[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uspokoić. Wszystko jest na jak najlepszej drodze.
Pochylił się i wziął ją w ramiona. Poddała się temu jak
dziecko.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że Edward zdobył się na
coś takiego. %7łeby odważyć się wtargnąć w środku nocy do
małżeńskiej sypialni, trzeba naprawdę wielkiej bezczelno
ści i... determinacji.
- Przestań myśleć o nim. Nie ma go, poszedł sobie,
potraktuj go jako marÄ™ sennÄ….
- Gdybym tylko mogła. - Spojrzała mu w oczy. - Ale
gdybym przeforsowała swoje pomysły i ty spałbyś na przy
kład w fotelu...
- Powiedziałem, daj spokój temu wszystkiemu.
- Nie mogę. - Ukryła twarz w zgięciu jego ramienia.
- Rosy.
Wypowiedział jej imię jak nigdy dotąd. Nuta, jaka za
brzmiała w jego głosie, normalnie wywołałaby u niej od
ruch ucieczki, tym razem jednak Rosy poczuła, że nie chce
wracać do chłodu i samotności swojej połowy łóżka.
- Rosy.
Jego gorący oddech owionął jej ucho i kark. Przeszedł
jÄ… dreszcz rozkoszy.
- Rosy.
Jego głos zmieniał się z sekundy na sekundę. Teraz był
głęboki, chropawy i nieco zdławiony, a równocześnie nie
pewny i czuły.
Guard musnÄ…Å‚ ustami jej szyjÄ™.
O%7Å‚EC SI ZE MN 129
Usłyszała bicie swego serca, które poczęło wyrywać się
z piersi.
- Rosy, na pewno wiesz, co się stanie, jeżeli natych
miast nie każesz mi się odwrócić do siebie plecami...
Kazać mu się odwrócić? Wyrzec się jego ust, dotyku
jego dłoni, ciepła jego ciała? Przenigdy! Z miejsca, gdzie
się znalazła, mogła iść tylko prosto przed siebie. Zaraz też
uczyniła pierwszy krok. Oplotła go ramionami i przylgnęła
piersią do jego owłosionego torsu.
- Guard.
Jego oczy ściemniały, a w zrenicach pojawiły się nie
bezpieczne błyski. Dostrzegła w tym rozkoszną grozbę,
która tyleż wabiła, co napełniała lękiem.
Zagryzła dolną wargę.
- Nie rób tego - szepnął, zlewając dzwięki.
A potem jego usta same ustanowiły podział i rozłącz-
ność jej warg, stając się autonomicznym zródłem nieziem
skiej przyjemności.
Nikt jeszcze jej tak nie całował. Tak namiętnie, żarliwie,
z taką niecierpliwością. Ale zdumiała ją przede wszystkim
gwałtowność własnej namiętności. Jak gdyby jej uwolnio
ne spod kontroli zmysły chciały wziąć odwet za lata uwię
zienia w karbach dyscypliny czy też raczej uśpienia w hi
pnotycznym transie.
Wpiła się wargami w jego usta, wczepiła palcami w je
go ciało i wciąż było jej mało. Chciałaby wręcz przenik
nąć go językiem na wskroś i opleść mackami niczym
ośmiornica.
Kiedy na chwilę ich usta rozłączyły się, Guard zanurzył
twarz w pierzastej puszystości jej włosów i wyszeptał:
- Mój Boże, Rosy, ty czarodziejko...
130 O%7Å‚EC SI ZE MN
Nie dokończył. Nie pozwoliła mu na to. Odrzuciła do
tyłu głowę, wygięła się w łuk i podała mu swoje piersi.
Na chwilę zamarł. A potem jął ssać, drażnić i gryzć
różowe zwieńczenia sutek.
Poczuła, że krążące w niej soki spływają ku tym dwóm
punktom jej ciała. I stała się rzecz dziwna, a przecież w ja
kimś sensie zrozumiała. Im szczodrzej dzieliła się swymi
sokami, tym coraz większy ogień ją trawił, tym silniejsze
przepełniało ją pragnienie. Wbiła się paznokciami w ciało
mężczyzny.
Wyczuł jej wzrastającą gotowość i ruchem dłoni prze
sunął centrum dręczącego pożądania z piersi na wzgórek
łonowy. Jęknęła, zdumiewając się, że posiada struny, o ist
nieniu których nawet nie śniła. Po chwili cała już roz
brzmiewała rytmiczną melodią. Wibrowała. Wiła się. Ko
łysała się jak wodorost poruszany głębinowymi prądami.
Zalała ją fala rozkosznego gorąca. Zwilgotniała i zaczę
ła parować. Konwulsyjnie ścisnęła udami jego pośladki,
a potem kilka razy w rytmicznych odstępach ponowiła
uścisk. Całe jej ciało roztapiało się w drżącej ekstazie.
Poczuła, że całym swoim jestestwem rozchyla się i roz
wiera. Jej serce waliło w pościgu za rozkoszą, a wzrok
omdlewał w przyzwoleniu. Wszystko w niej drżało, płonę
ło, przeobrażało się. Jego oddech owiewał jej skórę, lecz
nie przynosił ukojenia, tylko jeszcze wzmagał pragnienie.
- Guard, teraz, teraz... proszę... już dłużej nie wy
trzymam.
Wykrzykiwała te słowa, lecz chyba nawet nie była tego
świadoma. Coś działo się poza nią, niezależnie od jej woli,
czucia i chcenia, coś, co uzyskało pełną autonomię i do
magało się, żądało należnej sobie daniny. Guard drażnił się
O%7Å‚EC SI ZE MN 131
z tym czymś, gdyż uklęknąwszy pomiędzy jej nogami
i prezentując swoją gotowość, powiedział:
- Powtórz, Rosy, powtórz, że mnie pragniesz.
Od podbrzusza po jej ciele rozchodziły się fale upojnego
gorąca. Sutki napęczniały, jakby za chwilę miały trysnąć
sokiem. Krzyż zdawał się być rozpalonym prętem. Czuła
mrowienie, palenie w wielu różnych miejscach. Jeśli za
chwilę to nie ustanie, zacznie chyba wyć i rzucać się jak
opętana.
- Tak, tak, tak, chcÄ™ ciebie.
Spoglądał na nią z wyżyn swej triumfującej męskości.
- Jesteś taka mała, Rosy, taka maleńka...
Wyciągnęła ku niemu ręce, a on opadł na jej brzuch
i piersi. Oplotła go ramionami i nogami. Przywarła do nie
go, niczym bluszcz do ściany. Wstrzymała oddech.
Czekała całą wieczność. Przynajmniej tak się jej wyda
wało. A potem nagle rozdarł ją piorun. I cisza. Bezruch.
Uspokojenie. Guard był w niej i oczekiwał, aż ona go za
akceptuje.
Uderzyły na nią poty. Wyrzuciła biodra do przodu.
Wówczas i on drgnął, a z tego drgnienia narodził się rytm,
cała gama cielesnego ruchu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]