[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do FBI. Dyrektor Ron Burns zabił mi klina, przedstawiając
344
warunki pracy, jakie miałbym w FBI. Przesłanie było jasne i
nęcące: przechodząc do FBI, dobrze bym na tym wyszedł.
A jednak nadal nie mogłem się zdecydować.
Wiedziałem, że gdybym naprawdę tego chciał, mógłbym
teraz, jako psycholog z wykształcenia, otworzyć prywatną
praktykę. Miałbym częstszy kontakt z dziećmi i w ogóle więcej
czasu dla siebie. Mógłbym mądrzej gospodarować tymi kamy-
kami, cieszyć się cennymi niedzielami. Podjąć jakieś zdecydo-
wane kroki w związku z Jamillą, o której wciąż myślałem.
Ani się obejrzałem, a już byłem na szosie 9W i na drogo-
wskazach pojawiły się nazwy Highland Falls i West Point.
Przed Point sprawdziłem glocka i załadowałem magazynek.
Tak na wszelki wypadek. Nie miałem go przy sobie tamtego
wieczoru, kiedy w tej okolicy zamordowany został Owen
Handler, a bardzo by mi się wtedy przydał.
Wjechałem do West Point od północnej strony Highland
Falls, przez Thayer Gate.
Kadeci z zapałem ćwiczyli musztrę. Z kilku kominów Wa-
shington Hall snuł się leniwie dym. West Point bardzo mi się
podobało. Podobała mi się też większość osób z armii, które
miałem okazję poznać. Ale nie wszystkie, a każdy wie, czego
może narobić jedno zgniłe jabłko...
Zatrzymałem WQZ przed budynkiem z czerwonej cegły. Przy-
byłem tu w poszukiwaniu odpowiedzi.
Na mojej liście pozostało już tylko jedno nazwisko. Wielkie
nazwisko. Nazwisko człowieka poza wszelkim podejrzeniem.
Generała Marka Hutchinsona.
Komendanta West Point.
Unikał mnie tamtego wieczoru, kiedy zamordowany został
Owen Handler, ale to już się nie powtórzy.
1
Rozdział 110
Wspiąłem się po stromych kamiennych schodkach i wma-
szerowałem do dobrze utrzymanego budynku, w którym mieś-
ciły się biura komendanta West Point.
Za ciemnym drewnianym biurkiem siedział podgołony wy-
soko żołnierz, na biurku stała wypolerowana do połysku mosięż-
na lampa, obok leżały równo poukładane stosy papierów oraz
teczek.
%7łołnierz podniósł na mnie wzrok i, przekrzywiając głowę
jak zaciekawiony i podejrzliwy uczeń podstawówki, spytał:
 Słucham pana. Czym mogę służyć?
 Detektyw Alex Cross  przedstawiłem się.  Ja do
generała Hutchinsona. Proszę mu zameldować, że już
jestem.
Głowa żołnierza pozostawała przekrzywiona pod dziwnym
kątem.
 Rozumiem, panie detektywie. Mogę spytać, jakiego ro-
dzaju sprawę ma pan do generała?
 Niestety, nie może pan. Generał na pewno mnie przyjmie. t
Wie, kim jestem.  Podszedłem do wygodnego fotela pod
przeciwległą ścianą i usiadłem.  Zaczekam tutaj.
%7łołnierz za biurkiem był wyraznie sfrustrowany; nie przy-
346
wykł do cywilnej bezceremonialności, zwłaszcza w biurze
generała Hutchinsona. Po namyśle podniósł słuchawkę czar-
nego telefonu i zadzwonił do kogoś wyżej w łańcuszku drogi
służbowej.
Po kilku minutach otworzyły się masywne drewniane drzwi
za jego biurkiem. Oficer w mundurze, który się w nich pojawił,
podszedł bez wahania do mnie.
 Pułkownik Walker, adiutant generała  przedstawił
się.  Traci pan czas, detektywie Cross. Generał Hutchin-
son nie przyjmie pana dzisiaj. Pańska jurysdykcja tutaj
nie sięga.
Kiwnąłem głową.
 Mam kilka ważnych informacji, których generał Hut-
chinson powinien wysłuchać. Dotyczą wypadków, które
miały miejsce, kiedy dowodził w dolinie An Lao. W latach
sześćdziesiąt siedem-siedemdziesiąt jeden, ale szczególnie w
sześćdziesiątym dziewiątym.
 Zapewniam pana, że generał nie jest zainteresowany
spotkaniem z panem ani wysłuchiwaniem starych
wojennych opowieści, z którymi pan przyszedł.
 Jestem umówiony w sprawie tych informacji z dzien-
nikarzem z  Washington Post"  powiedziałem.  Pomyś-
lałem sobie, że generał pierwszy powinien się zapoznać z
zarzutami.
Pułkownik Walker kiwnął głową, ale nie robił wrażenia
poruszonego czy zaniepokojonego tą wiadomością.
 Jeśli znalazł pan w Waszyngtonie kogoś zainteresowane
go pańskimi rewelacjami, to niech pan tam z nimi jedzie. Proszę
opuścić budynek, bo każę usunąć pana siłą.
 Szkoda fatygi  mruknąłem, podnosząc się z wygodnego
fotela.  Sam się usunę.
Wyszedłem po dobroci i wsiadłem do samochodu. Ruszyłem
powoli ładną główną aleją, która przecina West Point. Za-
chodziłem w głowę, jak postąpić w zaistniałej sytuacji. W końcu
347
zaparkowałem w bocznej uliczce wysadzanej wysokimi klonami
i dębami, z której roztaczał się majestatyczny widok na rzekę
Hudson.
Czekałem.
Generał tak łatwo się mnie nie pozbędzie.
Rozdział 111
Było już po zmroku, kiedy czarny ford bronco skręcił w pod-
jazd wielkiego domu w kolonialnym stylu na działce obsadzonej
wiązami i otoczonej ogrodzeniem z żelaznych prętów.
Z wozu wysiadł generał Mark Hutchinson. W smudze światła
padającej z okna mignęła mi przez moment jego twarz. Nie
wyglądał wcale na zaaferowanego. Bo i czemu miałby na
takiego wyglądać? Był już na kilku wojnach i zawsze wychodził
z opresji cało.
Odczekałem jakieś dziesięć minut, dając mu czas na poza-
palanie świateł i zadomowienie się. Wiedziałem, że Hutchinson
jest rozwiedziony i mieszka sam. Nie da się ukryć, sporo teraz
wiedziałem o generale.
Wspiąłem się po frontowych schodach z taką samą pewnością
siebie jak wcześniej po schodach prowadzących do jego biur.
Nieustępliwy, zdecydowany, diabelnie uparty. Porozmawiam
dzisiaj z Hutchinsonem, czy mu to w smak, czy nie. Muszę
doprowadzić rzecz do końca. Mimo wszystko to moja ostatnia
sprawa.
Zabębniłem raz i drugi w drzwi żelazną kołatką w kształcie
uskrzydlonej boginki, która chyba bardziej odstraszała, niż
witała ewentualnych gości.
349
Hutchinson otworzył mi w końcu. Był w sportowej koszuli
w niebieską kratę i starannie odprasowanych spodniach khaki.
Kojarzył mi się z prezesem jakiejś firmy, którego przydybał
w domu namolny akwizytor.
 Każę pana aresztować za nieuprawnione wtargnięcie na
teren prywatny  powiedział na mój widok.
Nie okłamywałem żołnierza z recepcji, twierdząc, że generał
wie, kim jestem.
 Mam sprawę...  Wcisnąłem się bezceremonialnie do
środka. Hutchinson był mężczyzną barczystym, ale po
sześćdziesiątce. Nie próbował mnie zatrzymywać, nawet
mnie nie dotknął.
 Mało pan jeszcze narozrabiał?  zapytał.  Bo mnie się
wydaje, że wystarczająco.
 Tu się z panem nie zgodzę. Ja dopiero zaczynam.
Wszedłem do przestronnego salonu, usiadłem i rozejrzałem
się. Głębokie sofy, mosiężne lampy stojące, zasłony w ciepłych
odcieniach błękitu i czerwieni. Pewnie gust jego byłej żony.
 To nie zajmie wiele czasu, generale. Powiem panu tylko,
co wiem o An Lao.
Hutchinson spróbował zbić mnie z pantałyku.
 A ja powiem panu, czego pan nie wie. Nie wie pan, jak
funkcjonuje wojsko, a o życiu w kręgach władzy też nie ma
pan wielkiego pojęcia. Za wysokie progi. Precz. Jazda ze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl