[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bezpieczeństwa. Obowiązek służenia pomocą członkom braterstwa w potrzebie.
Całkowite posłuszeństwo wobec przełożonych. Występek przeciw jednemu to występek
przeciw wszystkim i musi zostać pomszczony bez względu na cenę.
Nigdy nie zdradzaj nazwisk członków i tajemnic stowarzyszenia i nie szukaj
sprawiedliwości u agencji rządowych. Jako Prizzi i przyszły szef rodziny Vincent twardo
wierzył w konieczność przestrzegania przysięgi, która została ułożona właśnie z myślą o
ochronie takich jak on.
Edowi nigdy nie zależało na tym, żeby przejść inicjację. Skończył szkołę średnią
jako jeden z najlepszych uczniów. Vincent nabijał się z niego, gdy ten prosił ojca o
zgodę, żeby pójść na studia. Był wstrząśnięty i oburzony, kiedy jego brat zaczął
studiować prawo. W oczach Vincenta, który za najmądrzejszą maksymę życiową uważał
stare sycylijskie przysłowie:  im mniej się zmienia, tym nam wszystkim lepiej , Ed był
niemal zdrajcą. Chciał wszystko robić inaczej. Po chuj przestępcy wyższe
wykształcenie?! Kiedy jego dwaj kumple, Ben Sestero i Harry Garrone, również
wyjechali, żeby coś tam studiować, Vincent zaczął się poważnie martwić, jak sobie
rodzina poradzi w przyszłości.
Pewnym optymizmem natchnął go fakt, że przynajmniej Charley Partanna był dość
rozsądny, by po dwóch latach rzucić szkołę, ale jego radość obróciła się w zniechęcenie i
gorycz, gdy po złożeniu przysięgi Charley zapisał się do szkoły wieczorowej.
Vincent żywił do świata już niejedną urazę, zanim Ed skończył studia i powrócił,
żeby przejąć kierownictwo nad legalną działalnością Prizzich. Tatuś nie protestował.
Tatuś powiedział, że Ed, Ben i Harry co najmniej potroją dochody rodziny. Vincent nie
bardzo się orientował, do jakiego stopnia na przestrzeni lat Don Corrado rozbudowuje
legalne interesy, ale kiedy wrócił Ed z dyplomem prawnika w kieszeni, Vincent pojął
natychmiast i odczuł to jako srogi policzek, że jego strona rodzinnych operacji,
prawdziwa działalność Prizzich, zródło całego kapitału inwestowanego w pozostałe
przedsięwzięcia, stała się jakby psim ciałem, którym merda w najlepsze ogonek
kierowany przez Eda.
108
Zwiadomość, iż jest zależny od Eda spadła na niego tak nagle, że poczuł się, jakby
dostał młotkiem po głowie. Ed działał  legalnie. Ed czuł się jak w domu w Waszyngtonie,
w Camp David, przyjaznił się z prezydentami. Zapraszał senatorów, kongresmenów i
ministrów na polowania, na rejsy po Morzu Karaibskim lub do swojej posiadłości w Palm
Springs, do której zapraszał i Vincenla, ale ten obiecał sobie, że jego noga nigdy tam nie
postanie. Ed za to nigdy nie jezdził do Vegas. Vegas było dla niego zbyt podejrzanym
miejscem.
Ed nawet się nie ożenił. Wciąż bywał  zaręczony , a trzy kobiety, z którymi był
zaręczony najdłużej, uchodziły za jego  nieślubne żony . A mimo to przyjaznił się z
kardynałem! Z kaznodzieją Billym Grahamem! Z rabinem Kahane em! Edowi uchodziło
wszystko. Nie widać było, żeby pracował. Ciągle tylko rozprawiał przez telefon albo latał
samolotami. Interesy rodziny rzeczywiście rozwijały się świetnie pod jego kierunkiem, ale
nie to było przyczyną zawiści Vincenta, nie dlatego tak bardzo doskwierał mu fakt, że
ciągle jest w cieniu brata. Ed, kurwa, był przecież jednym z ludzi sterujących państwem!
Miał takie wpływy, że gdy tylko któraś z innych rodzin w całej fratellanza, a także gangi
żydowskie i rosnące w potęgę nowe gangi murzyńskie potrzebowały coś załatwić na
poziomie władz federalnych, waliły prosto do niego. Ed wiedział, komu i ile trzeba
posmarować - Ed był Kimś.
A Vincent? Dowodził żołnierzami rodziny - i to wszystko. Był od brudnej roboty.
Gazety nazywały go gangsterem, podczas gdy Eda filarem przemysłu. Nawet własna
córka nie darzyła go szacunkiem i okryła hańbą w oczach całego środowiska Stanów
Zjednoczonych: zachowując się jak tania dziwka, zaprzepaściła swoją przyszłość u boku
mężczyzny, który z czasem miał objąć w rodzinie stanowisko jej ojca. A teraz z kolei
Charley Partanna, syn człowieka, któremu Vincent, Don Corrado i nawet Ed ufali jak
nikomu na świecie, pokazał, że też go nie szanuje. Charley zdradził rodzinę, ale jego
czyn wymierzony był właśnie przeciwko niemu, Vincentowi. Chciał pohańbić go do cna,
pogrążyć w rynsztoku. Za tę obelgę, i za krzywdę wyrządzoną jego córce, musiał zginąć
- to stało się dla Vincenta obsesją.
Zadzwonił do Casca Vagonego, consigliera rodziny Bocca, rządzącej południową
częścią Manhattanu.
- Cześć, Casco! Tu Vincent. Jak leci?
- Niezle, niezle!
- Muszę wpaść dziś do miasta i mam do ciebie pewną sprawę.
- O której jesteś wolny?
- Może umówilibyśmy się na obiad?
- Fajnie. W Pavone Azzurro, o pierwszej.
Casco był starym kumplem. Stali się członkami braterstwa w tym samym roku -
1935. Casco był o jakieś sześć lat starszy od Vincenta. Podczas posiłku wspominali
dawne czasy, przypominając sobie ludzi i drobne zdarzenia, które - ku ich zdumieniu -
wcale nie wywietrzały im z pamięci, choć dawno powinny. Kiedy pili kawę, Vincent
powiedział, że czterech jego ludzi interesuje się sklepem futrzarskim znajdującym się w
rejonie rodziny Bocca, i chciałby uzyskać dla nich zgodę na skok.
109
- W porządku, ale jak sam mówisz, to nasz rejon. Musimy dostać taki sam udział, co
zwykle.
- Oczywiście. Osobiście tego dopilnuję.
Omówili szczegóły podziału zysków ze skoku, po czym Vincent na koniec rzekł:
- Potrzebuję pewnego numeru. Muszę się skontaktować z jakimś dobrym
kontraktowym strzelcem.
- Angelo Partanna zna taki numer.
- Wiem - rzekł Vincent.
- No, jeśli chcesz najlepszego fachowca, dość sporo wybulisz.
- Ile?
- Siedemdziesiąt pięć.
- Daj mi ten numer, Casco.
- Nie ma sprawy. To numer w Kansas City. Tym strzelcem jest baba. - Vagone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl