[ Pobierz całość w formacie PDF ]

scenę z najżywszym zainteresowaniem. Nie zniesie tego! Gwałtownie zerwała
się na równe nogi, do głębi upokorzona myślą, że do tego stopnia obnażyła
swoją duszę w jego obecności.
- Wiem też o twoich kłopotach z Cordell Enterprises - usłyszała poważny
głos Paula.
Spojrzała na niego i wreszcie zrozumiała, że straciła go bezpowrotnie.
Przez cały czas nawet jeden muskuł nie drgnął na jego twarzy. Paul panował nad
sobą całkowicie i widać było, że podjął nieodwołalną decyzję.
- Z pomocą kilku adwokatów da się wynalezć takie kruczki prawne, że
przez lata sobie z tym nie poradzą - kontynuował spokojnie.
- Doceniam twoją chęć pomocy, ale to niepotrzebne. Już się zajęłam tą
sprawą - powiedziała dyplomatycznie. Nie chciała ich sobie przedstawiać, nie
chciała, by siedzący w wózku inwalidzkim mężczyzna patrzył na męską,
potężną sylwetkę Slade'a i czuł się gorszy.
- Mogę ci pomóc finansowo. Zwietnie mi się powodzi, nasze zyski w
ostatnim roku przekroczyły dziesięć milionów dolarów...
Pieniądze? A jakie one mogą mieć znaczenie? Zdesperowana podjęła
ostateczną, z góry skazaną na niepowodzenie próbę.
- Ożeń się ze mną i wróć do Wildjanny! Jego wzrok wyrażał niezłomną
wolę.
- Prowadzę teraz zupełnie inne życie niż przedtem i nie ma ono nic
wspólnego z twoim. Odziedziczyłaś majątek ziemski - przypomniał jej twardo. -
Masz swoją drogę, którą musisz pójść. Czy nie widzisz, że taka szansa została
- 35 -
S
R
dana tylko niewielu ludziom na świecie? Cieszę się z tego, przecież wiesz, że
życzę ci jak najlepiej. - Znów mocno uścisnął jej dłoń.
- A gdybyś chciała, żebym kiedyś zajrzał do Wildjanny, żeby pogadać...
- Dziękuję ci, ale chyba nie będę cię tak fatygować - wykręciła się. To
mogłoby się okazać zbyt trudne do zniesienia. - Jakoś dam sobie radę. Miło
słyszeć, że dobrze ci się powodzi. I dziękuję za to, że przyszedłeś.
- Od tego ma się przyjaciół - powiedział miękko.
- Tak, jesteśmy tylko przyjaciółmi - wyszeptała z bólem i rezygnacją.
Nie kochał jej. Gdyby ją kochał, nie mógłby się przecież od niej odwrócić
teraz, gdy tak rozpaczliwie go potrzebowała. Stworzył sobie nowe życie, w
którym nie ma już dla niej miejsca, i nie zamierza tego zmienić nawet w tak
wyjątkowej sytuacji.
- Zawsze - zapewnił z mocą. - Czy masz jak wrócić do domu?
- Tak.
Skinął głową.
- To świetnie. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, zadzwoń do mnie.
- Dziękuję ci, Paul.
Uścisnęła jego dłoń po raz ostatni, odwróciła się i odeszła. Daliby radę,
gdyby tylko chciał. Ale on miał inne plany, przy układaniu których najwyrazniej
nie wziął jej pod uwagę.
Czuła się zdradzona.
Kiedy on potrzebował pomocy, czuwała przy nim w szpitalu, gotowa dać
z siebie wszystko, ale odrzucił ją wtedy. Tak samo teraz. Rezygnując ze
wspólnej przyszłości wcale nie poświęcał siebie, tylko ją! W życiu, które go
czekało, nie była mu już potrzebna. Przez całe trzy lata tęskniła za czymś, co
nigdy nie istniało.
Nie miała już nikogo. Musiała iść dalej zupełnie sama.
- Czy nie należałoby odprowadzić twojego przyjaciela? - Slade spojrzał
na oddalającego się Paula ze zmarszczonymi brwiami.
- 36 -
S
R
- Nie - odparła, nie odwracając się. I bez tego wiedziała, że już opuścił
lotnisko i pewnie właśnie zbliża się do specjalnie dla niego przystosowanego
samochodu. Duma kazała Paulowi być całkowicie samodzielnym i niezależnym.
Skierowała puste spojrzenie na Slade'a.
- Nie można mieć wszystkiego za pieniądze.
Nie można za nie kupić miłości. Nie można z ich pomocą naprawić tego,
co się roztrzaskało. Nie można przywrócić tego, co bezpowrotnie stracone.
Kolejna fala bólu spowodowała, że Rebecca niemal kompletnie opadła z
sił. Zakręciło jej się w głowie, ale w tej samej chwili silna, pewna ręka
podtrzymała ją za ramię. Ta niespodziewana pomoc pomogła się jej jakoś
pozbierać.
- Może usiądziesz? Zamówię kawę...
- Nie! - Zmusiła się, żeby spojrzeć na niego. W oczach Slade'a była uwaga
i troska. Z pewnością tymczasowa. Raniło ją to tym bardziej, że tego właśnie
potrzebowała. Ale przecież nie Slade jej to zapewni! Paul też już nie... - Musimy
iść - powiedziała twardo.
Nie wracaj do przeszłości, Rebecco. Myśl o tym, co przed tobą.
- Jesteś pewna?
- Tak. Jestem pewna.
Masz przed sobą drogę, którą musisz pójść...
- 37 -
S
R
ROZDZIAA PITY
Do podziwu dla tej niezwykłej kobiety dołączyła głęboka frustracja i
gorzka zazdrość o kalekiego mężczyznę. Slade przypomniał sobie sposób, w
jaki trzymali się za ręce. Odsunął od siebie te myśli. Musi zawiezć Rebeccę do
domu. %7łe też Janet umarła właśnie teraz... Doskonale znał to poczucie osieroce-
nia, dotkliwej straty, pustki, której nikt nie może zapełnić. Doświadczał tego od
chwili śmierci dziadka Logana. Ale z tym też sobie w końcu poradzi, jak ze
wszystkim innym.
Wyprowadził Rebeccę z dworca i skinął na taksówkę. Ciągle trzymał
dziewczynę mocno pod ramię. Jej oczy wyrażały stanowczość i zdeterminowa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl