[ Pobierz całość w formacie PDF ]
palców zwolniła spust miotacza płomieni i z lufy trysnął jęzor ognia. Trafił we Frosta, zamieniając
go momentalnie w rozwrzeszczaną dwunożną pochodnię, która ciskała się na oślep we wszystkie
strony. Krzyk nieszczęśnika rozdzierał żołnierzom uszy.
Apone obrócił się. W zgęstniałej atmosferze i w kiepskim świetle nie widział prawie nic, za to
słyszał aż za wiele. Gorąco bijące z wymienników ciepła na poziomie "B", tuż nad nimi,
zniekształcało obraz przekazywany przez noktowizory zamontowane w osłonach.
W centrum dowodzenia zgasł monitor Frosta. Jednocześnie linie biowykresów szeregowca,
owe charakterystyczne pagórki i doliny życia, spłaszczyły się i wyprostowały. Na innych ekranach
obraz drgał i podskakiwał, ukazując jedynie zamazane sylwetki w chaotycznym ruchu. Strumienie
napalmu tryskające z pozostałych miotaczy przewyższały jaskrawością czułość kamer na hełmach
żołnierzy i obraz z nich płynący był jak prześwietlone zdjęcie.
Mimo zamieszania i chaosu Vasquez i Drake zdołali się jakoś odnalezć. Kosmiczna harpia
kiwnęła porozumiewawczo głową do kosmicznego neandertalczyka i wcisnęła w elpeem nie
skonfiskowany magazynek.
- Dawaj na blizniaka - rzuciła krótko.
Stanęli plecami do siebie i jednocześnie otworzyli ogień. Niczym spawacze łatający pancerz
statku, posłali w głąb komory dwa płomienne łuki. W ciasnej zamkniętej komorze jazgot ciężkiej
broni był wprost przytłaczający. Dla obojga operatorów dudniący grzmot brzmiał jak Bachowska
fuga i stanthisizer Grimoire'a zlane w jedno.
W uszach skrzeczał im daleki głos Gormana, ledwo słyszalny w bitewnym zgiełku.
- Kto otworzył ogień?! Zakazałem używać broni ciężkiej!
Ze wzrokiem utkwionym w ekran celownika Vasquez podniosła szybko rękę i zerwała z głowy
słuchawki. Jej stopy, dłonie, oczy i ciało były teraz żywymi częściami elpeemu, częściami zgranymi
i spójnie dopasowanymi. Komorę wypełniały błyskawice, nieustający grzmot, dym i rozdzierające
krzyki. Tak, poziom "C" stał się naraz czymś w rodzaju małej Apokalipsy. Vasquez ogarnęła fala
błogiego spokoju.
Nawet w Niebie nie byłoby jej lepiej niż tutaj.
Głośniki w centrum dowodzenia znów zaniosły się rozdzierającym wyciem. Ripley drgnęła.
Monitor Wierzbowskiego zgasł, natychmiast potem wyprostowały się linie biowykresów. Ripley
zacisnęła pięści, wbijając paznokcie w dłoń. Lubiła Wierzbowskiego.
Co ja tu właściwie robię?! myślała gorączkowo. Dlaczego nie siedzę w domu? bez licencji, cała
nieszczęśliwa, ale bezpieczna w maleńkim mieszkaniu, gdzie jest Jones, gdzie mogą mnie
odwiedzać zwyczajni ludzie, gdzie panuje zdrowy rozsądek? Dlaczego dobrowolnie wdepnęłam w
ten koszmar? Przez altruizm? Przez to, że od samego początku podejrzewałam, co spowodowało
przerwę w łączności z Acheronem? A może dlatego, że chciałam odzyskać tę parszywą licencję?
W trzewiach stacji procesora atmosferycznego niosły się bełkotliwe głosy ludzi ogarniętych
paniką i szaleństwem. Czuły odbiornik dostrojony do częstotliwości lokalnej wychwytywał z nich
zrozumiałe słowa. Ripley rozpoznała głos Hudsona niosący się ponad krzykami innych. Nie-
skomplikowany pragmatyzm kaprala zapowiadał przełom w taktyce obronnej.
- Zwiewajmy stąd!
Usłyszała też wrzask sfrustrowanego Hicksa.
- Nie tym tunelem, idioto! Tamtym! Tamtym!
- Na pewno? - To Crowe.
Robiąc unik przed jakimś niewidzialnym ciosem, Crowe błyskawicznie ukucnął. Obraz z jego
kamery zakołysał się na wszystkie strony, ukazując obłąkaną plątaninę gigantycznych lecz
niewyraznych sylwetek, pogrążonych w kłębach dymu i pary.
- Uważaj! Z tyłu! Z tyłu! Rusz się, kurwa!
Ręce Gormana nie śmigały już między przełącznikami. Sytuacja wymagała teraz czegoś więcej
niż przyciskania guzików, a po jego spopielałej twarzy Ripley poznała, że wojskowy nie może się
na nic zdecydować.
- Wycofaj ich, Gorman! - wrzasnęła. - Już! Natychmiast!
- Zamknij się. - Patrzył na wskazniki i chwytał powietrze jak wielki karp. Wszystko się
rozpadało. Cały misterny plan akcji zwiadowczej szlag trafił. W dodatku tak szybko, że nie zdążył
niczego przemyśleć. - Zamknij się, dobrze? - powtórzył.
W głośniczku umieszczonym nad monitorem Crowe'a rozległ się metaliczny jęk dartego metalu
i ekran zagasł. Gorman wyjąkał coś niezrozumiałego. Usiłował zapanować nad sobą, tymczasem
tracił panowanie nad sytuacją.
- Aaa... Apone, otwórzcie ogień zaporowy z miotaczy i wycofujcie się drużynami do
transportera. Over.
Trzaski zakłóceń, ryk wyrzucanego pod ciśnieniem napalmu i jazgot elpeemów zagłuszyły
odpowiedz sierżanta.
- Nie zrozumiałem. Wycofać się za miotaczami?
- Powiedziałem, że musicie... - Gorman powtórzył rozkaz.
Nikt go nie słuchał, co było zresztą bez znaczenia, bowiem żołnierze uwięzieni w komorze nie
mieli czasu na słuchanie, nie mieli czasu na nic.
Tylko Apone manipulował przy swoim odbiorniku, usiłując wyłowić sens z bełkotliwych
rozkazów. Głos porucznika był tak zniekształcony, że aż nie do rozpoznania. Odbiorniki
przystosowano do działania i przechwytywania sygnałów w każdych warunkach, nawet pod wodą,
ale tu działo się coś, czego konstruktorzy sprzętu nie przewidzieli, coś, czego nie mógł przewidzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]