[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogłaby uwierzyć, że człowiek, który kiedyś bez
skrupułów uprowadził ją do swego domu, rozebrał do naga,
potem kochał się z nią kilka razy - to ten sam mężczyzna,
troskliwy, opiekuńczy, taktowny pracodawca... jej szef.
Ostatni tydzień upłynął Alanowi na pożegnaniach ze
starymi klientami, robił to bardziej na życzenie Matthew
niż z własnej inicjatywy.
- Te spotkania odciągną jego uwagę od stresującej
sytuacji, jaką jest definitywne odejście z pracy - powiedział
Matthew Nicoli. - Poprosiłem Alana, żeby pozostał w roli
konsultanta. Firma była jego całym życiem i obawiam się,
że trudno mu będzie wypełnić nadmiar wolnego czasu.
- On i Mary wyjeżdżają stąd... kupili bungalow na
wybrzeżu...
- Tak, wiem i mam nadzieję, że wiedzą, co robią.
Opuszczenie miejsca, w którym spędziło się całe życie...
Pożegnanie ze znajomymi i przyjaciółmi...
- Mają zamężną córkę i chcą być bliżej niej i
wnuków - poinformowała go Nicola. - Myślę, że oboje
mają nadzieję, że przebywając z wnukami łatwiej zapomną
o swojej tragedii.
Przez chwilę milczeli.
- Tak sobie czasami myślę, jak strasznie ciężko musi
być człowiekowi, który stracił dziecko. Próbuję to sobie
wyobrazić, ale... chyba nie potrafię. No, a wracając do
naszej skromnej ceremonii pożegnalnej... Jeśli dobrze
rozumiem, nie będzie żadnych oficjalnych przemówień?
Mówiłaś, że Alan prosił, żeby nie robić zamieszania wokół
jego osoby. A może wolałby, żeby pożegnanie odbyło się w
jakimś innym miejscu?
Wrażliwość i delikatność Matthew zdumiały Nicolę.
63
Gordon nigdy by się tak nie zachował, przy całym oddaniu
i strachu o matkę, nawet by mu się nie śniło zasięgać rady u
kobiety, która stałaby niżej od niego w hierarchii
zawodowej.
Tego samego dnia wieczorem matka zauważyła, że
Nicola poweselała, odkąd pracuje z nowym szefem.
- Podobno jest bardzo przystojny - ciągnęła, nie
widząc zakłopotania córki.
- Bardzo - przyznała Nicola.
- I jest kawalerem... - kontynuowała matka.
- Tak - potwierdziła coraz bardziej spięta Nicola i
zmieniła temat. - Czy dzwonił Gordon? Mieliśmy dzisiaj
pograć w tenisa.
- O ile mi wiadomo, nie dzwonił, ale nie było mnie
w domu przez większą część popołudnia.
W połowie drogi do telefonu Nicola nagle
zatrzymała się i zawróciła. Dlaczego tylko ona ma
dzwonić, skoro to on umawiał się na tenisa? Usiadła i
nalała sobie drugą filiżankę kawy.
Uświadomiła sobie, że przeważnie to ona telefonuje
do niego. Postanowiła tym razem pozostawić inicjatywę
Gordonowi.
Zadzwonił dopiero o ósmej, a miał przyjechać po
nią około siódmej. Jak zawsze w ostatnim czasie był
zdenerwowany. W milczeniu wysłuchała jego tłumaczenia -
zasiedział się w pracy - także bez słowa komentarza
przyjęła jego przeprosiny, że nie zadzwonił wcześniej, i
dopiero na koniec rozmowy powiedziała tonem wymówki:
- Mam nadzieję, że nie zapomnisz, że masz mnie
zabrać z pracy w piątek.
Musiała oddać swój samochód do przeglądu, więc
Gordon zaproponował, że przyjedzie i podrzuci ją do
64
warsztatu po odbiór auta.
- Oczywiście, że nie - odpowiedział urażonym
tonem.
Po odłożeniu słuchawki Nicola doszła do wniosku,
że chyba przyszedł czas na zerwanie ich związku.
Pewne jest, że ostatnio obcowanie z nim stało się
mało przyjemne i zaczynała podejrzewać, że on czuje
podobnie. Ich zwykłe, tradycyjne pocałunki przerodziły się
w symboliczne cmoknięcia w policzek. Oczywiście dobrze
było mieć partnera na różnych towarzyskich imprezach, ale
za jaką cenę? Nagle uświadomiła sobie, jak bardzo ją
wyjaławia i dołuje czas spędzany z Gordonem.
Przyłapała się na tym, że porównuje Gordona z
Matthew... Była pewna, że partnerki Matthew nie są
zbywane cmoknięciem w powietrze na dobranoc i nie
muszą przesiadywać u koleżanek, by mieć z kim
porozmawiać i pożartować. Jego partnerki... Dość! Trzeba
położyć kres tym niebezpiecznym rozmyślaniom. Co jej
się, na Boga, roi w głowie? Zaczęła dygotać. Dziwny ból
wdarł się w jej trzewia - tęskne, rozpaczliwe pragnienie...
Doznania, których poprzysięgła sobie nigdy nie dopuszczać
do siebie, nagle odezwały się ze wzmożoną siłą.
Straciła kontrolę nad sobą.
Tamtego ranka po przyjściu do pracy zastała Marta
stojącego przy jej biurku z gradową miną.
- Czyżbym się spózniła? - zaczęła od wejścia. -
Przepraszam, ale chyba nie z mojego powodu jest pan zły...
Na jej widok twarz mu pojaśniała.
- Myślisz, że mógłbym być zły na ciebie? Skoro tak
uważasz, to znaczy, żenię zrobiłem na tobie zbyt dobrego
wrażenia... Nie, po prostu zaniepokoił mnie telefon od
jednego z naszych klientów. Wygląda na to, że łan Jackson
65
podprowadził jakieś materiały z placu budowy,
przynajmniej tak uważa ten facet.
Nicoli opadły ręce. Nie zdziwiły jej skargi klienta,
ponieważ od dawna podejrzewała, że majster łan Jackson
robi jakieś machlojki. Mówiła o tym Alanowi, ale on jakoś
się tym nie przejmował.
- Muszę tam pojechać i dowiedzieć się, co się tam
dzieje - powiedział Matthew i dodał: - Masz tu coś bardzo
pilnego, czy może pojedziesz ze mną?
Spojrzała zdziwiona na niego i zaczerwieniła się
lekko.
- W porządku, nie musisz - uciął. - Myślałem po
prostu, że wolałabyś na chwilę oderwać się od
segregowania tych nudnych dokumentów.
Zdziwiła ją ta aluzja do pracy, którą wykonywała w
nadgodzinach z myślą o usprawnieniu papierkowej roboty.
Nie wiedziała nawet, że jest świadomy trudu, jaki w to
wkłada, ale teraz wzruszyła się jego życzliwością,
zwłaszcza że pamiętała początki ich współpracy, kiedy, jak
sądziła, był do niej nieprzychylnie nastawiony.
- Nie chciałam się naprzykrzać, ale jeśli można...
Przeglądał jakieś papiery na biurku, ale nagle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]