[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że jest po pięćdziesiątce.
Nagle ujawniła się cała jej wrogość, płonąca od lat w zawziętej duszy. Zrozumiał, że ona go
nienawidzi. Przez te wszystkie lata tylko udawała zaangażowanie, to wszystko była tylko
gra! Ciekawe, czy to samo czuje do Willa.
- Saro, nie mogłaś przed chwilą rozmawiać z Willem. On jest u mnie. Od kilku godzin.
- Rozmawiałam z nim wcześniej.
Jarred zawahał się, ale zdecydował, że powinna znać prawdę.
- I powiedział, że nie ożeni się z tobą.
Jej nozdrza rozszerzyły się gwałtownie, znikła cała jej słynna samokontrola.
248
- Bryantowie! Zawsze tacy chętni do pomocy, pod warunkiem że dostajecie coś w zamian,
co? Tacy wyniośli i potężni, ale bezduszni, wszyscy razem i każdy z osobna.
- Mówiłaś, że mój ojciec pomógł twojej matce.
- Też mi pomoc! Kiepska posadka i seks na zawołanie. Prostytucja. Rozłóż nogi to
dostaniesz podwyżkę, kochanie. Jak myślisz, dlaczego tu tkwiła przez te wszystkie lata? Dla
zysku? Obiecał to wszystko mnie. Przyrzekł, że to wszystko będzie moje. Mówił, że jestem
jego dzieckiem, tak samo jak ty i Will. Mówił, że nie ma znaczenia, że nie jestem jego
rodzoną córką. Kochał mnie. Nazywał swoją małą dziewczynką.
Psychopatka.
Jarred zrozumiał, co miał na myśli Will. Rzeczywiście coś z nią było nie tak. Miała obsesję
władzy, była jak jadowity wąż. Na zewnątrz jak skała, a w środku piekło.
I nie miała racji. Różne rzeczy można było myśleć o Jonathanie Bryancie, ale Jarred
wiedział dobrze, kogo ojciec kocha i co czuje. Ten scenariusz był wyssany z palca.
- Jeśli sądzisz, że twoje dziecko będzie dziedzicem, bo Will jest jego ojcem, to się mylisz.
To nie na tym polega.
- Wiem, na czym to polega. Możesz sobie kłamać do woli. Znam warunki testamentu.
- Ja rozbudowałem tę firmę. Nie jest objęta testamentem. Osiemdziesiąt procent Bryant
Industries należy wyłącznie do mnie. Nawet gdyby Will miał dziedziczyć, byłaby to mała
część, niewspółmierna do wartości całej firmy. To nie znaczy, że nie chcę, by dziedziczył.
Mówię tylko...
- Kłamiesz! - krzyknęła. - Kłamliwy drań! Nie myśl, że mnie oszukasz. Wiem, co knujesz. A
ta przebiegła, mała suka, z którą się ożeniłeś, w ogóle nie może mieć dzieci!
- Nie łudz się - odparł.
- Dokąd idziesz? - zapytała, gdy Jarred wstał i ruszył w stronę windy.
- Do domu. A ty możesz spakować się jeszcze dziś. Od tej chwili już tu nie pracujesz.
Przywołał windę. Sara wyglądała tak, jakby miała zacząć krzyczeć, ale zacisnęła usta i
poszła sobie. Jarred poczuł, że jest wykończony. To ona była bezduszna. I pomyśleć, że ktoś
taki będzie matką dziecka Willa.
- Tato? - powiedział łagodnie Will, wchodząc do szpitalnej sali. Kelsey weszła tuż za nim.
Nola stała obok łóżka, trzymając Jonathana za rękę. Na widok Willa zacisnęła usta, aż stały
249
się jedną cienką kreseczką.
- Gdzie Jarred?
- W drodze - powiedział Will. Kelsey uznała, że to wygodne kłamstewko, więc nie
zaprzeczyła.
Wargi Jonathana poruszyły się, ale nie mógł wymówić głośno ani słowa. Will schylił się, by
lepiej słyszeć.
- O co chodzi? - zapytała niecierpliwie Nola.
- Mówi, że przeprasza - powtórzył Will, potrząsając głową.
Nola spojrzała na męża swoim przenikliwym wzrokiem, który potrafił zmrozić każdego.
- Za co? - zapytała zdenerwowana.
Jonathan odpowiedział wyraznie, choć był to dla niego ogromny wysiłek:
- Za wszystkie moje kochanki. Za Gwen i Janice.
Telefon dzwonił natarczywie. Słyszała wyraznie jego dzwonek. Znaczyło to, że minęło
trzydniowe zamroczenie, spowodowane przerwą w narkotycznym haju. Ale nie miała
ochoty odbierać.
Telefon dzwonił i dzwonił, aż zakręciło jej się w głowie od tego hałasu. Sięgnęła po
słuchawkę.
- Kto to? - zapytała nieprzytomnie.
- To ja - odpowiedział płaczliwie żeński głos po drugiej stronie. - Pokłóciłam się z Jarredem.
Wyrzucił mnie.
- Co? - Obudz się. Obudz się. Obudz się!
- Mówi, że nie ma żadnego spadku. Will nic nie dostanie. Dziecko nic nie dostanie.
Słyszysz? To wszystko na nic!
- Nie. - Głos Gwen był twardy jak stal. Na nic? Zbyt długo już zadowalała się niczym.
Tylko koledzy Sary ze studiów tak naprawdę coś dla niej zrobili. Dali jej spróbować
narkotyków. Dzięki nim mogła uciec na chwilę od swojego marnego, nieszczęsnego życia.
- Widział nasze zdjęcie. On wie.
- Gdzie on teraz jest? Która godzina?
- Koło pierwszej. Jedzie do domu, ale nie wiem na pewno. Jonathan jest w szpitalu.
Możliwe, że wszyscy są u niego.
250 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl