[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się jeszcze pomagać mu przez parę dni, dopóki on sam nie
poczuje siÄ™ pewniej jako ojciec.
Nagle oczyma wyobrazni ujrzał Ashley, którą tego ranka
zastaÅ‚ jeszcze Å›piÄ…cÄ…. UderzyÅ‚a go znienacka jej uroda. Wi­
dywał ją śpiącą wiele razy, kiedy była jeszcze dzieckiem,
ANNETTE BROADRICK
64
ale dziś Ashley jest już młodą, lecz w pełni dojrzałą kobietą.
I wciąż używa tych samych perfum, o kwiatowym zapachu,
przywodzącym na myśl lato w pełnym rozkwicie.
I nagle przemknęło mu przez myśl, że mógłby co rano
budzić się przy niej. I ta myśl zdała mu się zarazem urocza
i przerażająca.
Jake zaparkował samochód przed bankiem i gdy z niego
wysiadał, pojawił się przed nim Jordan.
- Przepraszam, że siÄ™ trochÄ™ spózniÅ‚em - powiedziaÅ‚ Ja­
ke - ale miałem nieprzewidziane trudności.
- Nie ma sprawy - odparł z Jordan, bacznie mu się
przyglÄ…dajÄ…c - mamy jeszcze chwilÄ™ czasu. Co u ciebie sÅ‚y­
chać?
ROZDZIAA SZÓSTY
- Gdzie my jesteÅ›my? - zapytaÅ‚a Heather, gdy wysia­
dały z samochodu przed kliniką dla zwierząt.
- To miasto nazywa siÄ™ New Eden, i ja tutaj pracujÄ™
- wyjaÅ›niÅ‚a Ashley, która pomagaÅ‚a maÅ‚ej odpiąć pas i wy­
dostać się z samochodu.
- Ja nie lubię miasta - oznajmiła Heather.
- Wcale ci się nie dziwię. Ale nie zostaniesz tu długo,
słoneczko. Zanim się spostrzeżesz, przyjedzie po ciebie twój
tatuÅ›.
- Ale ja chcę zostać z tobą - powiedziała dziewczynka
zdecydowanym tonem.
- Pomówimy o tym pózniej - zauważyÅ‚a dyplomatycz­
nie Ashley.
Gdy weszÅ‚y do recepcji, zastaÅ‚y tam Wendy, która naj­
pierw spojrzała na nie półprzytomnie znad papierów, które
porządkowała, ale zaraz potem odłożyła je i skierowała
wzrok na Ashley i Heather.
- Czy jest coś, co przed nami ukrywałaś? - zagadnęła
z uśmiechem, po czym wstała zza biurka i podeszła do nich,
chcąc się bliżej przyjrzeć Heather.
- Heather, pani Modean jest mojÄ… bardzo dobrÄ… przy­
jaciółką. I ma wnuczkę w twoim wieku, nazywa się Mary
ANNETTE BROADRICK
66
Ann. Pani Modean - powiedziała zwracając się do Wendy
- pragnę pani przedstawić pannę Heather Crenshaw.
- Crenshaw? A z których to Crenshawów? - zapytała
ciekawie Wendy.
- To córka Jake'a - wypaliÅ‚a Ashley, nie chcÄ…c prze­
dłużać tej wymiany zdań.
- Och! Co za miÅ‚a niespodzianka! - wykrzyknęła Wen­
dy i wyciągnęła do Heather rękę. - Jak się pani ma, panno
Crenshaw?
Heather, tuląc się do nogi Ashley, nieśmiało wyciągnęła
do niej rÄ…czkÄ™.
- Dobrze - bąknęła pod nosem.
- No no - powiedziała Wendy, kręcąc ze zdumieniem
głową. - Ale niespodzianka. Jake ma córeczkę, a ty się nią
opiekujesz...
- Po prostu pomagam przyjacielowi z dawnych lat -
wyjaśniła Ashley, nie wdając się w komentarze, po czym
zapytała Heather:
- Czy jesteÅ› gotowa spotkać siÄ™ z naszymi maÅ‚ymi pa­
cjentami?
Dziewczynka skinęła gÅ‚owÄ… i zaczęła rozglÄ…dać siÄ™ cie­
kawie po pokoju. Na ścianach wisiały obrazki, na których
dzieci z przedszkola uwieczniły swoje ulubione zwierzaki.
Widząc jej zainteresowanie, Wendy zagadnęła:
- Lubisz rysować, Heather?
- Aha.
- To może, kiedy już obejrzysz zwierzątka, przyjdziesz
tutaj do mnie, a ja ci naszykujÄ™ papier i kredki.
Ashley podziÄ™kowaÅ‚a jej uÅ›miechem, po czym popro­
wadziła Heather do pomieszczenia na zapleczu.
PRZEZNACZENI SOBIE
67
Kiedy stamtąd wróciły, Wendy zapytała:
- Pierwszy raz słyszę, że Jake Crenshaw ma córeczkę.
Jak to możliwe?
- No cóż - zaśmiała się Ashley - tak bywa w życiu.
Czasami coÅ› ujdzie naszej uwagi.
- Jedno jest pewne: mała jest bardzo do niego podobna.
- Nie da się ukryć.
- Czyżby była córką Tiffany?
- Zgadza się - odparła Ashley.
- Ciekawe, dlaczego Jake nigdy o niej wspominał.
- Jake jest raczej małomówny, jak pewnie zauważyłaś.
- Wiesz, życie czasami dziwnie siÄ™ ukÅ‚ada - zauważy­
Å‚a Wendy. - Zawsze mi siÄ™ wydawaÅ‚o, że kiedy doroÅ›­
niesz, Jake poślubi ciebie. A on zamiast tego wziął i ożenił
siÄ™ z jakÄ…Å› pannicÄ… z Dallas. Nigdy nie mogÅ‚am tego zro­
zumieć.
- Widocznie nie jestem w jego typie, Wendy. Pod
wzglÄ™dem wyglÄ…du i temperamentu bardzo siÄ™ od siebie róż­
nimy. Ona jest mieszkankÄ… wielkiego miasta, a ja dziew­
czynÄ… ze wsi.
- Ale podobno się rozwiedli - zauważyła Wendy.
- Jake nie pragnął tego rozwodu. To ona go opuściła,
jak pewnie pamiętasz.
- Trzeba przyznać, że niespecjalnie siÄ™ staraÅ‚a tu za­
aklimatyzować. Co chwila wyjeżdżaÅ‚a do Dallas tym swo­
im szpanerskim czerwonym kabrioletem, który kupił jej
Jake.
- Słuchaj, chętnie bym jeszcze z tobą poplotkowała -
powiedziała Ashley, rzucając okiem na zegarek - ale muszę
wracać do roboty. Kiedy Jake przyjedzie po Ashley, proszę
ANNETTE BROADRICK
68
ciÄ™, daj mu parÄ™ wskazówek, jak należy siÄ™ opiekować pra­
wie czteroletniÄ… dziewczynkÄ….
- Zgoda. Ale słuchaj, wciąż mi nie wyjaśniłaś, dlaczego
zgodziłaś się mu pomóc.
- Dobre pytanie, Wendy. Tak naprawdÄ™, to sama nie je­
stem tego pewna.
ZbliżaÅ‚o siÄ™ poÅ‚udnie, kiedy Wendy zadzwoniÅ‚a do Ash­
ley przez wewnętrzny telefon i powiedziała:
- Jake jest na drugiej linii.
Ashley właśnie myła ręce po zbadaniu i zaszczepieniu
dwóch szczeniÄ…t australijskiego owczarka. MiaÅ‚a dziÅ› wy­
jątkowo dużo pracy, gdyż Woody skręcił sobie nogę i nie
mógł przyjechać do kliniki.
- Cześć, Jake - odezwaÅ‚a siÄ™, lekko zdyszana. - Prze­
praszam, że musiaÅ‚eÅ› chwilÄ™ poczekać, ale dziÅ› jest tu pra­
wdziwy młyn. Mam nadzieję, że wpadniesz niedługo po
Heather, bo po południu jadę z wizytami, między innymi
muszę wpaść na twoje ranczo i zbadać jedną ze zrebnych
klaczy Jordana.
- Jest pewna trudność. Widzisz, dzwonię ze szpitala.
- Ojej! Co się stało? Miałeś wypadek?
- Nie, to Red Malone wpadł do głębokiego kanionu
i mocno się poturbował. Okoliczni ludzie przywiezli go
do domu, a potem Ken zadzwonił do mnie na komórkę
i powiadomiÅ‚, że wiezie go do szpitala. Nie rozmawia­
Å‚em jeszcze z lekarzem, wiÄ™c nie wiem, na ile to poważ­
na sprawa, ale nie będę mógł stąd wyjść, dopóki się nie
dowiem.
- Oczywiście, rozumiem - powiedziała Ashley. - Skoro
PRZEZNACZENI SOBIE
69
tak, to zabiorÄ™ Heather ze sobÄ… na wizyty i na twoje ranczo
przyjadę na ostatku, kiedy już będziesz w domu.
- DziÄ™kujÄ™ ci, Ashley - powiedziaÅ‚ Jake z ulgÄ… w gÅ‚o­
sie. - Przynajmniej jeden kłopot spadł mi z głowy.
Gdy Ashley wróciła do recepcji, znalazła Heather śpiącą
smacznie na stosie kocyków przy biurku Wendy.
- Czyje to koce? - spytała ze zdziwieniem.
- NależaÅ‚y do Mary Ann, mojej wnuczki. Poprosi­
łam synową, by je podrzuciła dla Heather. Susan przywiozła
też różne inne rzeczy i krzeseÅ‚ko do samochodu. Nie spiesz­
cie siÄ™ z oddawaniem, dopóki Jake nie kupi czegoÅ› odpo­
wiedniego.
- Nie wiem, jak ci dziękować - ucieszyła się Ashley.
- Proszę cię, podziękuj też w moim imieniu synowej. To
prawdziwe wybawienie. Bo widzisz, Jake jest teraz w szpi­
talu, razem z moim tatą. Red Malone miał wypadek dziś
rano i obaj czekają na rozmowę z lekarzem, więc Heather
jeszcze ze mnÄ… zostanie, zabiorÄ™ jÄ… na wizyty. Powiedz mi,
czy mała była grzeczna? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl