[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wówczas jednak wszystko dopiero się dla Mukla zaczynało. Pomału, krok po kroku, poznawał
swój duży ogród i to ze wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami. I dopiero, gdy uznał, że go
dobrze
zna - wyruszył poza jego obręb!
Najpierw w kierunku, który jego opiekunowie uznawali za jeden z najprzyjemniejszych. Wybrał
się do przyjaznego wszelkim zwierzętom zachodniego sąsiada. Obwąchał u niego dosłownie każdy
do-
stępny kąt. Najwyrazniej czuł się tu dobrze, nie był tu intruzem. Najciekawsze w tym wszystkim
było
to, że nikt nie mógł zrozumieć, jak Mukiel przedostał się przez wielokrotnie uszczelniany płot.
- Jak on mógł to zrobić? - zastanawiał się mężczyzna. - To ci spryciarz. Nie ma widocznie dla
niego żadnej przeszkody.
Było to zgodne z prawdą. Mukiel potrafił wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, by samo-
dzielnie oddalić się od domu. Wystarczył dosłownie moment nieuwagi, aby wykorzystał to i
cieszył się
wymarzoną wolnością.
Mogło to być nie domknięte gdzieś na parterze okno, niedokładnie zamknięte drzwi, zle zapięta
smycz - natychmiast wykorzystywał takie okazje. Wymykał się niezauważony, bezszelestnie,
znikał
dosłownie jak cień.
Trudno było z początku zrozumieć, dlaczego właściwie uciekał. - Pies musi znajdować w tym
jakąś tylko sobie wiadomą frajdę - powiedział mężczyzna i żona się z nim zgodziła.
Aż pewnego dnia stwierdzili, iż istniały jeszcze inne powody, dla których Mukiel urządzał sobie
takie wypady. Pudel bowiem, gdy tylko brakowało kogoś z rodziny, natychmiast rozpoczynał
poszu-
kiwania tej osoby. Nie tylko w domu, ale także we wsi. Biegł zwykle najpierw na dworzec, a
wracając
zaglądał do sklepów, nawet do gospody.
Innym powodem, dla którego wymykał się z domu, było każde, nawet najdrobniejsze nieporo-
zumienie w rodzinie. Sprawiało mu przykrość to, że ludzie z jego otoczenia nie potrafili się ze sobą
porozumieć. Widocznie próbował w ten sposób uwolnić się od tego przykrego uczucia. Szukał
sobie
wtedy po prostu innego zajęcia.
Gdy wymykał się z domu z tego ostatniego powodu, trudno było go potem odnalezć. Wybierał
bowiem odludne miejsca - boczne drogi, łąki - jakby chciał jak najdalej, w samotności, pozbyć się
swo-
ich kłopotów.
Zdarzało mu się uciekać wtedy do krów, które patrzyły na niego swymi ogromnymi ślepiami,
a on także im się przyglądał.
Przy tego rodzaju ucieczkach z domu zupełnie obojętna była dla niego pora dnia i nocy. Czy był
upał, czy mrozna noc, czy ulewny deszcz - Mukiel zmuszał swoich opiekunów do długich
poszukiwań.
Jakby w ten sposób pragnął rozładować napięcia między nimi, a przez wyjście na zewnątrz,
uspokoić
i ponownie pogodzić ze sobą.
Gdy w takich sytuacjach zaczynali go szukać, pozwalał się po jakimś czasie odnajdować. Wy-
starczyło, że zaczynali go rozpaczliwie przywoływać. Słysząc ich głosy, natychmiast wychodził ze
swego ukrycia i pędził jak szalony w ich kierunku. Potem, już w samochodzie, trącał ich nosem,
jakby
chciał im powiedzieć: pogódzcie się i nie kłóćcie się nigdy więcej.
Taktykę taką stosował zawsze, gdy dochodziło między małżonkami do jakichkolwiek nieporo-
zumień.
Wieczór, gdy Mukiel po raz pierwszy zademonstrował tego rodzaju uczucie, był od dawna za-
planowany jako spotkanie przyjaciół w domu jego gospodarzy z okazji karnawału. Przybyło wiele
osób.
- Mam jeszcze bardzo dużo pracy przed wieczornym spotkaniem - oznajmiła krótko żona, pro-
sząc jednocześnie męża: - Ułatwiłbyś mi znacznie zadanie, gdybyś się zajął troszeczkę naszym
psem.
Niech mi się tu nie kręci po kuchni. Czy mogę cię o to prosić?
- Oczywiście - natychmiast ochoczo odpowiedział mężczyzna, zapewniając ją, że zaopiekuje
się
szczeniakiem najlepiej, jak będzie mógł.
Nieco pózniej mężczyzna, ubrany już w strój karnawałowy, czekał na przybycie gości. Przebrał
się w tym roku za kowboja: miał na sobie krwistoczerwoną lnianą koszulę z frędzlami na rękawach
i dżinsy, wciśnięte w ozdobne buty z cholewami. Mimo że buty ładnie się prezentowały, męczył się
w nich okropnie, gdyż były dla niego nieco za małe. Mukiel wydawał się zdziwiony widokiem
swego
pana tak ubranego. Zledził zwłaszcza jego nienaturalnie sztywny krok, nie wiedząc, że jest to
spowo-
dowane za ciasnymi butami.
Zdziwienie Mukla wzrosło jeszcze bardziej, gdy zaczęli się schodzić goście, podobnie jak jego
pan zabawnie poubierani: w stroje południowoamerykańskie, afrykańskie, poprzebierani za
mieszkań-
ców Dalekiego Wschodu, polarników, średniowiecznych rycerzy. Tłumnie przesuwali się obok
męż-
czyzny i Mukla.
Obaj stali za zamkniętymi szklanymi drzwiami, które prowadziły na piętro. Stąd, nie przeszka-
dzając nikomu, nieco ukryci, mogli dokładnie wszystkich obserwować.
Szybko jednak ta gromada ludzi zaczęła się głośno zachowywać; za głośno, jak na upodobania
psa i jego pana. Obaj nie przepadali za zbyt głośnymi rozmowami i hałasem. Lubili ciszę i spokój.
W każdym razie nie przepadali za światem, który jawił im się teraz jakby wzmocniony wieloma
włą-
czonymi naraz głośnikami. To wszystko przeszkadzało im, a nawet ich drażniło.
Ta wrażliwość na hałas nie oznaczała naturalnie, że obaj - pies i mężczyzna - byli nietowarzyscy.
Przeciwnie. Lubili mieć wokół siebie przyjaciół, zarówno spośród zwierząt, jak i ludzi. Witali
chętnie
każdego, kto miał chęć przebywać z nimi. Mógł to być czarny kot sąsiada - Feliks, który ostatnio
dość
często ich odwiedzał, albo też Samson, jamnik, który w jakiś szczególny sposób upodobał sobie
Muk-
la.
Lecz tego rodzaju hałaśliwe spotkania karnawałowe, z których jedno właśnie odbywało się w ich
domu, były im obce. Uwielbiała jednak takie przyjęcia żona mężczyzny, o czym obaj wiedzieli.
Lubiła
mieć w domu tłumy gości, lubiła się bawić i oczekiwała tego samego od męża i psa.
Lecz oni obaj właśnie stali z boku, schowani za drzwiami, w każdym razie nie bawili się razem
z całym towarzystwem. Mężczyzna po jakimś czasie usiadł na schodach prowadzących na górę, a
Mu-
kiel natychmiast przycupnął obok, jakby chciał go pocieszyć. Obaj przedkładali ciszę nad hałas,
byli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl