[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mną tęsknił, ale nawet nie napisał i nie zadzwonił. Szukałam
różnych pretekstów, żeby przyjeżdżać na ranczo, ale on mnie
nie zauważał. Na przyjęciu prawie się poddałam. Carson
o tym wiedział i starał się wzbudzić w Jake'u zazdrość. My-
ślałam, że to nie miało sensu, bo Jake się do mnie nie zbliżał.
PANNA Z CHARLESTONU 123
Wczoraj, kiedy wyciągnęłam Carsona z więzienia i zabrałam
do siebie, Jake przyjechał i zrobił piekło. Ja też się na niego
wydzierałam, więc myślałam, że to koniec. Ale teraz...
- Jake cię kocha - wyszeptała Mandelyn.
- Może to prawda? - Patty zawahała się. - Ale dlaczego
się do tego nie przyznaje?
- Jest zarządcą rancza Carsona. Nie zdobył wykształce-
nia, a ty masz dyplom. Może nie czuje się ciebie wart.
- Szybko go wyprowadzę z błędu. - Patty szeroko się
uśmiechnęła. - Uwiodę go!
Mandelyn się zaczerwieniła, a Patty się roześmiała.
- Może i ty spróbujesz - zaproponowała delikatnie. -
Robisz z Carsonem, co chcesz, więc nie sądzę, żeby chciał
cię powstrzymać.
- Nie darzę Carsona uczuciem, tylko czuję się winna.
- Mandelyn jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Spuściła
wzrok. - On mnie nienawidzi.
- Akurat!
- Ależ nienawidzi! - wyjęczała Mandelyn i wyrzuciła
z siebie całą bolesną historię.
- Mogłabym zapaść się pod ziemię. Zraniłam jego uczu-
cia i mógł się zabić. Nigdy nie wybaczyłabym sobie tego.
- Carson jest twardy - powiedziała Patty. - To znaczy
jest bezwzględny dla wszystkich z wyjątkiem ciebie.
- Jest miły dla ciebie - przypomniała jej Mandelyn.
- Znamy się od dawna. Dorastaliśmy razem. Kocham
go jak brata i on o tym wie. Ale nigdy w stosunku do nikogo
nie zachowywał się tak jak wobec ciebie. Jesteś jedyną oso-
bą w Sweetwater, która nie wie, że Carson jest w tobie za-
kochany.
124 PANNA Z CHARLESTONU
Mandelyn popatrzyła na przyjaciółkę, jakby ta postradała
zmysły. Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, a serce zaczę-
ło szybciej bić.
- Nigdy się nie zastanawiałaś, dlaczego Carson pozwala
ci ratować ludzi przed sobą, kiedy jest pijany? - zapytała
Patty.
- Ponieważ nigdy się go nie bałam - odpowiedziała.
Patty pokręciła głową.
- Ponieważ zrobiłby dla ciebie wszystko. Wszyscy to
wiedzieliśmy. Carson siadywał i gapił się na ciebie z głupim
wyrazem twarzy...
- Ale... ale powiedział, że jest związany z kobietą. -
Mandelyn się zawahała. - Powiedział, że ta osoba nie chce
go zaakceptować takim, jaki jest. Chciał się zmienić i stać się
dobrze wychowany. Wtedy miałby szansę.
- Mówił o tobie - powiedziała Patty. - Ty z twoim po-
chodzeniem i wykwintnymi manierami wydajesz mu się nie
do zdobycia. To tak, jakby chciał zdjąć gwiazdkę z nieba.
Przez cały czas wiedział, że to nieosiągalne, ale sądzę, że
musiał spróbować.
Mandelyn poczuła, jakby ktoś uderzył ją obuchem w gło-
wę. Czy Carson ją kochał?
- Nie czuj się podle - powiedziała Patty. - Przejdzie mu.
Dzisiaj rano już prawie byl sobą. Jak tylko uświadomi sobie,
jaki to był głupi pomysł, otrząśnie się i znów będziecie przy-
jaciółmi. Carson nie potrafi długo żywić urazy. Podziękuję
ci, że pomogłaś mu się opamiętać. - Wstała, szeroko się
uśmiechając. - Wyobraz sobie siebie i Carsona. To nie do
pomyślenia, prawda? Dama i awanturnik. - Przeciągnęła się.
- Nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć za to, że powiedziałaś
PANNA Z CHARLESTONU
125
mi o uczuciach Jake'a. Nie obwiniaj się za Carsona. Tylko
pomogłaś mu przejrzeć na oczy. Nic mu nie będzie. Teraz ma
po prostu kaca.
- Czy możesz... mu powiedzieć, że jest mi przykro? -
zapytała Mandelyn.
Patty popatrzyła na nią.
- Może pojedziesz ze mną i powiesz mu to sama?
- Nie! - Mandelyn wzięła uspokajający oddech. - Nie
sądzę. Jest na to jeszcze za wcześnie.
- Przekażę mu wiadomość. Lepiej się czujesz? Carson nie
jest ranny, tylko załamany.
Mandelyn skinęła głową.
- Dziękuję, że wpadłaś. Przepraszam, że zareagowałam
tak gwałtownie.
- Nie ma sprawy. Wiem, jak męczące może być poczucie
winy. Nie zakochałaś się przypadkiem w Carsonie?
- Ja? - Mandelyn zaśmiała się nerwowo. - Sama powie-
działaś, że to nie do pomyślenia, prawda?
- To byłby wyjątkowo szalony związek. Pomyśl, jakie mie-
libyście wyjątkowe dzieci. No dobrze, już idę! - Roześmiała
się, kiedy Mandelyn zrzuciła jej mordercze spojrzenie. - Do
zobaczenia!
Mandelyn długo siedziała przy oknie, zastanawiając się
nad tym, co powiedziała Patty. Kiedy przypominała sobie
kilka ich rozmów i zachowanie Carsona, zdała sobie sprawę,
że to może być prawdą. Carson chyba się w niej zakochał.
Ale jeśli wcześniej czuł coś pozytywnego, to teraz ją zniena-
widził za to, co powiedziała mu w teatrze. Nienawidził jej,
czuł się przy niej nic nie wart.
Zmusiła się, by zjeść lekką kolację. Zastanawiała się, co
126 PANNA Z CHARLESTONU
robić dalej. Teraz jej życie wydawało się takie puste, że nie
wiedziała, jak przeżyje do następnego dnia... Może wróci
do Charlestonu?
Ta myśl podobała jej się tylko przez chwilę. Nie, nie
wyjedzie ze Sweetwater. Nie opuści Carsona. Nie mogłaby
mieszkać daleko od niego, nawet gdyby przez resztę życie
widywała go tylko przelotnie.
Kilkakrotnie podchodziła do telefonu. Chciała zadzwonić
do Carsona i przeprosić albo choć usłyszeć jego głos. W koń-
cu, kiedy już się ściemniło, wykręciła numer Patty.
- Halo? - powiedziała Patty wesoło.
- Tu Mandelyn. Czy Carson jeszcze jest u ciebie?
- Pojechał do domu, by lizać swoje rany w samotności
- powiedziała Patty. - W tej chwili jest przygnębiony. Spró-
buj zadzwonić do niego.
- Dobrze. Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie - powiedziała Patty
półgłosem, a gdzieś w tle słychać było śmiech mężczyzny.
Mandelyn odłożyła słuchawkę zadowolona. To był chyba
głos Jake'a. Cieszyła się ze szczęścia Patty. Dla młodej pani
weterynarz wreszcie skończyło się długie oczekiwanie.
Wykręciła numer telefonu Carsona. Długo czekała, zanim
w końcu odebrał.
- Halo? - odezwał się głębokim głosem, w którym po-
brzmiewało przygnębienie.
Bała się, że zaraz się rozłączy, więc tylko powiedziała:
- Przepraszam.
Przez chwilę się nie odzywał.
- Przepraszasz za powiedzenie prawdy? - zapytał chłodno.
PANNA Z CHARLESTONU 127
Przynajmniej z nią rozmawiał. Mandelyn usiadła i oparła
się wygodnie. Zamknęła oczy.
- Jak się czujesz?
- Przeżyję - powiedział szorstko.
Nie wiedziała, co powiedzieć. Może powinna się odważyć
i powiedzieć mu, że go kocha. Teraz wiedziała, że kocha go
rozpaczliwie. Patty twierdziła, że Carson także ją kochał, ale
pewnie jego miłość wygasła. Wiedziała, że zniszczyła to
uczucie.
, - Czy czegoś potrzebujesz? - zapytała z wahaniem.
- - Nie od ciebie.
Wiedziała to, ale mimo wszystko słowa Carsona zabolały.
Przełknęła spływające łzy.
- Chciałam tylko sprawdzić, jak się czujesz. Dobranoc.
Właśnie zamierzała się rozłączyć, ale wypowiedział jej
imię w taki sposób, że poczuła, iż jej potrzebuje.
- Tak... ? - wyszeptała.
Przez chwilę panowała cisza, aż wstrzymała oddech. Li-
czyła na niemożliwe, że ciągle mu na niej zależy.
- Dziękuję za naukę - powiedział po chwili. - Dobrze ją
wykorzystam.
- Proszę bardzo - odpowiedziała, rozłączając się. Może
Patty jednak się myliła. Przecież mogła istnieć w życiu Car-
sona kobieta, o której obie nie wiedziały. Ta myśl nie dawała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]