[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego dotyku.
- Przecież tego chcesz...
- Nie... - zaprotestowała, ale nie pozwolił jej dokończyć.
Gdy ją całował, poczuła, jak napływająca rozkosz rozluznia całe jej ciało,
lecz jednocześnie nie mogła opędzić się od trzezwej myśli, że w każdej chwili
może wejść Tim, jeśli się nagle przebudzi. Natychmiast zganiła się za to, że w
ogóle bierze pod uwagę możliwość pójścia z Philipem do łóżka i wyswobodziła
się z jego ramion.
- Nie! Nie pójdę z tobą do łóżka! - powiedziała. - I tak zrobiłam to o jeden
raz za dużo!
- Jestem innego zdania... - mruknął, myśląc, jak ładnie Lisi wygląda, gdy
się złości.
- Gdy okazało się, że jesteś żonaty, czułam się podle, ale przynajmniej
pocieszałam się myślą, że nie mogłeś mi się oprzeć.
- Nie rozumiem, do czego zmierzasz, Lisi - powiedział, mrużąc oczy.
- 75 -
S
R
- A to przecież nie o mnie chodziło! - ciągnęła z goryczą. - Byłeś
wyposzczony, bo twoja żona chorowała, więc zadowoliłbyś się pierwszą lepszą.
- Naprawdę umiesz ranić, co? - rzucił z niesmakiem.
Ruszył szybkim krokiem do holu, chwycił płaszcz i otworzył drzwi
wyjściowe. Potem odwrócił się i oświadczył chłodno:
- Jeśli zamierzałaś obrazić mnie i spowodować, bym więcej się nie
pokazał, to prawie ci się udało.
- Philip... - zaczęła, pragnąc cofnąć słowa podyktowane przez zranioną
dumę i długotrwałą gorycz.
- Nie, nie mów nic więcej, bo chyba bym tego nie zniósł. Twoje wysiłki w
celu pozbycia się mnie poszły na marne. Tim jest dla mnie o wiele ważniejszy
niż twoja jawna nienawiść. Wrócę tu i będę wracał już zawsze. Musisz się z tym
pogodzić.
Odwrócił się i odszedł bez słowa pożegnania.
- 76 -
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Marian Reece gwizdnęła z podziwem.
- Rany boskie, ile jeszcze pieniędzy nasz klient zamierza wpakować w ten
dom?
Lisi oderwała wzrok od ekranu komputera, by ujrzeć kolejną ciężarówkę
mknącą w kierunku Old Rectory. Co to było tym razem? Lisi wyjrzała przez
okno i odczytała złote litery na boku samochodu:  Tricia Brady. Projektowanie
wnętrz".
- Chyba jest na etapie dekoracji wnętrz - westchnęła.
- I to jakiej! Słyszałam o tej Brady. Zciągnął ją aż z Londynu. I to na
początku roku. Przecież ona ma zabukowane terminy na parę miesięcy naprzód.
- Pewnie ma też długie blond włosy i nogi do szyi, ale Philip wbił w nią
swoje piękne oczy i od razu wykreśliła wszystkie zamówienia z kalendarza!
- Czyżbym słyszała nutkę zazdrości w twoim głosie? - spytała kpiąco
Marian.
- Ależ skąd - odparła niedbale Lisi. - Po prostu domyślam się, jak było.
Chyba że Philip buli straszne pieniądze.
- Pewnie tak. Jest dopiero połowa stycznia, a on ma już wyremontowany
dom. Jeszcze nie widziałam, żeby robotnicy tak szybko pracowali.
- To prawda - przyznała Lisi bezbarwnym tonem.
- A jak się między wami układa?
- Nie ma żadnego  między nami" - powiedziała Lisi z naciskiem. - Aączy
nas tylko dziecko.
- Tylko? - spytała Marian znacząco. - Ale czy odnosicie się do siebie w
miarę przyjaznie?
Lisi westchnęła. Tak sobie obiecała, ale od czasu jej wybuchu Philip
trzymał się na dystans. Trzykrotnie odwiedził Tima i atmosfera była dość
- 77 -
S
R
napięta. Tim zdawał się jednak tego nie zauważać, cieszył się z wizyt Philipa i
dość szybko zaczął nazywać go tatą. Gdy zrobił to po raz pierwszy, Lisi
zasugerowała łagodnie, gdy otulała malca na dobranoc, że może zwracać się do
Philipa po imieniu. Nic nie odpowiedział i nie wiedziała, czy przyjął do wiado-
mości jej słowa, ale najwyrazniej tak, bo gdy Philip opuszczał dom po kolejnej
wizycie, syknął złowrogo w korytarzu:
- Czy zabroniłaś Timowi nazywać mnie tatą?
- To nie tak... - westchnęła.
- Tak mi powiedział!
- Zasugerowałam tylko, że nie musi tego robić od razu, że na razie może
ci mówić po imieniu - tłumaczyła się, z trudem opanowując złość.
- Dopóki ty nie zdecydujesz, że może mówić mi  tata"?
- Nie chciałam, żeby czuł się do czegoś przymuszany...
- A może po prostu czujesz się zagrożona? Nie chcesz się dzielić jego
miłością? - spytał ostro.
Miała ochotę poprosić, by zapomnieli o tych głupich kłótniach, by
pocałował ją jak wtedy, w święta... Marian wciąż patrzyła na nią pytająco, więc
Lisi potrząsnęła głową.
- Trudno mówić o przyjazni - westchnęła. - Choć oboje się staraliśmy.
- Może powinniście o tym porozmawiać - podsunęła Marian.
Chyba już na to za pózno, pomyślała Lisi i odebrała telefon. Od razu
poznała jego niski, ciepły głos.
- Jestem w domu - powiedział. - Przyjechałem dziś rano. - Nie wiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl