[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czas nic nie stanie, byle tylko Pan Bóg dał, żebyście paostwo wyjechali stąd prędzej, bo tu dla was złe
powietrze...
Około siódmej przyjechał Szmul i popasał.
Matkę opanowała wielka trwoga. Sprzedaż majątku, choroba, pożar, wyjazd męża, nędza -
wszystko to były nieszczęścia, ale mniejsze od tego, jakie ją dziś ma spotkad.
Opuści dzieci swoje!...
Aatwo to mówid: wyjadę na kilka dni, zostawię je... Ale ciężko wyjechad i zostawid! Pani zrosła się z
dziedmi. One były niemal organami jej ciała.
Zawsze je słyszała, patrzyła na nie, czuła ich obecnośd. Zapomniała już o tym, że świat istniał
niegdyś dla niej bez dzieci. Strata dzieci chodby na kilka dni robiła na niej takie wrażenie, jak na
zwykłym człowieku zrobiłoby nagle zniknięcie ziemi, po której stąpa. Dzieci były czymś tak
połączonym z nią w jej myślach, jak ciężar i wymiar z przedmiotami materialnymi. Gdyby ogromny
kamieo stał się lekkim jak piórko i przenikliwym jak dym, zdziwiłaby się niesłychanie. Ale to, że się ma
z dziedmi rozstad - dziwiło ja i bolało.
Toteż ta kobieta, zwykle wyrzekająca, płaksiwa, rozdrażniona, uspokoiła się przynajmniej na pozór.
W duszy starała się odpychad myśl o wyjezdzie. Mówiła sobie: wrócę za parę dni, jutro...
"Nie - to za długo. Wrócę za parę godzin. Tylko parę godzin nie będę wiedziała, co się z nimi dzieje.
O Boże! jak jest ciężko..."
Anielce do żalu za matką przybywało poczucie odpowiedzialności za Józia. Co ona zrobi, gdyby tam
w mieście matka potrzebowała jej pomocy?...
Kwestie te rozwijały się na tle przywiązania i przyzwyczajenia. I ona nigdy nie była bez matki i jej
rozstanie z matką wydawało się faktem nie tylko bolesnym, ale nadmateriałnym. Nie myślała o tym,
że ludzie wyjeżdżają i wracają, z czym mógł ją przecie oswoid ojciec. Ale dlatego właśnie, że ją tak
przyzwyczaił do nieobecności swojej, uważała go za istotę różną od matki. Można się ze wszystkim
rozdzielid, byle nie z matką.
Zresztą w innym czasie, w pomyślności, przy zdrowiu, mniej obszedłby ją wyjazd matki. Wesoły
duch wesoło patrzy w przyszłośd. Ale po tylu klęskach, tylu boleściach, jakie ja dotknęły, czy mogła
odegnad przeczucie, że wyjazd ten jest nową klęską i boleścią? Dokoła niej wszystko padało albo
uciekało bezpowrotnie. Domu już nigdy nie zobaczy, Karuska także, ojca - któż zgadnie? Może i z
matką już rozdzieli się na zawsze...
Szmul nie naglił do wyjazdu, ale popasłszy zebrał resztę siana, pochował torby i zaprzągł konie.
Potem widząc, że i to nie skutkuje, usiadł na przedzie wozu i zajechał pode drzwi chaty.
Karbowa ofiarowała pani swoją dużą, kraciastą chustkę i nowe trzewiki. Pani przyjęła chustkę z
podziękowaniem, ale trzewików nie chciała. Wreszcie Zając wyniósł stołek przed dom, aby pani
łatwiej było wsiąśd.
Józio zaczął płakad.
87
- Joseph! ne pleure pas... Któż znowu widział?... Mama niedługo wróci! - upominała go pani, blada
jak wosk gromnicy. - Moja Zającowa! - dodała -
zostawiam wam trzy ruble... Czuwajcie nad dziedmi... Wynagrodzę was, bardzo wynagrodzę, gdy
Bóg odmieni nasz los...
- Mamo! - my mamę odprowadzimy do lasu... - szepnęła Anielka.
- Tres-bien, mes enfants! odprowadzcie mnie. Mogę przejśd się z wami... Tak długo będę siedziała...
Jedz, Szmulu, naprzód...
Szmul zaciął konie i ruszył z wolna. O kilkanaście kroków dalej szła matka trzymając Józia za rękę, a
przy niej Anielka. Za nimi wlekli się oboje karbowi. I matka, i Anielka odsuwały ostatnią chwilę. Ciężko
im było żegnad się.
- Prezesowa pewnie już jest w domu - mówiła matka. - Jutro zobaczę się z nią, a pojutrze przyjedzie
po was ciocia Andzia. Józio niech będzie grzeczny, to mu kupię kozaka, takiego, jak miał. Zagadywała
tak siebie i dzieci, nie chcąc myśled o rozstaniu. Patrzyła na drogę. Do lasu było jeszcze daleko. Może
ta droga nigdy się nie skooczy?...
Szli wolno, drobnymi krokami, ociągając się.
- Tu nawet jest ładnie - mówiła matka. - W lesie będziecie mogli zbierad sobie jagody, w domu
bawcie się z kurkami i królikami. Poproście kiedy
Zająca, ażeby was podwiózł za las, tam zobaczycie wieś, będziecie w kościele...
- Ale mama do nas zaraz napisze? - spytała Anielka.
- Naturalnie! Szmuł jutro wróci, wszystko wam opowie... Kupię ci papieru, atramentu i piór i
przyszłe, ażebyś i ty do mnie pisała. Szkoda, że tu tak poczta daleko... Przyszłe wam jeszcze
książeczek, elementarz dla Józia...
Ty, Anielciu, ażebyś miała rozrywkę, ucz go abecadła...
Była zmęczona. Karbowy więc podsadził ją na furmankę i dzieci obok niej, ażeby odprowadziły ją do
lasu.
Na brzegu Szmul stanął i oglądając się rzekł:
- Ho! ho! jak stąd daleko do folwarku... Panienka i panicz muszą się już wrócid.
Anielka nie mogła łez powstrzymad. Klękła w ciasnej bryce i całowała kolana matki.
- Mama wróci do nas?... - szeptała. - Mama nie opuści nas tak, jak...
Nie mogła dokooczyd.
Matka tuliła głowy obojga dzieci i nagle zawołała:
- Szmulu, nawród... ja nie pojadę bez nich...
88
Szmul zaczął perswadowad.
- Aj! jakie jaśnie paostwo grymaśne!... Czy to ja nie odjeżdżam od moich dzieci?... Mnie interesa
całymi tygodniami trzymają za domem... Nikt takich zbytków nie wyrabia jak jaśnie paostwo. To
nawet grzech!... Przecie tu chodzi o jaśnie panią i o dzieci, o ich los. Ja dziś odwiozę jaśnie panią, a za
tydzieo, może pojutrze, odwiozę panienkę i panicza. Teraz niech paostwo nie myślą o tym, że zle jest
żegnad się, ale o tym, że dobrze witad się. Ja wiem, że od tej pory Pan Bóg wszystko odmieni na
dobre, bo na świecie nigdy tak nie jest, ażeby jednemu było wciąż zle.
- Nie płacz, Józiu! - rzekła Anielka. - Przecie Szmul często z domu wyjeżdża i zawsze wraca wesoły.
Karbowy zsadził Józia i Anielkę z wozu.
- Za kilka dni będziemy znowu z mamą - mówiła Anielka. - My tu zostajemy z karbowymi, ze
swoimi... Mama także nie jest przecie sama, tylko Szmul z nią. Nikomu nie stanie się nic złego. Szmul
nam wszystko opowie o mamie, a mamie o nas... Pani przeżegnała dzieci i karbowych, Szmul zaciął
konie. Chwilę jeszcze biegła za wozem Anielka, pózniej stanęli oboje z Józiem, wyciągając ręce do
matki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl