[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blednie. Jej matka, lady Margery, równie pobladła i
zaskoczona, chciała przemówić. Otworzyła usta, ale sir Walter
nie skończył jeszcze swojej kwestii.
- Sir William Somerton potrzebuje żony. Zawarliśmy już
ze sobą umowę.
Lord Richard nie ustępował, w jego głosie pojawiły się
władcze nuty.
- Milordzie! Proszę, abyś rzecz całą jeszcze raz rozważył.
Wziął pod uwagę życzenia swojej córki, a także korzyści,
jakie będziesz miał, jeśli oddasz mi jej rękę. Mój ród nie jest
rodem poślednim...
Sir Walter nie dał mu dokończyć.
- Dałem słowo Somertonowi i nie zamierzam go cofać.
Twarz Richarda była nieruchoma jak maska. Nie nalegał
więcej. Skłonił się jej ojcu, potem lady Margery, i odwrócił się
do Beatrice.
- Panno Hatton! Boleję bardzo, że masz, pani, teraz
powód do zmartwienia. Ale chciałem zapewnić, że uczucia
moje względem ciebie nie ulegają zmianie... - Ostatnie słowa
wymówił jak najciszej, jako że były przeznaczone tylko dla
uszu Beatrice. - Nigdy nie pogodzę się z wolą twojego ojca.
Przyjadę po ciebie, Beatrice.
Jeszcze tego samego dnia sir Walter zarządził pakowanie i
wywiózł rodzinę z Londynu tak pospiesznie, jakby bał się, że
Beatrice okaże mu nieposłuszeństwo. A ona wyjeżdżała z
Londynu, uwożąc ze sobą ostatnie słowa Richarda, drogie jej
sercu, jak najcenniejszy talizman: Przyjadę po ciebie,
Beatrice".
Nie przyjechał. Ujrzała go dopiero po dwóch latach, kiedy
niespodzianie razem z lordem Greyem de Ruthinem przybył
do Great Houghton.
Dzieliły ich dwa lata rozłąki, ale lord nadal jej pragnął.
Nie krył się z tym. Czy kochał ją tak bardzo, że nie zawahał
się przed zbrodnią? Poważył się na czyn haniebny, by spełnić
swoje pragnienia? I pragnienia Beatrice... Bo ona, choć była
posłuszną córką i wyszła za Williama Somertona, nigdy o
Richardzie nie zapomniała. Jej serce niezmiennie należało do
człowieka, który teraz leżał przed nią, cichy i nieruchomy,
jakby życie z niego już uszło.
Ostrożnie wypuściła dłoń Richarda ze swoich palców.
Oparła się w krześle i dalej siedziała w ciszy, wpatrzona w
majaczącą w mroku twarz.
Godziny mijały. W końcu zmęczenie wzięło górę i
Beatrice zapadła w sen.
Richard ocknął się tuż przed brzaskiem, kiedy w
rzednącym mroku można już było rozróżnić zarysy sprzętów.
Zwiadomość wracała powoli. Najpierw zaczęły pojawiać się
pierwsze strzępki wspomnień, których czepiał się
rozpaczliwie, ale one uchodziły z jego głowy i znikały, jak
dym rozwiewany przez wiatr.
Pierwszy ból odezwał się, gdy poruszył głową. Ból
ogłuszający. Potem poczuł żebra. Ukłuło tak, że zaparło mu
dech. Ramię było sztywne, mocno przewiązane białym
płótnem.
Czyli wiadomo. Leczy teraz rany po tej nieszczęsnej
bitwie. Bitwie pod Northampton, gdzie wszystkie nadzieje
zostały obrócone wniwecz z powodu nikczemnej zdrady lorda
Greya de Ruthina... i zdrady sir Williama Somertona Tak... Po
tej bitwie... Tylko... gdzie on teraz jest? Ta komnata jest mu
nieznajoma...
I nagle... jakby ktoś podniósł osłonę w lampie.
Przypomniał sobie wszystko.
Ostrożnie przekręcił głowę i zobaczył Beatrice. Siedziała z
odchyloną głową, opartą na twardym oparciu krzesła. Białe
dłonie, złożone na podołku, rozpuszczone bujne ciemne włosy
opadają na twarz...
Pierwsza myśl była jeszcze półprzytomna... Jakże Beatrice
musi być niewygodnie na tym twardym krześle... Ale powoli
w głowie zaczynało się przejaśniać. Wróciła pamięć o tym, co
zdarzyło się poprzedniego dnia w Great Houghton Hall.
Wróciła świadomość, że los schwytał jego i Beatrice w jakąś
straszliwą pułapkę. Zmiertelną pułapkę, przecież czeladz
Somertonów bez wątpienia zamierzała go zabić. Czy to
Beatrice kazała im pomścić śmierć swego męża?
Nie, to niemożliwe...
Obolały umysł, pogrążony jeszcze w chaosie, nie chciał
pogodzić się z tą myślą, która bolała bardziej niż najcięższe
rany.
Wyciągnął rękę. Tak bardzo pragnął dotknąć teraz
Beatrice... Ale bezsilna ręka opadła. Ciemność zasłoniła
brzask i znów pogrążył się w zapomnieniu.
Kiedy ocknął się ponownie, był już jasny dzień. Przez
otwarte okno do komnaty wchodziło chłodne, rześkie
powietrze. Po posadzce ślizgały się promienie słońca. Aupanie
w głowie ustało, choć bolała nadal, ale ten ból, mimo że
nieprzerwany, był nieporównywalnie mniejszy. Ból w żebrach
też się nieco zmniejszył.
Krzesło z wysokim oparciem było puste. Ubranie lorda,
wyczyszczone i starannie poskładane, leżało na skrzyni obok
wnęki okiennej. Promień słońca ozłocił rękojeść miecza.
Nagle wypadki minionego dnia znów stanęły mu przed
oczami, tym razem z całą wyrazistością, wzbudzając w nim
wielki gniew. Gromada chłystków napadła na niego na
dziedzińcu i próbowała zabić. Chcieli pomścić śmierć swego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]