[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lewisham odczekał chwilę, by jego słowa nabrały mocy  nasz chirurg nie mógł
sobie pozwolić na to, by jego pacjent zaczął mówić.
Zapadła cisza. Starsi i młodsi rangą funkcjonariusze, ci z dochodzeniówki i
mundurowi, mężczyzni i kobiety, byli jak zaczarowani przez słowa Lewishama. Ze
swego miejsca z boku Forrest patrzył na nich z rosnącym niepokojem. Wierzyli mu.
Bez zastrzeżeń. Nawet Shaw.
Wszyscy z wyjątkiem Forresta, którego niechęć do psychiatry przerodziła się w
coś znacznie silniejszego. Zaczerwienił się, gdy ich oczy się spotkały. Lewisham
zauważył wrogość, jaką w nim wzbudził, ale Forrest widział, że nie przejął się,
raczej wydawał się tym rozkoszować. Sprawiało mu to przyjemność. Wręcz sam
pragnął wzbudzić uczucie antypatii między sobą a oficerem prowadzącym śledztwo.
Dlaczego? Czyżby lubił konflikty?
Lewisham mówił dalej:  Jak więc możemy zapobiec kolejnym zabójstwom? Jakie
grupy ludzi są najbardziej narażone na jego atak? Najlepiej zrobimy,
odpowiadając sobie na następujące pytanie: dlacze-
53
go nasz morderca wybrał sobie Colina Wilsona, hydraulika, praktycznie nie
związanego ze szpitalem?  Podniósł wzrok, by zwrócić się do policjantów niemal
srogo.  Choć muszę powiedzieć, iż jestem przekonany, że na pewnym etapie życia
Wilson miał kontakt ze szpitalem, tylko wasze dochodzenie tego jeszcze nie
wykazało.
Forrest ponownie wychwycił ton dyrektorki szkoły, przypomniał sobie, jak w
ramach kary dostał po łapach. Patrzył teraz na tego mężczyznę. Czy jako
psychiatra nie miał pojęcia, jakie wrażenie robi na ludziach? Nie zdawał sobie
sprawy, jak szybko wywoływał niechęć? A może robił to rozmyślnie? Niektórzy
prowokują takie reakcje tylko po to, by osiągnąć swój cel. Forrest pracował już
z takimi ludzmi. Ale szybki przegląd sali potwierdził jego wcześniejsze
podejrzenia. Był odosobniony w swych odczuciach. Inni słuchali z uwagą.
Zainteresowani. Zaś Lewisham ciągnął:
 Myślę, że nasz chirurg zaatakuje raz jeszcze. Dlaczego tak uważam?
Rozejrzał się po pokoju, obserwując przez chwilę każdą twarz z osobna. Kiedy
skończył, uśmiechnął się z satysfakcją. Tylko on znał odpowiedz. Przez moment
rozkoszował się tą prywatną wiedzą, by wreszcie się nią podzielić.
 Bo było to zabójstwo rytualne. Każda składowa morderstwa Colina Wilsona
zaspokajała jakąś głęboką potrzebę sprawcy: ogłuszenie, zabójstwo, okaleczenie.
Tapotrzeba będzie rosła, nasilała się. Będzie musiał ją zaspokajać ciągle od
nowa, dopóki nie zostanie powstrzymany.
Ku zgorszeniu wszystkich, uśmiechnął się. Nikt nie odpowiedział mu tym samym.
Lewisham kontynuował:  Kogo więc powinniśmy osłaniać? Lekarzy, pielęgniarki,
personel pomocniczy? Może włóczęgów? Mężczyzn? Kobiety? A może dzieci? Te
najłatwiejsze cele?
Dreszcz zgrozy przeszedł przez salę, jakby ktoś nagle otworzył okno, powodując
przeciąg. Myśl o dziecku poddanym... Lewisham zacisnął usta i zsunął na czubek
nosa półksiężyce okularów.
 Przyjrzyjmy się więc bliżej Colinowi Wilsonowi. On jak dotąd jest naszym
jedynym tropem. Czy był łatwym celem? Co o nim wiemy? %7łe miał rodzinę, nie był
włóczęgą i że jego związek ze szpitalem musi być bardzo niejasny, gdyż w
przeciwnym wypadku już by został ujawniony. Czy morderca wybrał Wilsona z
jakiegoś szczególnego powodu?
54
Jeśli tak, to z jakiego? A może jechał zwyczajnie samochodem, gdy zobaczył
furgonetkę Wilsona z wypisanym numerem telefonu komórkowego. Zakładam, że
telefon był podany na drzwiach jego wozu?
Kilka osób skinęło głowami. To była często stosowana praktyka. Wielu
rzemieślników reklamowało w ten sposób swoje usługi. Lewi-sham czekał, aż
przetrawią tę informację, zanim znów się odezwał.
 Jak zaplanowano morderstwo? To są pytania, które musimy sobie cały czas
zadawać. Nieustannie.
Ponownie zrobił przerwę, zanim wrzucił kolejny kamyk do ogródka.
 Czy zastanawialiście się już, gdzie  chirurg" dokonuje operacji? Sądząc po
twarzach funkcjonariuszy, nikt o tym nie pomyślał.
 A ja tak. Nasz morderca to schludny mężczyzna. Dobrze zorganizowany. Lubi, by
wszystko było równo poukładane, także narzędzia chirurgiczne utrzymuje w
należytym porządku. I jego instrumenty leżą gdzieś w równych rządkach. Gdzie? Ma
coś na kształt prowizorycznej sali operacyjnej, gdzieś, gdzie nikt mu nie
przeszkadza, gdzie nikogo nie zdziwi widok krwi na podłodze, dziwne godziny, o
których przychodzi i wychodzi, obecność szpitalnych zapasów: szwów, worków na
odpady medyczne, nożyc, skalpeli, kleszczy.  Natężenie głosu Lewi-shama rosło, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl