[ Pobierz całość w formacie PDF ]
taki rozluzniony i zadowolony, i że wkrótce wyruszą w góry.
Niedługo potem jak Alette poszła spać na stryszku, gospodarz wstał i zaprowadził gości do
pomieszczeń, które miały być ich domem przez następny rok. Dostali dwa pokoje, gdyż bliznięta
uparÅ‚y siÄ™ na trzeci, gdzie staÅ‚ warsztat tkacki Åshild. Sebjørg z kolei przeprowadziÅ‚a siÄ™ do ro-
dziców, tak więc Sten, Birgit i Johan otrzymali obie izby za kuchnią. W jednej zgromadzili swoje
kufry i sakwojaże, druga miaÅ‚a im sÅ‚użyć za sypialniÄ™. Åshild postanowiÅ‚a, że może tak zostać,
dopóki będzie w miarę ciepło. A kiedy zrobi się naprawdę zimno, najlepiej będzie, jak bliznięta i
Sebjørg z powrotem przeniosÄ… siÄ™ do tego pierwszego pokoju, ale to siÄ™ dopiero zobaczy.
Pożyczywszy im dobrej nocy, Ole wyszedł na podwórze. Noc była ciepła i cicha: zwierzęta
znajdowały się w górach na wypasie, nie słychać więc było żadnych dzwonków, jedynie chlupot
potoku i szum Heimsili. Ole wsadził ręce w kieszenie i stanął, patrząc na dolinę. W powietrzu było
coś niepokojącego. Obrócił się w kierunku lasu i wciągnął nosem jego zapach. Nie wyczuł nic
podejrzanego - ani dymu, ani obcych koni, tylko zwykły letni zapach drzew. Nie wyczuwał też w
nim żadnych drapieżników, mógł więc spokojnie iść spać. Jutro jednak zrobi obchód okolicy:
pytanie Birgit z pewnością nie było przypadkowe.
Po drugiej stronie wsi siedział sobie mężczyzna i patrzył na dolinę. Niebawem podejmie
decyzję. Jeśli ma jechać do Ameryki, należałoby wkrótce wyruszyć. Było już bardzo pózno, ale
musiał poprosić kogoś o radę.
Pomyślał o Olem. Nikt inny nie potrafił tak dobrze doradzić, nikomu innemu nie mógł też
zaufać. Wiedział, że jego dawny gospodarz będzie milczał jak grób. Widział go dziś na koniu, a
więc Ole jest w domu. Może powinien pojechać do Rudningen jeszcze dziś w nadziei, że Ole jesz-
cze się nie położył? Wstał i z wahaniem podszedł do konia. Nic się nie stanie, jeżeli się tam
przejedzie, bo spać i tak nie mógł z powodu gnębiących go myśli. Jeżeli w Rudningen nie będzie
śladu życia, najwyżej zawróci i pojedzie tam raz jeszcze za dnia.
Noc była jasna, więc bez kłopotu widział drogę. W drodze przez dolinę ku mostowi
towarzyszył mu tylko przyjemnie chłodzący wiatr. Dawno tędy nie jechał i teraz, na widok
znajomego krajobrazu, wróciły wspomnienia z lat spędzonych w Rudningen. Wiedział, że nigdy już
nie będzie mu w życiu tak dobrze, jak tam. Teraz nie miał do kogo zwrócić się ze swoimi
kłopotami, musiał polegać tylko na sobie. Marit i Karoline nie wchodziły w grę, bo myślały
wyłącznie o swoich sprawach.
Końskie kopyta zastukały głucho na moście. Gdzieś tam wyżej, w miejscu, skąd wypływała
rzeka, siedziały jego żona i teściowa. Na jej drugim końcu, w miejscu, gdzie wpadała do morza, stał
może statek i czekał na niego. Jona ciągnęło w dwie przeciwne strony, ale zew morza był silniejszy,
bo myśl o kolejnych połajankach ze strony tych kobiet odbierała mu chęć powrotu do domu.
Przez pewien czas jezdziec i jego koń stali na moście nieruchomo jak posąg. W nocnym
półmroku wyglądali jak zjawa powstała z unoszącego się znad rzeki zimnego oparu. Góry rysowały
się na niebie czarną sylwetką, lasy w dolinie przypominały na tle pól ciemną, niewyrazną masę. Jon
nabrał powietrza w płuca: to był jego świat. Tu się urodził, tu dorastał. Tu przez wiele lat zarabiał
na życie, tu się ożenił. Nie mógł z Hemsedal po prostu uciec, ot tak.
Zcisnął konia łydkami i ruszył dalej. Po tej stronie rzeki droga była węższa niż gościniec, ale
twarda i sucha: kiedyś, kiedy wracał wozem do Rudningen, nigdy nie miał z nią kłopotów.
Przez pewien czas jechał przez las, ale kiedy miał skręcić na drogę prowadzącą do
gospodarstwa, zauważył daleko przed sobą ciemną postać. Jon zatrzymał się; przeszedł go dreszcz.
Czy to upiór? Patrząc w tamtą stronę, zrobił znak krzyża i zobaczył, że postać też się zatrzymuje.
Jego pierwszą myślą było zjechać z drogi i pojechać do Rudningen na przełaj, bo stworzenia
z tamtego świata, jeśli się ich nie niepokoiło, na ogół dawały ludziom spokój. Ale jeśli nie był to
upiór, któż mógłby tak pózno przebywać na dworze? Ciekawość zwyciężyła, ruszył więc ku po-
staci, która stojąc bez ruchu, próbowała wtopić się w otoczenie.
- Hej, kto tam chodzi po nocy? - spytał Jon niskim głosem. - To ja, Jon ze Sletten! - Postać
nie ruszała się, a koń Jona zbliżał się ku niej drobnymi kroczkami. Las był ciemny i gdyby nie
wiedział, że tam ktoś stoi, nic by nie zauważył. Kiedy był tuż-tuż, Jon przestraszył się, że postać
nagle rzuci się w jego stronę, by spłoszyć konia. Było jednak zbyt pózno, by zawrócić.
- Hej, kto tu jest?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]