[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyszorowane w wannie dzieci poszły spać, stosy wiórów i trocin zostały zmiecione
w kąt, pudła, toboły i walizki zwalone dość bezładnie na kupę w jednym pokoju, w
pozostałych zaś porozstawiano meble w sposób tak dziwny, \e, aczkolwiek było ich
niewiele, tworzyły z mieszkania istny labirynt. Zganiony za stworzenie
ucią\liwego wnętrza Zygmunt z irytacją oznajmił, \e nie zamierza tu tańczyć
mazura i odmówił wprowadzania jakichkolwiek zmian. Nareszcie i on poczuł się
rzetelnie zmęczony.
Tobie i tak dobrze powiedziała Okrętka zgnębionym głosem.
Mo\esz iść do naszego domu i będziesz miał spokój. Ja tu muszę nocować, bo
diabli wiedzą, co te dzieci wymyślą rano. Nie zostawię ich samych.
Tereska przyniosła sobie z przedpokoju krzesło, usiadła na nim, podniosła się
natychmiast i rękawem starannie zmiotła z niego gruz. Uwa\nie obejrzała
tapicerkę, po czym usiadła ponownie.
Dziwna rzecz, przejechało, było noszone, przewracane, a gruz się trzyma
rzekła smętnie. Jakieś przyczepne to obicie, czy co& Nie wiesz, czy sąsiedzi
mają w planach kupno odkurzacza?
Okrętka wzruszyła ramionami.
Nie wiem, co mają w planach, ale wiem, \e mają gruz tak\e w tapczanie. Jest
mi wszystko jedno i będę na nim spała. Mają gruz wszędzie, we wszystkich
meblach, które stały w pokoju. Chyba trąba powietrzna da temu radę.
W ka\dym razie ominęło ich najgorsze zauwa\ył Zygmunt, siedzący na pudle
z ksią\kami i wsparty plecami o ścianę, z nogami wyciągniętymi prawie na środek
pokoju. Nie zdą\yłem wam powiedzieć, \e ten kierowca bardzo nas pochwalił.
Jaki kierowca?
Kumpel sąsiada. Opowiedziałem mu wszystko, bo jechałem w szoferce i miałem
czas po drodze. Cholernie mu się spodobało wykorzystanie tych hochsztaplerów,
mówi, \e sam te\ by na to poszedł, bo co do administracji, z góry wie, \e nawet
próbować nie warto. Przegonił ich niewąsko, a ja te\ sobie nie \ałowałem. W
naszym mieszkaniu takie salony, \e oko bieleje. Trzy razy przestawiali.
Jakim cudem udało ci się zmusić ich do tego? zdziwiła się Tereska.
Wcale ich nie zmuszałem. Zrobiłem najprostszą rzecz na świecie, udawałem
idiotę. Oni ju\ chcieli lecieć, a ja się rozglądałem, taki zmartwiony, \e mi
prawie łzy z oczu ciekły, a\ się jąkałem z tego zmartwienia i zaczynałem sam
przestawiać. Widać było, \e kretyn jestem i nie wyjdę, dopóki nie ustawię jak
nale\y. No, to co mieli zrobić? Pomagali jak szatany, byle prędzej i w
rezultacie oni pchali i nosili, a ja im palcem pokazywałem, \e nie tu, tylko
trochę w lewo. trochę w prawo. Kumpel sąsiada wiedział ju\ o co chodzi i
popłakał się ze śmiechu. Szkoda, \e tu tak samo nie wyszło.
Tu ju\ nie było powodów, mieli nas w nosie. Dobrze, \e wnieśli na górę.
Zwalili byle gdzie i polecieli do skarbu&
No i dolecieli. Mają skarb, \e hej! mruknął z satysfakcją Januszek.
Zygmunt spojrzał na niego z zainteresowaniem. Januszek na kawałku wolnej
podłogi segregował i przeliczał zawartość dwóch przedwojennych puszek po
landrynkach.
60
Gdyby ci sąsiedzi byli przyzwoitymi ludzmi, to nale\y nam się osiemdziesiąt
sześć złotych i dwadzieścia pięć i dwie dziesiąte grosza oznajmił. Dziesięć
procent znaleznego. Te dwie dziesiąte, ostatecznie, mogę im darować.
Dlaczego nam się nale\y? zaprotestowała Tereska. To Piotruś znalazł, a
nie my!
No, to co? A mo\e będą chcieli odwdzięczyć się nam za przeprowadzkę?
Przecie\ nie mówię, \e się będę z nimi bił. policzyłem tylko na wszelki wypadek.
Zdaje się. \e jak tu wejdą i rozejrzą się dookoła, od razu im wdzięczność
przejdzie mruknął Zygmunt.
Zastanawiam się. kiedy ten sąsiad wróci powiedziała w zamyśleniu Tereska.
Szkoła nam się zaczyna pojutrze, nie wiem. czy nie będziemy musiały chodzić na
zmianę&
Wsparta łokciami o stół kuchenny Okrętka wyprostowała się nagle.
Słuchajcie, widzieliście kiedy zakamieniałą kretynkę? spytała dziwnym
głosem.
Obejrzeli się na nią wszyscy. Januszek na czworakach wyjrzał zza stołu.
Okrętka prezentowała osobliwe połączenie zgrozy z zakłopotaniem, na twarz
wypłynęły jej gorączkowe rumieńce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]