[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Taak  mówi.  O której będzie kolacja?
 Kolacja o piątej, ale myślę, że prezenty rozpakujemy koło pierwszej drugiej.
 Czyli o drugiej.
 Co?
 Mama ci powiedziała, że koło pierwszej drugiej, żebyś przyszła o pierwszej i żeby mogła spędzić
z tobą więcej czasu, ale tak naprawdę planuje o drugiej.
 Dlaczego mówisz to tak, jakby to był jakiś diaboliczny plan?
 Skąd.
 To przecież nic złego, jeśli rodzina chce spędzić z tobą więcej czasu.
 Wiem  mówi Charlie.  Ale my przyjdziemy o drugiej, nie o pierwszej. Tylko tyle chcę
powiedzieć.
Jest taki precyzyjny w sprawie pory przyjścia, bo ma kogoś, z kim chce spędzić czas. Chce być sam z
Natalie. Nie chce przesiedzieć całego dnia z rodziną. A ja? Z radością przesiedzę cały dzień z rodziną.
Co innego miałabym robić?
 W porządku, powiem mamie, że będziesz o drugiej.
 Super.
 I, Charlie&
 Tak?
 Masz prezent dla mamy, prawda?
 Wciąż jeszcze to robimy?
Dostaję sygnał, że dzwoni Rachel.
 Tak, Charlie, nadal to robimy. Muszę kończyć. Rachel dzwoni.
 Dobra, to cześć. Ale nic jej na razie nie mów!
 Nie powiem, jasne.  Wciskam klawisz, żeby się przełączyć na inną rozmowę, i gubię Rachel. Co
do diabła? Czy to aż takie trudne, operować równocześnie dwiema rozmowami w tym samym telefonie,
cholera jasna? Oddzwaniam.
 Naucz się korzystać z telefonu  rzuca.
 Aha, dzięki.
 Mamy problem.
 My?
 Dobra, ja mam. Ale zamierzam cię skłonić, żebyś mi pomogła, więc w pewnym sensie jest to także
twój problem.
 Okej  mówię.  Dawaj.
 Babcia przeczytała artykuł o tym, że biały cukier ma wpływ na raka.
 Okej. Domyślam się, że mama nalega, żeby wszystkie ciasta, które pieczesz, były bez cukru.
 Słyszałaś o czymś takim? Zmieszne  zżyma się Rachel. Ale to ona jest śmieszna. Mieszkamy w Los
Angeles. W pięć minut można znalezć ciasto wegańskie, bez glutenu, bez cukru, bez mleka i jaj, co tylko
zechcesz.
 Dasz radę. Dla ciebie upiec ciasto to tyle co kiwnąć palcem.
 Ale ona przecież nie ma raka  mówi Rachel.  Wiesz o tym, prawda? To znaczy, nigdy się o tym
nie mówi, ale moim zdaniem to oczywiste, że nie ma żadnego raka.
Zmieję się.
 Zapomniałaś, zdaje się, że to dobra wiadomość.
Rachel też się śmieje.
 Nie! Super, że nie ma raka, zastanawiam się tylko, dlaczego w związku z tym mam piec ciasto z dyni
bez cukru.
 No dobra, a jakbyśmy zrobiły tak: sprawdzasz przepisy i znajdujesz taki, który będzie się nadawał
twoim zdaniem. Wysyłasz mi listę składników, których nie masz w domu. Ja jutro idę do sklepu i kupuję
co trzeba. A potem przyjeżdżam do ciebie i pomagam ci wszystko przygotować.
 Naprawdę byś to zrobiła?
 Chyba żartujesz. No pewnie! Mama nie prosiła mnie w tym roku, żebym coś przyniosła. Mam tylko
przytargać siebie samą.
 Coś takiego  mówi Rachel nieco jaśniejszym głosem.  Dobra, to dzięki.  Po czym dodaje: 
Obawiam się, że będziesz musiała pójść do sklepu przed piątą czy szóstą, niestety. W Wigilię sklepy
wcześnie zamykają. Po prostu ci mówię, żebyś wiedziała.
 Jasne. Obiecuję.
 To kup też trochę tego całego sztucznego śniegu, dobra?
 Czego?
 Mają go czasem w spożywczakach, w alejce z artykułami świątecznymi. Takie coś, co rozpylasz na
szybie i wygląda jak śnieg.
Wiem, o czym mówi. Mama zwykle spryskiwała tym szyby, jak byliśmy mali. Zapalała świece o
zapachu drzewa w kominku i śpiewała Pada śnieg. Zawsze jej bardzo zależało, żeby nam pokazać, jak
wyglądają prawdziwe święta. Któregoś roku Charlie zaczął płakać, bo nigdy nie widział śniegu, więc
mama wrzuciła lód do blendera, zmełła, a potem go tym posypała. Ciekawe, czy Charlie to pamięta&
Ciekawe, czy i on będzie wrzucał lód do blendera, żeby pokazać śnieg swojemu pozbawionemu śniegu
dziecku.
 Dobra. To zrób listę i wszystko ci kupię  mówię.
Kończę rozmowę i odkładam telefon.
Rozglądam się po domu. Nie mam nic do roboty.
Postanawiam wysłać Davidowi SMS-a. Nie wiem dlaczego. Może dlatego, że to coś do roboty. Ktoś,
z kim można pogadać.
Przyszło ci kiedyś do głowy, że prawdziwy problem z życiem w pojedynkę to ten, że czasem się
nudzisz?
Zakładam, że może nie odpowiedzieć. Albo zobaczyć wiadomość pózniej. Ale odpisuje natychmiast.
Jeszcze jak! Nie zdawałem sobie sprawy, jak czasochłonne jest małżeństwo.
Odpowiadam.
To okropne, że nic teraz nie absorbuje mojej uwagi. A kiedyś okropne było, że on tak absorbował
moją uwagę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl