[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyszli.
Z tego, co mówiłeś, wynikałoby, że temu Kowalskiemu nie brak rozumu odezwał się,
gdy znalezli się już na ulicy. To dobrze, będzie można z nim ustalić niejedno... Karol coś
wspomniał o swej przygodzie?
--- Tak. Walki nie było. Kurt się na niego przyczaił..
--- A jednak się przyczaił! I chłopak nie dogonił go, nie rzucił się na niego, nie skręcił mu
karku, mimo że miał w garści ciężką, góralską ciupagę? Hm, to bardzo interesujące...
Zamyślił się. Przez pewien czas szli w zupełnym milczeniu. Naprzeciw ukazał się skwer,
zaczerwieniły się za nim dworcowe budynki. Aabęda zerknął na niego spod oka.
O czym tak dumasz? zapytał.
--- O czym?... O wszystkim po trochu. Dochodzę do wniosku, że w każdym nieszczęściu
jest trochę szczęścia. Jeśli ten druh Kowalski jest podobny do naszego Karola, to coś mi
podszeptuje do ucha, że po tych wszystkich wypadkach wygramy jednak sprawę Urbanków!...
Czy wytrwasz? Czy starczy ci na to sił?..."
Ranek wstał wyjątkowo piękny, toteż nawet w sali szpitalnej zrobiło się jakoś
przytulniej. Karol obserwował radośnie okna, zjadł z apetytem śniadanie i wstał. Czuł się niezle,
wolno mu było chodzić. Pospacerował po korytarzu, zajrzał do sąsiednich sal i wrócił. Położył
się znowu na łóżku. Stosował się ściśle do zaleceń lekarzy. Bóle mu wprawdzie prawie wcale nie
dokuczały, lecz nie należało przemęczać nadmiernie mięśni. Odpoczął z godzinę. Weszła
pielęgniarka, podała lekarstwa. Połknął wszystko i rozpoczął spacer od nowa.
W pokoju ordynatora zadzwięczał telefon. Kto taki? usłyszał przez na pół
przymknięte drzwi. Aha, ten! Dobrze, wpuścić.
Wizyta o tej porze była rzadkim zjawiskiem. Karol trochę z nudów, a trochę z ciekawości
wsunął się do poczekalni, aby zobaczyć wczesnego gościa. Oczy mu nagle rozbłysły: ukazał się
na schodach Kowalski!
Serdeczne to było powitanie. Nie widzieli się od wielu tygodni, w szpitalu bowiem zjawił
się po raz pierwszy. Następnego dnia po wypadku przybył tu tylko Piętek i zapowiedział, że
odtąd nikt go nie będzie odwiedzał, jako że choremu potrzebny jest spokój i zamącać go nie
należy. Karol przyjął dość obojętnie to oświadczenie, nawet myśli nie układały się wtedy zbyt
składnie. Potem jednak zaczęła mu ciążyć samotność, dziwił się w duchu tej obojętności.
Szczerze teraz wyjawił swoje uczucia.
Nie odwiedzałem cię, prawda usłyszał beztroską odpowiedz lecz w szpitalu
jestem już po raz czwarty. Doszliśmy z ordynatorem do wspólnego wniosku, że nie należy
zaprzątać ci głowy nowymi sprawami. Miałeś dość tamtych. Dziś za to możemy rozmawiać
swobodnie. Wolno!
Uśmiechnęli się do siebie. Znali się od lat i rozumieli się dobrze.
A teraz opowiedz mi dokładnie, co zaszło w lesie dodał Kowalski po chwili.
Sami dowiedzieliśmy się sporo, niejedno powiedział mi Aabęda i nadleśniczy, wspomniałeś o
tym i owym Piętkowi. Obecnie chciałbym podsumować wszystko. Więc Kurt nie wytrzymał
nerwowo i postanowił nie dopuścić do twojej wizyty w Wilkowie. Przyczaił się w lesie...
Dalej wyręczył go Karol. Korzystając, że poczekalnia, jak zwykle o tej porze, jest pusta,
nie tylko opisał szczegółowo wypadki, lecz także motywy, które nim kierowały w czasie tej
zaciekłej pogoni. Gdy skończył, znać było na nim znużenie. Mimo że starał się zachować spokój,
wspomnienia wytrąciły go z równowagi.
--- To chyba wszystko dodał niepewnie. Zrobiłem, co było możliwe...
--- Więcej nie można było zrobić. Nie ma żadnego błędu w twoim działaniu.
Karol najwyrazniej ucieszył się z tego stwierdzenia, na bladej ciągle twarzy wykwitły
lekkie rumieńce. Teraz on zaczął stawiać z kolei pytania, a że w ciągu tygodnia nagromadziło się
ich niemało, więc padały z coraz większą szybkością.
Trzeba to jakoś uporządkować poskromił go z uśmiechem Kowalski. Zatem
sprawa pierwsza: nasze prace w terenie. O ochronie lasu nie wspomnę, robimy, co do nas należy.
Michał też nie próżnuje: wytępił chyba doszczętnie w tej okolicy wszelkie raki i Phytophtory.
Gospodarzy w lesie jak książę udzielny, nie tylko bowiem my mu pomagamy, ale i nadleśniczy
oddał sporo ludzi pod jego komendę. A teraz: kanał odwadniający...
Karol właśnie od niego uczył się starannego układania swych myśli. Skupił się więc w
sobie i tylko słuchał uważnie. A wiadomości były bardzo ciekawe. Pomiary Lenca i wnioski
Czerskiego okazały się zadziwiająco dokładne. Sprowadzono z Opola fachowców. Przejrzeli
wszystko, skontrolowali, nie znalezli żadnego błędu. Zabrano się więc do roboty. Pierwotny plan,
który przewidywał, że woda z Małej Niecki przerwie się sama podziemnym korytem, nieco
zmieniono. Postanowiono przekopać kanał przez cały Wał, aby przyśpieszyć odpływ. Do
harcerzy przyłączyła się ochoczo okoliczna młodzież, więc praca poszła jak z płatka i dziś
powinna być zakończona.
Karol nie wytrwał w milczeniu. Niespodziewanie poniosła go duma.
--- Więc jednak przydała się na coś Leśna Drużyna? rzekł raznie. Czułem od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]