[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zadania i co rusz ktoś wciąga go do swojej wesołej i rozgadanej podgrupy, więc mogę z
Jolką zamienić kilka zdań.
 Coś nowego?  pyta przy kuchni, kiedy podgrzewam w piekarniku schab i
kartofelki z rozmarynem.
 Tak. Przysłał list z pogróżkami do Laury. Rozumiesz, wciąga w to moją córkę.
 No to nie ma już na co czekać.
 Najbardziej mnie intryguje, skąd on to wszystko wie. Skąd znał adres mojej
córki, mój adres, skąd miał klucz. Mam wrażenie, że jest bardzo, bardzo blisko. %7łe
obserwuje mnie nawet, kiedy jestem w łazience. Czasem boję się tam wejść.
 O czym tak szepczecie?  woła Baśka, która jest już chyba zawiana. 
Rozmawiacie o wrogu?
Boże, tylko nie to, ona gotowa zaraz ogłosić tę sprawę całemu towarzystwu, a ja
naprawdę nie mam na to ochoty. Wystarczy mi Jolka.
 Nie, nie, wszystko już się wyjaśniło  zapewniam ją.  Dołącz do towarzystwa,
Basiu. Albo nam pomóż. Czy umiesz pokroić schab?
Przez chwilę wydaje się, że Baśka została spacyfikowana. Chwyta nóż i już ma
zamiar przystąpić do zadania, które jej powierzyłam, kiedy nagle nieruchomieje i pyta:
 A kto to był i o co mu chodziło?
 Basiu, teraz krój, jutro wszystko ci opowiem  obiecuję wściekła na nią i na
siebie, że w ogóle dowiedziała się o tej historii.
 Ale ja chcę wiedzieć dziś  mówi stanowczo, odkładając nóż.
 No to powiem ci jeszcze dziś, ale potem.
 Ale ja chcę wiedzieć teraz. Słuchajcie, czy wiecie&  woła Baśka, odwracając
się do koleżeństwa.
Ale Jolka nie pozwala jej dokończyć zdania, którego dalszy ciąg był do
przewidzenia.
 Jeżeli natychmiast się nie zamkniesz  syczy jej do ucha  położymy cię spać i
zamkniemy drzwi na klucz.
Baśka robi obrażoną minę, ale na szczęście milknie. Trzymam ją mocno za łokieć
i niemal rozkazującym tonem mówię:
 Wszystko ci wyjaśnię, a teraz krój albo opowiedz koleżeństwu o swoim
wypadzie do Budapesztu  radzę  na pewno się ucieszą.
 No tak, zapomniałam!  wykrzykuje Baśka z entuzjazmem i wymachując
nożem, ogłasza:
 Uwaga, uwaga, byłam z Antkiem w Budapeszcie. Czy chcecie posłuchać?
Nie wiem, czy chcą, ale zewsząd rozlegają się zapewnienia, że tak, niech opowie.
Baśka rozanielona siada na kanapie i zaczyna:
 Piękne miasto, cudownie położone. Wychodzisz nad Dunaj po peszteńskiej
stronie, a tam istne Tatry.
 Gdzie?  pyta Andrzej.  Gdzie są takie góry jak nasze Tatry?
 No, w Budzie są.
 Chyba pagórki.
 Ale wyglądają jak góry. Z jednej z nich zrzucili jakiegoś biskupa. Gelert się
nazywał, tak samo jak ta góra. Spuścili go do Dunaju w beczce nabijanej gwozdziami i
się zabił albo utopił.
 Na jedno wychodzi  słyszę czyjś komentarz.
 I dzięki temu został świętym  obwieszcza Baśka, która słynie z tego, że nigdy
się nie zraża ani nie obraża.
 Słuchajcie, czy zawsze trzeba jakoś osobliwie umrzeć, żeby zostać świętym? 
pyta Jarek i sam sobie odpowiada:  Chyba tak. Najlepiej śmiercią męczeńską.
 A tylu %7łydów zginęło śmiercią męczeńską i jakoś żaden nie został świętym 
komentuje Iwona.
 Może trzeba zginąć z własnej woli, znaczy się sprowokować śmierć 
zastanawia się Baśka.  I chyba być katolikiem. Ale nie sądzę, żeby ten biskup z własnej
nieprzymuszonej woli wszedł do beczki. Musieli go do niej wepchnąć. Mam opowiadać?
 Taaak!  wołają chórem.
 Na placu, którego nazwy nie pamiętam, zresztą żaden normalny człowiek nie
potrafi jej wymówić, stoi pomnik jakiegoś wielkiego poety, niestety, zapaskudzony przez
gołębie, no więc na tym placu jest fantastyczna kawiarnia o nazwie Gerbaud.
Kryształowe żyrandole, piękne tapety, wytworny kibel i klimat monarchii.
 Jakiej monarchii?
 No przecież austro-węgierskiej. Byli jednym państwem, a w tym państwie były
też inne państwa, które nie były państwami.
 Dobrze, mów już lepiej o tej kawiarni  radzi Jarek.
 Podają tam fantastyczne kolorowe drinki, torty i lody. I jest jeszcze New York.
 Ale to chyba gdzie indziej, w Stanach  wygłupiam się, bo przecież wiem, nie
pamiętam skąd, że w Budapeszcie jest taka kawiarnia, strasznie pretensjonalna.
 Nie, w Budapeszcie  zapewnia Baśka, która najwyrazniej dostała głupawki. 
Gdzie kiedyś zbierali się słynni poeci. Wszyscy strasznie pili, palili, ćpali, chodzili do
burdeli i umierali na potworne choroby. Jeden na raka mózgu, podobno napisał o tym
książkę. Drugi na raka dziąseł, trzeci na raka krtani. Wiecie, to od papierosów. 
Zawiesza głos i patrzy na mnie wymownie, a ponieważ milczę, kontynuuje:  Czwarty na
syfilis.  To od częstego i nieodpowiedzialnego zmieniania partnerek, mruczę pod nosem.
 Piąty na alkoholizm, zresztą takich było więcej, szósty na schizofrenię, siódmy rzucił
się z mostu do Dunaju, ósmy był narkomanem i się zastrzelił&
 Zmyślasz  przerywa jej Iza, pewnie w obawie, że dojdzie do trzydziestki.
 Ani trochę. Dlaczego tak uważasz?
 Bo w żadnym kraju nie ma tylu poetów.
 Ale tam jest tylu  mówi Baśka uroczyście  a przynajmniej było. I sami
wybitni. Tylko, rozumiesz, z tego języka nie da się nic przetłumaczyć. Pomarli biedacy
na te wszystkie choroby, a komu nie udało się zachorować, popełniał samobójstwo, i
świat o nich nie usłyszał.
 Widzę, że mój przewodnik na nic się nie przydał, bo miałaś własny, a właściwie
to własnego  mówię ze śmiechem.
 To wszystko wierutna prawda. Pojedz, zobacz, posłuchaj, a sama się
przekonasz. A poza tym podobno, podobno&  mówi Baśka z filuternym uśmiechem i
milknie, a wszyscy wstrzymują oddech  podobno&  zapada głucha cisza  Węgrzy są
najlepszymi kochankami na świecie  ogłasza zdumiewającą wieść i szybko dodaje: 
Przynajmniej tak sami o sobie twierdzą. Ale nie wiem, bo nigdy nie miałam żadnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl