[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyzwanie.
Bravo, signore. Zeszła na dół. A mówił pan,
że nie jest wirtuozem.
Pochlebstwo z pani ust? Jestem zdumiony.
Trzeba chyba czegoś więcej, żeby pana za-
skoczyć. Co pan grał?
To nowa rzecz, skomponowana przez kogoś,
z kim chodziłem do szkoły, nazywa się Gianfranco
Deloria. Uwspółcześnia dawną muzykę ludową.
Jest piękna.
Ucieszyłby się, słysząc panią. Niedługo ukaże
się jego pierwszy album. I da jesienią recital
w Trimontano.
Ach tak, festiwal. Dziękuję, że zwrócił mi pan
mój odtwarzacz, ale to może pan zatrzymać.
Położyła płytę na stole. %7ładnych pamiątek z po-
bytu w tym miejscu.
A jednak zjawiła się tu pani za sprawą Florii
Bartrando.
To było wtedy, kiedy zbierałam materiały do
programu telewizyjnego. Teraz wątpię, czy ta kobi-
eta wciąż żyje i czy w ogóle chce podjąć na nowo
karierę.
75/197
%7łyje i ma się dobrze. I zamierza zaśpiewać
pewnego dnia. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora.
Zrobi to więc bez jakiejkolwiek pomocy z mojej
strony. Czy wie, że wciągnął ją pan do tej brudnej
gry?
Nie posłużyłbym się jej imieniem bez poz-
wolenia z jej strony.
Widać, że czasem ma pan skrupuły. Jak to się
stało, że ktoś o anielskim głosie dał się wciągnąć,
choćby odrobinę, w przestępczy proceder
z wymuszeniem? Popadła w tarapaty?
%7łyje w dobrobycie.
Pan też. Rozejrzała się. Nie dotknął pana
globalny kryzys? Rynek oliwy i ceramiki nie
dołuje?
Nie. Ale dobrze odrobiła pani lekcję.
Niezupełnie. Nie znalazłam wzmianki
o zmarłym hrabim Valieri.
Tak sobie życzył. Był bardzo zamkniętym
człowiekiem.
To może lepiej, że nie widzi, jak szarga pan jego
dobre imię. Czy może, tak jak pan, uważał, że jest
ponad prawem?
Nikt nie jest, mia bella.
76/197
Jego uśmiech dotknął ją jak pocałunek. Z trudem
zapanowała nad sobą, by nie cofnąć się o krok. Nie
chciała się zdradzić.
Proszę& mnie tak nie nazywać.
Sądzi pani, że to kolejny podstęp? Zapewniam,
że nie. Zatrzymał spojrzenie na jej piersiach,
a potem przesunął nim po jej ciele, jakby próbował
sobie wyobrazić, co by zobaczył, gdyby szlafrok się
rozchylił. Wcześniej była pani tylko urocza, Mad-
dalena. Dzisiaj pani widok zapiera dech w piersi.
Proszę tak nie mówić. Przestań na mnie
patrzeć, pomyślała. I przestań się uśmiechać,
jakbyś już wiedział wszystko, co można o mnie
wiedzieć. Bo to mnie przeraża. Nie ma pan
prawa.
Mam wszelkie prawa, jakie spodoba mi się nar-
zucać. Ale spokojnie. To był tylko komplement, nie
próba uwiedzenia.
Uwiedzenia? Nie ma pan chyba na myśli&
gwałtu?
Nie odparł z nagłą opryskliwością. I obraża
pani mnie i moje nazwisko taką sugestią. Nigdy nie
wziąłem kobiety wbrew jej woli. A pani, Mad-
daleno, nie będzie pierwszą. Wie pani chyba
o tym? A może nie wie pani, jak mężczyzna wyraża
swoje pożądanie? Może jest pani niewinna?
77/197
Oczywiście, że nie. Starała się zachować
spokój. Wie pan, że jestem zaręczona i że
niedługo wyjdę za mąż.
Si. Ale jedno nie wyklucza drugiego. Wydaje się
pani& dziwnie nietknięta.
Rzeczywiście, dziwnie, skoro mnie i Jeremy ego
łączy głęboka i namiętna miłość. Przypuszczam
jednak, że będę musiała znosić pańskie seksist-
owskie uwagi wraz z innymi niedogodnościami.
Nie będzie to konieczne. Wyrobiłem już sobie
zdanie na temat namiętności, jakiej pani dotąd
doświadczyła. Proszę mi jednak powiedzieć, mia
cara, nigdy się pani nie zastanawiała, czy ta nam-
iętność nie może być głębsza?
Nie. Spojrzała na niego ze złością. Bo to, że
się kogoś kocha i chce się z nim spędzić życie, nie
sprowadza się do seksu.
Tak? Więc gdzie jest ten pani oddany
kochanek? Gdyby należała pani do mnie, waliłbym
w drzwi tego zamku, oferując wszystko, co mam,
żeby tylko panią odzyskać. Z wyjątkiem&
No tak, jest jakiś wyjątek.
& z wyjątkiem tego, że nigdy nie pozwoliłbym
pani wybrać się samej w nieznane. Nigdy bym nie
pozwolił pani oddalić się za dnia, nie mając
78/197
pewności, że powróci pani nocą do mojego łóżka.
Dlaczego tego nie zrobił?
Do twojego łóżka? pomyślała Maddie.
Jeremy ma na głowie karierę odparła. I co
innego do roboty, niż uganiać się za mną po
Włoszech.
Innymi słowy, mia bella, usłuchał poleceń ojca.
Proszę nie zaprzeczać. Ja też dobrze odrobiłem
lekcję.
Nie do końca, bo nie zna pan mojego przyszłego
teścia.
Ani on nie zna mnie, Maddaleno. Zdaje się pani
o tym zapominać.
Bo to bez znaczenia. Jak mogę pana przekonać,
że nigdy nie ulegnie pańskim żądaniom? Jestem
pewna, że Interpol już mnie szuka.
Nie liczyłbym na to. I pani też nie powinna.
Liczę tylko na jedno odparła zawzięcie. %7łe
wydostanę się stąd cholernie szybko.
Pojawiła się Luisa z drinkami, jakby w samą porę,
a Maddie odwróciła się do niej z ulgą. Chciała
poprosić o wodę mineralną, ale przyjęła szprycera
bez słowa.
Luisa nalała mu whisky i po chwili znów byli
sami.
79/197
Spragniona jakiegoś neutralnego tematu, Maddie
podeszła do kominka i przyjrzała się obrazowi
olejnemu.
Dziwny temat oznajmiła lekko. To prawdzi-
wy wilk, któremu ten dom zawdzięcza swoje imię?
Nie, to tylko symbol, namalowany z fotografii.
Pierwotnie dom nazywał się Casa d Estate, Dom
Lata. Takie miano nadali mu moi pradziadkowie,
którzy chronili się tu latem przed upałami
wybrzeża. To mój dziadek zmienił nazwę. Czter-
dzieści lat temu dowiedziono, że wilk apeniński
jest bliski wymarcia. Zawsze uważał te zwierzęta
za interesujące. Są odważne, lojalne i silnie związ-
ane ze swoją rodziną. Obecnie znajdują się na
liście gatunków zagrożonych.
Ale są też niebezpieczne?
Z pewnością dla mniejszych zwierząt. %7ływią się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]