[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Alessandro wstał, odwrócił się, włożył ciemne okulary. Zapanowało milczenie,
które przerwała Lara.
- Dziś jest wyjątkowo chłodno, prawda? Dobrze, że świeci słońce.
Alessandro chrząknął i schrypniętym głosem rzekł:
- W Australii zawsze świeci słońce. - Spojrzał na dziecko. - Tutaj nigdy nie pada
deszcz, prawda?
Vivi milczała, kurczowo trzymała rękę matki i uparcie patrzyła w ziemię.
Rozmowa ponownie się urwała.
- Ja mam ochotę na spacer - oświadczyła Lara. - A wy? Chodźmy policzyć kaczki.
Podobno w stawie są węgorze.
Alessandro spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Węgorze? Chętnie je zobaczę, a jeszcze chętniej bym zjadł. Potem sprawdzę, czy
w tym parku jest plac zabaw.
- Jest - szepnęła Vivi. - Są huśtawki. I zjeżdżalnie.
Naliczyli dużo kaczek, ale nie wypatrzyli ani jednego węgorza.
Powoli topniały lody. Vivi zjechała ze zjeżdżalni co najmniej dziesięć razy. Była
szczęśliwa, bo dwoje rodziców czekało, żeby ją złapać.
Lara zaprosiła Alessandra na lunch. Wstąpili do sklepu i Alessandro zadziwił córkę
tym, co kupił.
- Nie będę jeść sardeli - oświadczyła zdegustowana. - I nie lubię karczochów.
- A oliwki jesz? - zapytał.
- Nie.
- Wkrótce będziesz jadła i oblizywała się ze smakiem.
- Nigdy.
Alessandro nie skłamał, rzeczywiście był głodny. Vivi patrzyła z przejęciem, gdy
polał chleb oliwą i gdy zjadł wszystkie resztki.
Pod koniec lunchu Vivi zapytała go, czy chciałby zobaczyć Kylie.
- Kylie? - powtórzył.
Lara dyskretnie dała mu znak, że spotyka go wielki zaszczyt, więc poważnie
oświadczył, że chętnie pozna Kylie. Gdy Vivi przyniosła ukochaną lalkę, podniszczoną i
prawie łysą, zrobił taką minę, że Lara zachichotała.
- Ach, to jest Kylie. Śliczna - pochwalił.
Po lunchu Vivi przyniosła inne skarby, a Alessandro uważnie oglądał je i chwalił.
Pokazała również album z rodzinnymi zdjęciami.
- Kochanie, na razie nic więcej nie przynoś - powiedziała Lara. - Tatuś jest trochę
zmęczony.
Alessandrowi wesoło rozbłysły oczy.
- Bardzo zmęczony - poprawił, porozumiewawczo mrugając do Lary. - Chętnie
bym się położył. Z tobą. Co ty na to?
- Mam inny pomysł. Idziemy na spacer.
- A ja mam lepszy. Proponuję przejażdżkę i spacer.
Pojechali na plażę. Vivi była zadowolona, bo gonili ją, aż Lara padła na piasek,
udając wyczerpaną. Alessandro usiadł obok niej, a Vivi poszła szukać skarbów. Piszczała
z uciechy, gdy zimna fala opryskiwała bose stopy.
Alessandro objął Larę, pocałował w ucho.
- Proste przyjemności dają najwięcej szczęścia - szepnął.
Zamilkł na długo i miał zmarszczone czoło. Lara się zaniepokoiła. O czym on my-
śli? Czy niecierpliwie czeka na dzień, gdy opuści Sydney?
- Wybrałeś uroczy prezent. Chcesz, żeby Vivi cię zapamiętała? - spytała cicho.
- Chcę, żeby pamiętała dzień, w którym poznała ojca.
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
Zamierzali rozstać się po kolacji, ale gdy Vivi usnęła, ogarnęło ich pożądanie.
Uznali za naturalne, że spędzą noc razem. W niedzielę Vivi chciała, żeby został na kola-
cji, a najchętniej zaprosiłaby go na stałe. Był wzruszony, ale w miarę upływu godzin co-
raz częściej się zamyślał. O piątej oświadczył, że musi wrócić do hotelu, przygotować się
do pracy.
Lara rozumiała go, ale była rozczarowana. Ze łzami w oczach patrzyła na poże-
gnanie ojca z córką. Gdy Alessandro pochylił się, Vivi objęła go za szyję.
W poniedziałek rano wezwał Larę do gabinetu. Znowu był przełożonym. Na powi-
tanie pocałował ją w policzek.
- Muszę ci coś zakomunikować.
Lara się zaniepokoiła.
- Oby coś miłego.
- Wieczorem lecę do Włoch.
- Dzisiaj?
Głos jej zadrżał. A więc tak prędko kończy się szczęście...
Czego się spodziewała? Alessandro przecież nic nie obiecywał. Widocznie nie za-
mierzał bardziej się angażować.
- Myślałam... mówiłeś... Dlaczego nie lecisz do Bangkoku?
- Sytuacja się zmieniła. Tesoro, nie rób takiej smutnej miny. Nie masz czego się
obawiać. - Objął ją. - Przyznaję, że decyzja jest nagła, ale muszę załatwić kilka pilnych
spraw. Do Bangkoku wstąpię w drodze powrotnej. -
Lara była zdezorientowana.
- W drodze powrotnej? Znowu przyjedziesz?
- Tak. Wracam.
Patrzyła z powątpiewaniem, więc zmarszczył brwi.
- Na pewno wrócę. Nie wierzysz mi?
- Wierzę, skoro tak mówisz.
Myślała gorączkowo. Co będzie, jeżeli Alessandro zostanie we Włoszech tak dłu-
go, że zapomni o niej i o Vivi? Nie pożegnał się z córką.
- O której masz samolot?
- O szóstej.
- Przyjedziemy na lotnisko.
Alessandro jakby się speszył.
- Chce ci się fatygować? Niedługo znowu się zobaczymy.
- Vivi musi pożegnać się z tobą.
- Jak uważasz.
Przyjechała na lotnisko o czwartej. Starała się nie płakać, ale gdy Alessandro wziął
Vivi na ręce i ucałował, rozszlochała się.
- Zadzwonię - rzekł nieswoim głosem. - Obiecuję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl