[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwiększyć mu ciśnienie. Nowy wygląd przychodni napawał Kathy dumą, ale
Harry bardzo się różnił od Willa. Teraz na jego twarzy pojawił się grymas
dezaprobaty.
- Oby tylko znał umiar. To nie ogród botaniczny.
- Nie przejmuj się - odparła łagodząco. - Na pewno ci się spodoba.
- Miał fantastyczny życiorys. Wszystko jest w porządku, dopóki się jakoś
zgadzacie. Poza tym to całkiem przystojny gość - dorzucił filuternie.
- Nie zauważyłam - odparła z niepotrzebnym pośpiechem. Gdy po chwili
szła szpitalnym korytarzem, stwierdziła ze złością, że Will chyba ją
prześladuje. Zjawił się na siłowni i na próbie, i wzbudził w niej uczucia,
które zawsze wprawiały ją w poczucie winy.
Właściwie trudno byłoby znalezć dwu bardziej różniących się od siebie
ludzi niż Harry Lord i Will Curtis. Harry, nawet gdy był zdrowy, żył powoli.
W porównaniu z nim Will pędził jak ognisty piorun. Zastanawiała się, czy
Harry będzie tolerował mnożące się pomysły Willa, między innymi plan
zatrudnienia na pół etatu fizjoterapeuty i pedikiurzystki.
Ssanie w żołądku przypomniało jej, że nie zjadła lunchu. Najprościej było
zajść do szpitalnego bufetu, chciała jeszcze przez chwilę przemyśleć w
samotności problemy kuzyna. Pamiętała dokładnie, co Randolph mówił o
Johnie, o jego alkoholizmie i niezdolności do pracy. Chcąc nie chcąc,
zaczęło ją męczyć podejrzenie, że była w tym krztyna prawdy. Przez telefon
wypowiedzi Johna sprawiały wrażenie kompletnie chaotycznych.
Westchnęła.
Z bocznego korytarza wyszło tymczasem dwóch pogrążonych w dyskusji
mężczyzn. Jednym z nich był Will. Znowu on! Nawet się nie zdziwiła, mógł
przecież odwiedzać kogoś w szpitalu. Tak czy owak, uświadomiła sobie, że
nie wygląda olśniewająco. Znoszony lekarski mundurek zbiegł się w
zagadkowy sposób. Ukradkiem wygładziła żakiet i ściągnęła ramiona.
Dostrzegł ją w ostatniej chwili. Zatrzymał się lekko zaskoczony i
zablokował jej drogę.
- Wciąż się spotykamy - stwierdził z wesołym uśmiechem, po czym rzekł
do swego towarzysza: - Kathy jest główną artystką miejscowego teatru. Ja
jestem tam tylko pomagierem, ale wczoraj wieczorem miałem szczęście
zastępować jej partnera. Nigdy nie przypuszczałem, że tak mi się to spodoba.
Policzki Kathy zalał głęboki róż.
- Przedstawiam ci - ciągnął Will - Kevina Stuarta, który naprawił
brzuszysko Randolpha. Zresztą pewnie się znacie. Wpadłem zobaczyć
staruszka. Nie jest w najlepszym nastroju; szok pooperacyjny.
Kathy i Kevin wymienili ukłony. Kathy często odsyłała pacjentów do
Stuarta, kiedy wymagali interwencji chirurga.
- Jak się czuje Randolph? - spytała z grzeczności.
- Diabelnie trudny z niego pacjent - odrzekł chirurg z rozbawieniem.
- Wyobrażam sobie - przyznała. - Nam też dał w kość.
- Przywiezli go w bardzo złym stanie - wyjaśnił Kevin - ale miał dużo
szczęścia. Za parę tygodni dojdzie do siebie, jeśli pozwoli sobie pomóc i nie
będzie się przemęczał. Jednak mam co do tego pewne wątpliwości. - Zerknął
na zegarek.
- Wybaczcie, spieszę się. Mam randkę z nową kobietą mojego życia. -
Klepnął Willa po ramieniu. - Najwyższy czas, żebyś wziął ze mnie przykład.
Wkrótce zostaniesz starym kawalerem i nikt cię nie zechce! - podsumował i
oddalił się szybkim krokiem.
Kathy spojrzała na Willa pytająco.
- Kim jest ta kobieta?
Omal nie zakrztusił się ze śmiechu.
- Właśnie urodziła mu się córka, ich pierwsza córka. Jest z mamą na
położniczym. - Patrzył z niedowierzaniem na oddalającego się Kevina. -
Facet ma już dwóch synów, ale nigdy nie widziałem go tak podnieconego.
Stuprocentowy tatuś.
- Słyszę zazdrość - rzuciła obojętnie. - A może ironię? Na jego twarzy
pojawił się smutny uśmiech.
- Prawdę. Może z odrobiną zazdrości. Związek z drugim człowiekiem ma
też swoje dobre strony, takie jak poczucie stabilności, równowaga, wzajemna
troska. - Zatrzymał na niej wzrok. - A ty, Kathy? Nikt cię nie usidlił? Nie
miałaś ochoty się ustatkować?
Mówił niby poważnym tonem, ale w jego oczach Kathy dostrzegła
kpiarski błysk.
- Jesteś pewnie tak zajęta zniechęcaniem swoich adoratorów, że nawet o
tym nie pomyślałaś.
Też coś! Nie pamiętała już, kiedy ostatnio zwrócił na nią uwagę
mężczyzna, którego sama miała chęć poznać bliżej. Zdarzały się jej
niezobowiązujące randki, jednak minione dwa ciężkie lata po śmierci matki
poświęciła przede wszystkim Lindy. Brakowało czasu na własne
przyjemności. Pewnie dlatego spotkanie z Willem podziałało na nią tak
silnie, i z tego też powodu tak kiepsko sobie z tym radziła. Will nie miał
jednak prawa nawet się tego domyślać.
- Mój Boże, nie miałam czasu na głupstwa. Wychowanie siostry i praca są
bardzo czasochłonne.
Przytaknął i, zmieniając temat, powiedział ciepło:
- Może zjemy lunch w bufecie? Chciałbym pogadać o jednym z
pacjentów, to świetna okazja.
Od czasu żenującego dla niej incydentu podczas próby Kathy obawiała się
spotkań z Willem. W końcu jednak doszła do wniosku, że przesadza,
spodziewając się, że będzie się na nią bez przerwy rzucał z pocałunkami.
Specjalnością szpitalnego bufetu były kanapki: grubaśne pajdy chleba
posmarowane mazidłem bez smaku. Po pierwszym kęsie Will skrzywił się i
rzekł przepraszająco:
- Następnym razem zaproszę cię gdzie indziej. - Wypił łyk kawy. - Boże,
rozpuszczalny szlam! Jak oni to robią?
Kathy zachichotała i wskazała na plakat, na którym zachwycona kobieta
wyciągała rękę z ogromnym ciastkiem, a towarzyszył temu tekst: Bufet
szpitala w Bentham - najlepszy w całym hrabstwie!
- Ciekawe, kto to stwierdził - mruknął Will. - Chyba nie ci, którzy się tu
żywią.
Nagle odsunął talerz, oparł się na łokciach i nachylił.
- Znasz Gary'ego Laytona? To dzieciak, ma około szesnastu lat. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl