[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do tego typu portretów i ma na sumieniu parę innych wybry
ków, o których opowiedział mi Edmund. Zawsze byłem
dumny z mojego rodowego nazwiska. Niestety, potrzebujÄ™
dostępu do pani pieniędzy. Tak to jest, że konieczność wy
musza na nas zgodę na różne ustępstwa.
- Ma pan rację. Powiem panu wprost. Grozi pan, że jeśli
nie zgodzę się na ślub, to pokaże pan publicznie ten obraz.
A czy pańskiego rodowego nazwiska nie plami przypadkiem
ta próba szantażu?
- Proszę pamiętać, że zacząłem od perswazji.
- A ja dałam panu odpowiedz. Nadal jest taka sama.
- Oszukała mnie pani - powiedział nagle podekscytowa
ny. - Dawała mi pani do zrozumienia, że mnie poślubi.
- Niczego takiego nie zrobiłam.
- Wystawiła mnie pani na pośmiewisko. I za to pani za
płaci. Tak czy inaczej, na pewno pani zapłaci. Przysięgam,
że jeśli natychmiast nie zgodzi się pani na ślub, to świat zo
baczy ten obraz.
- Pan może jest gotów ożenić się dla pieniędzy z ladacz
nicą, ale ja nie poślubię kłamcy i oszusta, naciągacza i utra-
cjusza. Nie będzie pan miał odwagi, żeby pokazać ten obraz,
sir Anthony. Moi przyjaciele szybko rozprawiliby siÄ™ z pa
nem, i pan świetnie o tym wie.
Trafiła w bolesne miejsce.
- Wątpię, czy pani przyjaciele będą tak bardzo chcieli pa
ni bronić, kiedy obejrzą obraz i usłyszą o tym, co pani wy
rabiała przed przyjazdem do Anglii - odburknął. - A gdy te
wszystkie historie zaczną krążyć wśród ludzi, a tak się stanie,
nie będzie w Londynie ani jednego człowieka, który zech
ciałby panią przyjąć.
- Myli się pan. Pewien człowiek wie o mnie znacznie
więcej niż pan i byłby gotów poślubić mnie nawet jutro, gdy
bym tylko wyraziła zgodę. Może pan robić, co chce. Miała
bym się bać takiego padalca?!
Sir Anthony pobladł. W jego głosie pojawił się znacznie
bardziej złowrogi ton.
- Czy naprawdę jest pani za głupia, żeby zrozumieć, że
nie ma pani wyboru? Jeśli nie pomoże ani perswazja, ani
szantaż, przekonam panią w mniej przyjemny sposób. Nikt
tu pani nie znajdzie. Jesteśmy całkiem sami, jeśli nie liczyć
mojej służby przy drzwiach, a ta nie będzie się wtrącać. Nie
ma dla pani ucieczki. Nie, Caroline. Zapewniam panią, że
zgodzi się pani na małżeństwo.
- Najpierw cię zabiję!-Pożałowała, że nie ma przy sobie
nawet pistoletu.
Uderzenie pięścią w skroń było tak zaskakujące, że zato
czyła się i omal nie upadła.
- Jak? - syknął przez zęby. - Jak mnie zabijesz, Caro
line? - Znowu się na nią zamachnął, ale tym razem udało jej
się zrobić unik i schronić za stołem. Leżała na nim szpicruta.
Chwyciła ją i z całej siły plasnęła swojego dręczyciela
w twarz. Krzyknął z bólu, ale szybko się opanował i wyrwał
jej tę broń z ręki.
- Jeszcze jedna obelga - wycharczał, ocierając krew
z policzka - i z prawdziwą przyjemnością dam ci nauczkę.
Caroline cofała się ku stolikowi, na którym stała jej ulu
biona broń.
- Najpierw musisz mnie złapać - oznajmiła.
- ZrobiÄ™ to, moja droga, na pewno to zrobiÄ™. - Sir Antho
ny powoli okrążał stół.
Nie spuszczając z niego oka, Caroline chwyciła za karafkę
i rozbiła ją o ścianę. Czerwone wino chlusnęło jej na suknię.
Wyglądało jak krew.
- To nie będzie łatwe - powiedziała z pasją, grożąc mu
ostro zakończoną szyjką.
- Nie? - Nagłym szarpnięciem nadgarstka sir Anthony
wprawił szpicrutę w ruch. Jej koniec owinął się na przegubie
dłoni Caroline. Wypuściła broń z ręki. Sir Anthony wydał
triumfalny okrzyk, rzucił się na nią i pchnął ją na stół.
- I kto jest teraz panem? - spytał i przygniótłszy ją do
blatu, wycisnął na jej ustach brutalny pocałunek.
Poczuła ciężar jego ciała i duszącą falę nieświeżego odde
chu... Walczyła jak lwica, imając się wszystkich znanych
sztuczek, ale był od niej silniejszy i wiedział o tym. Naparł
na nią z taką siłą, że nie była pewna, czy zaraz nie pęknie jej
kręgosłup. Przez myśl przemknęło jej, że nie powiedziała
Johnowi, jak bardzo go kocha. Teraz było za pózno. Siły ją
opuszczały, ale i tak prędzej była gotowa sama się zabić, niż
poddać się temu szaleńcowi. Zresztą sir Anthony rzeczywi
ście chyba stracił rozum. Zapomniawszy, że musi mieć ją ży
wą, w napadzie furii z całej siły zacisnął jej dłonie na gardle
i zaczął dusić. Coraz trudniej było jej złapać choćby odrobinę
powietrza, otoczył ją mrok...
John wpadł do pokoju z okrzykiem wściekłości. Rzucił
się na sir Anthony'ego, chwycił go za kołnierz i pchnął na
podłogę. Padając, sir Anthony uderzył głową o nogę od sto
lika. Tymczasem John chwycił w ramiona Caroline.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]