[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Lubię czytać. Zawsze na pierwszego kupuję dwie książki. Zebrała się już mała
biblioteczka. Nikomu nie pożyczam, bo ludzie nie potrafią szanować książek. Brudzą, niszczą
kartki, nawet gubią albo ukradną. Kupowałbym więcej książek, ale mało zarabiam.
- Mam trochę książek - powiedziałem - i mógłbym panu pożyczyć. Pan na pewno nie
pobrudzi ani nie zgubi... Ma pan świetną wędkę. Można obejrzeć?
Strażnik spojrzał ponuro, odsunął się ode mnie.
- Wszystko, co moje, może pan oglądać - odezwał się po chwili - i wszystko, co moje,
mogę panu pożyczyć. Pieniądze, książki, buty, koszule, nawet szczoteczkę do zębów. Ale
nigdy wędki.
- Jest pan przesądny?
- To nie przesądy, to prawda. Pięć lat temu miałem inną wędkę, angielską. Także
najwyższy gatunek. Jakaś młoda dziewczyna siedziała obok mnie, to było na wczasach,
wyjechałem wtedy na Mazury. Poprosiła, żebym pozwolił jej łowić. No i pozwoliłem. I wie
pan co? Pózniej przez cały rok nie złapałem na tę wędkę ani jednej ryby! Nawet płotki nie
brały. Sprzedałem ją w komisie i musiałem kupić nową. W Kołobrzegu ją kupiłem, od
jakiegoś turysty z Drezna. Teraz już nikomu nie pożyczam wędki.
- Naprawdę pan wierzy w rzucanie uroków?
- Wcale nie wierzę. Wiem, że tak jest. Wędkę można zapeszyć, wie pan, właśnie urok
na nią rzucić czy jak to powiedzieć... Każdy dobry wędkarz wie, że nie wolno dotykać cudzej
wędki.
Chciałem zobaczyć, jaką książkę czyta, ale po tej odmowie obawiałem się, że nie
pozwoli również dotknąć książki. Przeszło godzinę siedzieliśmy w milczeniu.
Już zmierzchało, kiedy się odezwał:- A gdyby nic więcej nie znalazło się w sprawie
Ząbka, to śledztwo będzie umorzone?
Już było umorzone, jednak nie chciałem mu o tym mówić, wstydziłem się mojej
nieudolności.
- Postaram się, żeby coś się znalazło. Może pan dowie się czegoś w Protonie?
- Ja tam z nikim nie przestaję. Każdy z nich tylko na wódkę wyciąga, na karty...
Myślą, że jak znajdą kolegę, to tylko po to, żeby z nim wypić.
- Chciałbym mieć kogoś w Protonie, komu można zaufać.
- A z tymi robotnikami, którzy przywiezli wtedy transformatory, trzydziestego po
południu, czy z nimi pan rozmawiał?
- Których pan pilnował? Tak, rozmawiałem. Panie Broniak, to są podstawowe sprawy,
kiedy rozpoczyna się śledztwo. Ci ludzie przyjechali z Wrocławia. Nigdy nie byli nie tylko w
Protonie, ale w ogóle w Warszawie.
Znowu milczenie, które przerwał strażnik.
- Jeszcze mam jedną sprawę. Właśnie teraz o tym myślałem, ale to chyba nieważne.
- Jaką? Wszystko może być ważne.
- Kiedy pan kapitan kazał mi pilnować rozprutych drzwi, księgowa Kaleta chciała
wejść do pokoju pana Emila. Niby po koperty do wypłaty.
- To chyba nie ma znaczenia.
- A może? W zakładach wszyscy nazywają ją ,,Marusia . A wyście szukali jakiegoś
człowieka, którego imię albo nazwisko zaczyna się na  Mar . Pan sierżant pytał mnie kiedyś,
czy znam kogoś takiego.
- To ciekawe, co pan mówi. Jednak Kaleta ma stuprocentowe alibi. Nie mogła być w
Protonie tego popołudnia.
- I ja tak myślę. Jednak wolałem panu powiedzieć. Jeszcze za czymś się rozglądam.
Ale powiem panu dopiero wtedy, jak to się sprawdzi... Panie kapitanie, gdybym wam pomógł
w tej sprawie, czy dostałbym jakąś nagrodę?
- Nawet dużą. Mogę to już dzisiaj obiecać.
- Obiecywać nie warto. Chciałem tylko wiedzieć.
28
Niedziela. Porucznik Witek ma dyżur w komendzie. Podoficerem dyżurnym jest
sierżant Kłos. Porucznik telefonicznie prosi Kłosa do swego pokoju.
- Sierżancie, otrzymaliśmy już meldunki z komendy w Koluszkach.
- W sprawie podobizny mężczyzny, który odwiedził Ząbka?
- Tak. Przekazaliśmy ją wszystkim komisariatom w Koluszkach.
- Znalezli kogoś?
- Można było przewidzieć, że nie znajdą. W ogóle skąd ten pomysł, że człowiek, który
odwiedził Ząbka, mieszka w Koluszkach? Dlaczego nie w Poroninie?
- Chcieliśmy tylko spróbować. Bo kartka, którą dostał Ząbek, była nadana w
Koluszkach. Kapitan Wójcik sądził, że ten człowiek dlatego zjawił się u Ząbka, ponieważ
Ząbek nie odpisał na jego pozdrowienia. Coś w tym się kryło.
- A może odpowiedział mu i zaprosił tego człowieka na niedzielę?
- Chyba nie.
- Z wami można zwariować! Dlaczego nie?
- Bo Ząbek był przestraszony i zdziwiony, kiedy otwierał mu drzwi. Wcale na niego
nie czekał.
- A czy nie pomyśleliście, że ktoś może mieszkać na przykład w Aodzi albo w
Katowicach, a kartkę wrzucić do skrzynki w Koluszkach, kiedy przesiada się z pociągu na
pociąg?
- Może wrzucić, kiedy się przesiada. To prawda. Ale może także mieszkać w
Koluszkach.
- Sierżancie, dajcie sobie z tym spokój. Ośmieszacie się tylko. Moim zdaniem sprawa
jest przegrana. Cześć. Nie, zaczekajcie! Byłbym zapomniał. Falkoniowa dzwoniła. Chce
rozmawiać z kapitanem Wójcikiem. Mówi, że w ważnej sprawie.
- Kiedy dzwoniła?
- W południe. Telefonowałem kilkakrotnie do Wójcika, nie ma go w domu.
- Pojechał na ryby. Ale powinien już wrócić.
- Nie wrócił, sierżancie. Po raz dziesiąty telefonowałem pięć minut temu. A
Falkoniowa - porucznik patrzy na zegarek - już za pół godziny będzie czekać w barze
 Zakąska . Może sami tam pojedziecie? Kapitana nie ma, a ja wysiadłem z tej beznadziejnej
sprawy. I jestem szczęśliwy, że wysiadłem. Bawcie się sami...
- Mam pojechać?
- Nikogo innego nie mogę posłać, bo wy najlepiej znacie sprawę. Wezcie samochód,
tramwajem nie zdążycie.
29
Wracałem znad jeziora boczną, wyboistą drogą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl