[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomóc nie możesz. Jedz.
W sobotę wieczorem, zaopatrzony w gotówkę i w błogosławieństwo stryja, Józef
wyjechał.
W wagonie przeczytał testament.
Stryj zapisywał w nim bratankowi cały swój majątek, którego wyliczenie zajmowało dwie
bite strony kancelaryjnego formatu. Były tam domy w Petersburgu, wkłady bankowe, fabryka
drutu w Kałudze, kamienica w Warszawie, moc akcji, obligacji, pożyczek wojennych itp.
Józef z bijącym sercem odczytywał ten rejestr, gdy zaś doszedł do końca, gdzie obliczono
wartość całego zapisu na dwa i pół miliona rubli, przyszło mu na myśl, że nie będzie wiedział
co z tym wszystkim zrobić, że szkoda stryja, który na pewno wkrótce umrze.
Testament schował głęboko do wewnętrznej kieszeni, a kieszeń zapiął na wszelki wypadek
agrafką.
Gdy przyjechał na  punkt zastał niespodziewane zmiany. W kancelarii pułkownika
urzędowała Rada Delegatów %7łołnierskich, w magazynach Sojuza przeprowadzał kontrolę jej
delegat, wzwodnyj Ostapienko, dotychczasowy magazynier ambulansu.
Pułkownik Rubowicz z zazdrością spoglądał na walizy Pastuszkiewicza. Sam nie mógł
opuścić  punktu , zanim nie przyjedzie następca, o którego prosił w sztabie dywizji.
Radosławski sprawę postawił prosto:
 Ja jadę do korpusu polskiego. Jeżeli chcesz, żeby cię tu nie powiesili, jedz Józek ze mną.
Józefowi Domaszce wydało się to wszystko objawem zbiorowego szaleństwa.
 Jakże można porzucać swoje obowiązki  próbował zreflektować Radosławskiego.
Gdy jednak pomówił z nim dłużej, doszedł do przekonania, że rzeczywiście obowiązkiem
Polaka jest przejście do korpusu polskiego. Inne obowiązki w obliczu tego, głównego, maleją
33
do zera.
Od dwóch dni padał nieustający deszcz. Kwiecień nie zapowiadał się pogodnie. Dach w
baraku Domaszki zaczął przeciekać. Brudne krople wody kapały koło samego łóżka w
brezentowe wiadro. W drugim miejscu, koło stolika, również przeciekało. Gdy Józef zwrócił
się do Pieczonkina, w którego kompetencji leżała naprawa uszkodzeń, ten tylko ręką
machnął:
 Pocieknie i przestanie.
To wpłynęło na ostateczną decyzję. Istotnie dłuższe pozostawanie na  punkcie było bez
sensu. Radosławski ma rację. Należy jechać.
Rada %7łołnierska zatrzymała Józefa aż do przekazania składu bielizny według ksiąg
wzwodnemu Ostapience.
Po dwóch dniach Józef skończył. Jednakże Radosławskiego już nie było, a Pastuszkiewicz
czekał na jakieś pieniądze, które nie nadchodziły. Tymczasem pilnował ładowania czterech
samochodów ciężarowych różnymi zapasami, zapotrzebowanymi przez okręg i głośno mówił,
że od maja zabierze się do reorganizacji magazynów.
W nocy obudził Domaszkę, który spał  jak było umówione  w ubraniu. Samochody już
stały na gościńcu za karczmą.
Było jeszcze zupełnie ciemno, gdy ruszyły.
 Uważasz pan  ściskał Pastuszkiewicz łokieć Józefa  uważasz pan, gdy przyjedziemy z
tym wszystkim, zupełnie inaczej nas w korpusie przyjmą. Z posagiem, proszę pana!
Nie obawiali się pogoni, bo na  punkcie pozostał tylko jeden samochód i to zepsuty.
Zresztą do południa zdążą dojechać.
 Tak, panie drogi  kręcił się Pastuszkiewicz na twardym siedzeniu  nasi przodkowie
nadciągali do wojska polskiego ze swymi pocztami, a my też nie z gołymi rękami. Tradycja,
panie, tradycja!
Gdyby nie wypadek z przekładnią, byliby na pierwszą. Reperacja zajęła jednak przeszło
trzy godziny i auto pomimo naprawy szło zle. Gdy zatrzymały ich pierwsze straże polskie, był
już zmrok.
Pomimo  posagu w korpusie nie przyjęto Pastuszkiewicza i Józefa ze specjalnym, a przez
nich spodziewanym, entuzjazmem.
Korpus  jak z wesołą miną powiedział im kapitan Borek  i tak miał multum
zaopatrzenia:
 Starczyłoby na pięć korpusów!
I z ludzmi też nie bardzo wiadomo było co robić. Pastuszkiewicz urządził się dzięki
znajomościom w kancelarii prowiantowej. Józef przez dłuższy czas był bez przydziału, zanim
nie spotkał Radosławskiego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl