[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przypominającego miraż lub fatamorganę. Zdawało się, że przecznicę na zachód od
skrzyżowania zagradza wielkie lustro, odbijające obraz Virgila i resztę korowodu.
Po chwili dostrzegła, że to inna grupa, którą prowadzi inny pies  nie owczarek
niemiecki, a seter irlandzki. Na czele kolumny maszerowały dwie uzbrojone kobiety, a
na końcu mężczyzna  niższy i starszy od Neila. Pośrodku było dwanaścioro dzieci i
sześć psów.
Szli przecznicą na północ. Kiedy zobaczyli grupę Molly, zatrzymali się. W tak złym
świetle i na taką odległość nie mogli widzieć twarzy, ale na pewno byli zdumieni.
Molly zamachała i tamci odpowiedzieli tym samym.
Prowadzący ich seter irlandzki nie zatrzymał się. Po krótkim wahaniu postanowili
iść za nim, zamiast podejść do grupy Molly, by zaspokoić ciekawość. Ich zadanie nie
było jeszcze zakończone.
Dobrze rozumieli, jakie zadanie ma grupa Molly do wykonania  tak samo dobrze,
jak Molly rozumiała, jakie oni mają zadanie. Populacja dzieci w Black Lake była zbyt
liczna, aby mogły zostać uratowane tylko przez jeden zespół. Jeżeli były dwie ekipy,
to najprawdopodobniej były także i inne.
Poprawiłoby to humor Molly, gdyby nie podejrzewała, że nie są ratownikami, ale
żniwiarzami.
Po kilku sekundach druga grupa zniknęła im z oczu.
Virgil poprowadził ich w kierunku wiktoriańskiego domu z eleganckimi
mansardowymi oknami, szczytami i różnymi ozdobnikami.
Molly popatrzyła na zegarek. Zbliżało się południe. Od chwili gdy po raz pierwszy
zobaczyła świecący deszcz, a potem kojoty na werandzie, minęło dziesięć godzin.
Czuła, że kończy im się czas i wkrótce zostanie zadane ostatnie uderzenie tej wojny.
Część siódma
Początek mój, gdzie mój kres
T. S. Eliot
East Coker
(przełożył Jerzy Niemojowski)
53
Mansardowe okna z rzezbionymi motywami kwiatowymi, mnóstwo ozdobnych
drewnianych elementów, rabatki z prymulkami, otoczone płotami z kutego żelaza,
żłobkowane kolumny werandy ze zwieńczeniami we włoskim stylu, kasetonowe drzwi
wejściowe z okienkiem z matowego szkła  ten dom był wzorem porządku
architektonicznego, dowodem długiej walki ludzkości z chaosem i jej długich
poszukiwań.
W dawnym życiu Molly architekci dążyli do sterylności, co było porządkiem bez
celu, i celebrowali siłę, co było znaczeniem odartym z wdzięku. Odrzucając
podstawy, które umożliwiły jego powstanie, modernizm i jego przybrane filozoficzne
dzieci miały do zaoferowania blichtr zamiast prawdziwego piękna, sensację zamiast
nadziei.
Przez całe życie obserwowała, jak cywilizacja robi się coraz obrzydliwsza, ale teraz,
kiedy szła za Virgilem schodkami w górę, ogarnęło ją przygnębiające poczucie straty.
Ten piękny dom, w którego projekt i budowę włożono tyle miłości, był symbolem
wszystkiego, co zostanie usunięte przez nowy ekosystem i brutalnych nowych
władców Ziemi. Rozmiary zniszczeń, jakich dokonał wiek modernizmu, zostały
przekroczone w jeden dzień. Wkrótce również
wszystkie dzieła modernizmu zostaną zrównane z ziemią przez pozaziemskie stwory
o zimnej krwi, urzeczywistniające to, za czym tęsknił modernizm.
Jeżeli byłoby to ceną zachowania wszystkiego co piękne w ludzkiej cywilizacji,
warte zachowania wydawały się wszystkie szaleństwa ludzkości. Choć serce ludzkie
jest egoistyczne i niepokorne, wielu ludzi walczy ze swoim egoizmem i uczy się
pokory. Dzięki nim  dopóki trwa życie  istnieje nadzieja, że uda się odzyskać
utracone piękno, że to, co zostało napiętnowane, może zostać uratowane.
Różnorodność ludzkiego życia mogła wkrótce zostać usunięta tak dokładnie, jakby
nigdy nie istniała.
Molly stała z Virgilem przy drzwiach i patrzyła na stojącego na ulicy Neila,
otoczonego sześcioma zakładnikami losu. Siedem lat małżeństwa minęło tak gładko,
siedemdziesiąt nie byłoby za wiele.
Dzieci wyglądały straszliwie bezbronnie. Zło zawsze zdawało się ciągnąć do dzieci 
zwłaszcza do dzieci. Dla tych, przez których przepływa najsilniejszy strumień zła,
niszczenie niewinności jest największą radością.
Virgil warknął.
Tak jak w domu, w którym znalezli Johnny'ego i Abby, drzwi otworzyły się same.
Może pies posiadał moc rozkazywania im albo jakaś złośliwa siła chciała zaprosić
Molly do środka  jak pająk zapraszający muchę.
Pies przekroczył próg. Molly wahała się jednak.
Jeżeli miały to być ostatnie godziny jej życia, chciała spędzić je z dziećmi,
niezależnie od tego, czy ostatecznie uda się je uratować, czy nie. Była zmęczona, z
braku snu bolały ją oczy. Zbyt wiele przerażających widoków wycieńczyło ją
emocjonalnie, więc między dobrymi intencjami a ich realizacją leżała przepaść
zwątpienia.
Wzmocniła swoje postanowienie wersem z Eliota:  %7łycia możesz unikać, śmierci
jednak nie powinieneś *[T. S. Eliot, chorał ze Skały].
Tego rodzaju trudne prawdy dodawały ponurej odwagi.
Weszła do domu.
Choć nikt ich nie dotknął, drzwi zamknęły się za nimi.
Tak samo jak w poprzednim domu w ścianach słychać było szelest  rojenie się
wielonogich mas albo uderzenia niezliczonych skrzydeł.
Tym razem Molly nie miała moralnego wsparcia ze strony Neila, towarzyszył jej tylko
owczarek niemiecki, który mógł być na usługach jakiegoś zła. Ale aby nadal móc
ufać swej intuicji i wierze, które nigdy jej nie zawiodły, musiała także zaufać psu.
Purpurowy dzień zaglądał w okna, lecz niczego nie rozjaśniał. Molly zapaliła latarkę i
próbowała nie myśleć o tym, ile  albo jak niewiele  energii było jeszcze w bateriach.
Virgil podszedł do schodów i wspiął się na nie.
Wchodząc za nim, Molly słyszała, jak wirujący plusk hałasu w ścianach nagle
organizuje się w rytmiczne pływy. Powtarzające się przypływy i odpływy sprawiły, że
zatrzymała się na podeście.
W miarowych pomrukach tysiącgłosego westchnienia można było wyczuć jakiś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl