[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdyby pędzący świat nagle się zatrzymał, wszyscy
wysiedli, a ona została z ustami szeroko otwartymi ze
zdumienia i oczami jak młyńskie koła. - Ojciec za-
wsze miał jakąś kochankę - wyjaśnił Iosef. - Matka
przymykała na to oczy...
- Ale... jak ona to wytrzymywała?
- W naszej rodzinie nie zadajemy tego rodzaju
pytań. Nie rozmawiamy o naszych uczuciach, lękach.
Po prostu zaprzeczamy, wypieramy się wszystkiego,
zacieramy ślady i tratujemy każdego, kto stanie nam
na drodze.
- Ale nie ty - szepnęła Annie.
- Niestety, ja też - odparł i smutno pokiwał gło-
wą. - Ja też, bo w ciągu ostatnich tygodni kazałem ci
przejść przez piekło.
Tego wszystkiego było za wiele dla udręczonego
umysłu Annie. Wiadomość, że Iosef i Candy nigdy
nie byli parą, nie przyniosła jej ulgi.
- Dlaczego, u licha, nie mogłeś otwarcie mi tego
powiedzieć?
- A jak, u licha, mogłem to zrobić? - Spojrzał jej
prosto w oczy. Poczekał, aż pytanie dotarło do jej
świadomości, i ciągnął: - To nie była moja tajemnica,
a jeden zdradzony sekret pociąga za sobą inne. Na
jakim etapie znajomości można zrzucić na kogoś cały
bagaż swoich problemów? Na jakim etapie ufasz
komuś na tyle, żeby ujawnić sekrety, które nie są
S
R
twoimi sekretami? Teraz ci ufam, ale wtedy... Tamtej
nocy, kiedy znaleziono porzuconego noworodka, by-
łem bardzo blisko ujawnienia przed tobą całej praw-
dy, ale ty powiedziałaś, że to nie ma znaczenia.
- Ale ja naprawdę myślałam, że spotykasz się
z Candy.
- Powinienem był ci powiedzieć.
- Właśnie! - wykrzyknęła, lecz natychmiast się
zreflektowała i spojrzała na wszystko z jego strony.
Czy mógł to uczynić? Miłość spadła na nich jak grom
z jasnego nieba, bez ostrzeżenia wtargnęła w ich
życie, nie dając im czasu na przygotowanie. Przypo-
mniała sobie ów pierwszy raz, kiedy się kochali,
i nutę rozpaczy w jego głosie, gdy pytał:  Dlaczego
teraz? Dlaczego właśnie teraz?" - Wiedziałeś o tych
innych kobietach? Matce było wszystko jedno?
Głupie pytanie. Przypomniała jej się Nina w noc
śmierci Ivana. Zona, która przez cały czas nie od-
stępowała męża, a kiedy zbliża się koniec, nagle wy-
chodzi zaczerpnąć powietrza! Usuwa się ze sceny, bo
chce podarować ukochanemu mężczyznie chwilę
sam na sam z inną kobietą. Oczywiście, że nie było
jej wszystko jedno! A jednak zdobyła się na szlachet-
ny wspaniałomyślny gest.
Naprawdę nie mnie ich oceniać, pomyślała Annie.
- Z dzieciństwa pamiętam kłótnie, wiem, że cza-
sami przez ojca matka bywała smutna - opowiadał
Iosef, chociaż teraz wyjaśnienia już nie były potrzeb-
ne. - Ale kiedy przyjechałem z Rosji na ślub Levan-
dera z Millie, było jasne, że ojcu pozostało niewiele
życia. Stan jego zdrowia wciąż się pogarszał i pew-
nego wieczoru spytałem, czy mogę coś dla niego
S
R
zrobić. - Zamilkł i uśmiechnął się z ironią. - Nie
byłem przygotowany na to, co usłyszę. Okazało się,
że Candy chce go nadal widywać, a on chce się z nią
spotykać. Dla mojej rodziny najbardziej liczy się
opinia. Najważniejsze było, żeby prasa niczego nie
wywęszyła. Pewnego razu ojciec był już zbyt słaby,
żeby usiąść za kierownicą, więc ja ją odwiozłem do
domu. I tak to się zaczęło. W gazetach ukazała się
wzmianka o moim powrocie z Rosji i o tym, że
spotykam się z Candy. Potem sprawę rozdmuchano.
Nigdy właściwie nie umawialiśmy się, jak to zor-
ganizujemy, ale utarło się, że matka proponowała,
żebym przywiózł do nich Candy, albo Candy przy-
chodziła niby do mnie...
- %7łałuję, że nie wiedziałam - odezwała się Annie
i pod wpływem impulsu wyciągnęła do niego obie
ręce - ale rozumiem, że nie mogłeś mi o tym powie-
dzieć. %7ładnych więcej sekretów, proszę - dodała.
- To samo powiedziałem dzisiaj Levanderowi -
rzekł Iosef. Oczy mu zwilgotniały. - Odparł, że są
rzeczy, których nigdy nie poznam, o których wcale
nie muszę wiedzieć, i pogodziłem się z tym. Jeśli on
potrafił rozliczyć się z przeszłością, ja też się na to
zdobędę, ale odtąd...
- Będziesz postępował zgodnie z przekonaniem,
co jest uczciwe, co nie.
- Wszyscy będziemy.
- Tak. - Annie roześmiała się. - Więc nie jestem
twoją kochanką.
- Nie.
- Więc nie jestem kobietą upadłą!
- Nie.
S
R
- A co z twoim świadectwem moralności?
Iosef uśmiechnął się szelmowsko.
- Nie wchodzmy w to.
- Uważaj, bo nie zawsze będę taka wyrozumiała
jak dzisiaj.
- Kocham cię. - Miłość jako znakomite wytłuma-
czenie irracjonalnego zachowania. Miłość, czuły ba-
rometr, który co chwila pokazuje co innego, zaciera
granice, sprawia, że pragniesz coraz więcej i więcej.
- Wcale nie chciałem się w tobie zakochać - ciągnął
z rozbrajającą szczerością, a w jego oczach błysnęły
łobuzerskie ogniki. - Nawet nie chciałem cię polu-
bić. Nie mogłaś się pojawić w moim życiu w gorszym
dla mnie momencie. Weszłaś do pokoju socjalnego
i skradłaś mi serce.
- Wcale nie! - Annie zachichotała.
Miała ochotę trochę się z nim poprzekomarzać.
- A właśnie, że tak - upierał się Iosef. - Nie zno-
siłem cię za to.
- A ja ciebie za to, że byłeś taki gburowaty - przy-
znała i pocałowała go.
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć. - Serce za-
biło Annie niespokojnie. - Przyznałem się Jackie!
- Powiedziałeś Jackie?
- Nie chciałem, ale jakoś samo wyszło. Kiedy
przywiezli ojca... - urwał i bezradnie wzruszył ra-
mionami - chyba potrzebowałem z kimś porozma-
wiać. - Annie dopiero teraz sobie uświadomiła, że
coś, co dla niej było takie naturalne jak oddychanie,
jemu przychodziło z ogromnym trudem. - Złożyłem
wymówienie. Naprawdę uważałem, że pogmatwałem
ci życie. Bałem się, że chcesz odejść. To by było nie
S
R
fair. Ty byłaś tam pierwsza. I dopóki ja się nie zjawi-
łem, czułaś się szczęśliwa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl