[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie ukarzesz moich biednych ludzi, jeśli ci powiem? odpowiedział pytaniem na pytanie
Kai, przypatrując się z przestrachem kompanom inżyniera.
Pewnie, że nie!
Dobrze. I tak byście mnie nie złapali. Zniknąłbym natychmiast, ale moi Ikthepeli tego nie
potrafią. Pytasz o problemy. Czy nazwałbyś problemem to, że twoi jezdzcy przyjeżdżają i
przerabiają nasze łodzie na drewno na opał?
Hmm& Chyba tak przyznał Hobart.
Czy nazwałbyś problemem to, że przyjeżdżają i zabierają naszą jedyną sieć, którą pletliśmy
przez rok, tak, że musimy oszczędzać ryby, dopóki nie wypleciemy nowej sieci?
Bez wątpienia.
Kai wyprostował się, jego wcześniejszy przestrach gdzieś się ulotnił, krew zawrzała.
Czy w takim razie można również nazwać problemem to, że gwałcą nasze kobiety na plaży,
przed całym plemieniem? %7łe zabijają ich mężów, kiedy ci starają się ich powstrzymać? Trzech
mężczyzn zginęło& zaraz, zaraz, kiedy to było& piętnaście dni temu. Pozostali przeżyli tylko
dlatego, że szybko biegają. Jeden zginął cztery dni temu. Znalezliśmy go martwego, przeszytego
parathaiańską strzałą. Po prostu jeden z waszych ludzi chciał się zabawić. I co teraz powiesz,
hipokryto?
Słuchając tego wszystkiego, Hobart był tak samo oburzony jak Kai.
Wkrótce położę temu kres stwierdził kategorycznie. Ale poczekaj, wróćmy do twojej
pomocy.
Kai spojrzał na niego przebiegle, ale z taką otwartością, że efekt był bardziej śmieszny, niż
straszny.
Jeśli rzeczywiście powstrzymasz Parathaian od najeżdżania nas, to wam pomogę odezwał
się po chwili Kai. Ale czy jesteś w stanie tego dokonać? To bardzo dumni ludzie.
Zrobię wszystko, co w mojej mocy zapewnił go Hobart. Jeśli popełnią jakieś
przestępstwo, ukarzę ich tak, jakby dopuścili się przestępstwa na członku ich własnego plemienia.
Ale jak możesz nam pomóc? Rzeczywiście jesteś kiepskim magikiem, czy to tylko dowcip?
Nie jestem najlepszy, ale ja również uczynię, co w mojej mocy. Może znam więcej niż tylko
parę sztuczek.
Na przykład?
O, tego ci na pewno nie powiem. Tajemnica handlowa, jak to mówią, ha, ha, ha& zaśmiał
się Kai.
Bardzo śmieszne uśmiechnął się gorzko Hobart. Przynajmniej pokaż, na co cię stać.
A więc patrz. Kai spojrzał na niebo, wyciągnął w jego kierunku dłonie i zaczął zawodzić
wniebogłosy:
Marekula eromanga,
Savaii upolu!
Maalaea topanga
Nukunana kandavu,
Pap pago oadmaru!
Kilkadziesiąt metrów ponad jeziorem zebrała się mała chmurka, wyglądająca najpierw jak
zwykła chmurka na pogodnym niebie, potem jednak ściemniała, zgęstniała i przekształciła się w
miniaturową chmurkę przynoszącą ulewny deszcz i burzę. Głos Kaia przeszedł w pisk i w pewnym
momencie czarownik klasnął w dłonie. Natychmiast na jezioro spadła wąska strużka deszczu.
Chmura zaczęła się obniżać i już po dwóch czy trzech minutach dosięgła powierzchni jeziora, które
w tym miejscu spieniło się, tworząc bulgoczącą kipiel o średnicy piętnastu metrów.
Teraz Kai klasnął w dłonie dwa razy i deszcz natychmiast przestał padać. Chmura wyparowała.
Kai obrócił się do Hobarta z szerokim uśmiechem.
Niezła sztuczka, co? powiedział.
Niezła. Chcesz wziąć ze sobą jakieś rzeczy, zanim wyruszymy?
Ja miałbym z wami jechać? O nie, panie! Nie ja! Boję się Parathaian, a moi biedni ludzie
potrzebują mnie. Mam lepszy pomysł! Zdjął naszyjnik z małą czaszką gryzonia i powiesił go na
szyi inżyniera. Kiedy będziecie mnie potrzebować, schwyć za czaszkę, ściśnij ją, tylko nie za
mocno, bo pęknie, i wezwij mnie. Przybędę natychmiast! Możesz mnie jednak wezwać tylko trzy
razy. Pózniej czar przestanie działać.
Cóż& zaczął powątpiewająco Hobart.
Nie martw się. Przyjdę! Muszę chronić moich ludzi Kai zastygł w bezruchu. Jego oczy
wpatrywały się gdzieś w pustkę. Po chwili wziął kilka odłamków kości, które miał wplecione w
wiechę na czubku głowy, rzucił je w powietrze i badawczo przyjrzał się układowi, w jakim spadły.
Ha! krzyknął. Teraz hipokryto możesz dowodnie mi, że to, co mówiłeś jest prawdą. Ja
pokazałem ci, co znaczy magia, ty mi pokaż, co to jest sprawiedliwość. Jeden z twoich Parathaian
zabił właśnie jednego z moich biednych ludzi!
Co??! Hobart rozejrzał się wokoło. Yzdeg najwyrazniej gdzieś przepadł.
Tak. Zabrał żonę Aao. Według nas zabieranie czyjejś żony jest przestępstwem. Ostatnim
razem, kiedy to się stało, w czasach mojego ojca, oddaliśmy złoczyńcę Rumatzi, żeby mieli co jeść.
Ale to jeszcze nie wszystko, żona Aao walczyła z twoim człowiekiem, a on wpadł w złość i zabił ją.
Powiedz mi teraz, czy go zabijesz?
Hobart gwizdnął. Jak zwykle, właśnie gdy zamierzał odetchnąć z ulgą okazywało się, że jego
zdumiewający fart miał w sobie jakiś haczyk. W tym przypadku był to całkiem pokaznych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]