miejsca straceń. Na wszystkich szczeblach machiny
przemysłowej odbywa się stała eliminacja. Ludzi niezdatnych do pracy odrzuca i spycha
w dół. Wiele rzeczy decyduje o niezdatności. Niepunktualny i pozbawiony poczucia
odpowiedzialności mechanik stacza się coraz niżej, dopóki nie znajdzie odpowiedniego
dla siebie miejsca  powiedzmy, dorywczego zajęcia, które z natury rzeczy nie wymaga
ani punktualności, ani żadnego  lub bardzo niewiele  poczucia odpowiedzialności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl