[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wróciła sama. Nic jej nie jest. Była bardzo przestraszona.
Hrabia zamknął oczy.
Ustawiono nosze i uniesiono rannego. Po chwili cały orszak wyruszył w powrotną drogę.
Przez ten czas Tekla trzymała się z daleka, widziała jednak i słyszała wszystko. Canis,
uwolniony, zaglądał w głąb pieczary i warczał, obawiał się jednak wpaść w tę pułapkę.
Ludzie niosący hrabiego ominęli wioskę, kierując się prosto do zamku. Teklę odprowadzili
do domu mieszkańcy Roccabruna.
- Panienka znalazła hrabiego - mówili.
- To mój pies - prostowała Tekla. - To Canis.
Canis wcale nie okazał słusznej dumy. Znalazłszy się w domu, rzucił się od razu do miski z
wodą.
Po południu odwiedził ją don Gaetano.
- Canis jest bohaterem - zauważył z uśmiechem, głaszcząc rude futerko. - Wszyscy dziwią
się, jak szybko umiał trafić na trop hrabiego.
- Canis ma doskonały węch i jest bardzo mądry - Tekla rada była z tej pochwały, pies w pełni
na nią zasłużył. - Jak się ma hrabia? - spytała z niepokojem.
- Podobno niezle. Wezwany przez notariusza lekarz opatrzył rany, gdyż hrabia wpadając do
pieczary bardzo się potłukł i pokaleczył o skalne występy. O towarzyszącym mu słudze nie ma
dotąd żadnych wieści. Hrabia nie chce o tym mówić.
Wszystko więc było w porządku, zdrowiu hrabiego nic już nie zagrażało, Tekla mogła być o
Pasterza spokojna.
Po kilku dniach przed dom zajechał powóz signora Martiniego.
- Witaj, pani - wołał notariusz od progu, rozpogodzony jak dawniej. - Hrabia wprost wierzyć
nie chciał, że to twój pies i ty, pani, odnalezliście go po tylu dniach bezowocnych poszukiwań.
Prosił, byś raczyła przyjąć jego podziękowanie, gdy tylko odzyska siły, uczyni to osobiście.
Tymczasem ja jestem niegodnym posłańcem.
- %7łyczę mu zdrowia - powiedziała Tekla poważnie - i cieszę się, że nie spotkało go nic
gorszego.
- Mówił, że gdyby nie ty pani, i nie twój pies, mógłby tam umrzeć, gdyż nikomu nie przyszło
by do głowy szukać go w tak doskonale zamaskowanym ukryciu.
- Sprawił to przypadek - zauważyła skromnie - a raczej don Biagio poprowadził mnie w
tamte okolice. Dzikie i straszne - wzdrygnęła się. - Panie Martini, czy hrabia mówił, co zaszło
między nim a Pininem? W jaki sposób znalazł się w tej czeluści?
- Hrabia nie chce o tym mówić, nie prosił mnie jednak, bym przed tobą, pani, zachował to w
tajemnicy. W ogóle ten samotny wyjazd z łotrem, bo tak muszę nazwać tego człowieka, był
aktem wielkiej nierozwagi. Ale hrabia jest młody, odważny i nieostrożny. Pinin napadł na
niego znienacka od tyłu, gdy byli daleko od pieczary, uderzył hrabiego w głowę, a gdy ten
stracił przytomność, związał go i ciągnął przez kamienie i głazy. Dlatego hrabia miał
poszarpane ubranie i cały był pokrwawiony. To cud, że wytrzymał tę krzyżową drogę.
Usiłował uwolnić się z więzów, ale były mocne, rzucał się na swego prześladowcę, ale ten
wówczas bił go szpicrutą i wlókł dalej. Znał widać dobrze tę pieczarę, bo u jej brzegu rozciął
sznur, którym były związane na plecach ręce więznia i pchnął go w dół. Cud boski, że hrabia
się nie zabił. Mówił, że rękami czepiał się ścian pieczary i w ten sposób osłabił nieco siłę
upadku. Potem łotr zawołał: "To będzie twój grób. Zaraz zamknę wejście i zostaniesz tu na
wieki. Dobrze cię oskubałem, zresztą nie masz żadnego dziedzica, któremu byś zostawił
dobra Certów. Mógłbym wziąć o wiele więcej, ale niech tam, i to mi wystarczy do końca
moich dni. %7łegnaj", śmiał się przy tym szatańsko, jak mówi hrabia. A potem straszny huk
zatrząsł skałą i kamienny blok zatarasował wejście. Hrabia został w ciemności, jedynie wąska
smuga światła oznajmiała mu, że nastał dzień. Na szczęście dzięki tobie, pani, żywy doczekał
się ratunku.
- Straszne! - Tekla była pod wrażeniem tej opowieści. - Mam nadzieję, że zbrodniarz
zostanie ujęty - dodała po chwili - i że spotka go zasłużona kara.
- Otóż tutaj nie zgadzam się z hrabią.
- Dlaczego? - zdziwiła się. - Co hrabia zamierza?
- Właśnie nic nie zamierza - pokiwał głową notariusz. - Hrabia nie chce karać łotra, nie chce
go ścigać, chce o nim zapomnieć. Tak mi powiedział. Trudno to co prawda zrozumieć, bo
przecież Pinin, jeśli własnoręcznie nie popełnił morderstwa, to przecież skazał hrabiego na
niechybną śmierć, straszną śmierć z głodu i z pragnienia. I tylko przypadek...
- Opatrzność - poprawiła Tekla. - Opatrzność, panie Martini, i don Biagio, bo to don Biagio
mnie tam poprowadził.
- Ludzie z Roccanera odnalezli miejsce, gdzie hrabia i Pinin zsiedli z koni. Aotr, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl