[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale jest dopiero jedenasta. Co będzie pan robił przez całą noc?
Czy to naprawdę pani sprawa?
Nie sądzę odparła rumieniąc się. Ale ja chciałabym się przespać. W którym pokoju
najlepiej?
W tamtym. Wskazał na drzwi dość oddalone od jego sypialni i ruszył w stronę
schodów. Do zobaczenia rano, chyba że jakiś duch wcześniej panią wypłoszy.
Duch? Nagle zaschło jej w gardle. Siliła się jednak na obojętny ton.
Nathan uśmiechnął się i w jego twarzy Rose zobaczyła coś wilczego. Przeszedł ją
dreszcz.
Każdy taki stary dom musi mieć swojego ducha.
A czy pan... czy pan go widział?
Oczywiście, że nie odparł ze spokojem. Nie wierzę w duchy, więc jak mógłbym się
z nimi widywać?
To skąd pan wie, że tu krąży jakiś duch? dopytywała się Rose.
Bo poprzedni właściciele podobno regularnie go widywali. Ale niech się pani nie
martwi. On nie jęczy, nie płacze ani nie pobrzękuje łańcuchami. Po prostu wędruje cichutko
po domu, starając się nikogo nie przestraszyć.
Wszystko to specjalnie pan wymyśla! krzyknęła. Ale jeżeli w ten sposób chce mnie
pan stąd wypłoszyć, nie uda się to panu. Nawet defilada duchów nie zrobiłaby na mnie
najmniejszego wrażenia. Zostaję tu do jutra, a wyjadę dopiero wtedy, gdy się okaże, że już nic
panu nie jest!
Odwróciła się na pięcie, ruszyła w stronę wskazanych jej przedtem drzwi i głośno je za
sobą zamknęła.
Zapaliła światło i nagle zamarła ze zdumienia. Miało się tu znajdować łóżko, a zobaczyła
ogromne łoże z baldachimem.
To chyba zbyt wiele, nawet jak na taki dom mruknęła.
Usiadła na brzeżku łoża i z przyjemnością stwierdziła, że jest bardzo wygodne.
Zastanawiała się teraz, gdzie może być łazienka.
Zdecydowanie nie chciała pytać o to gospodarza, wyszła więc na korytarz i zaczęła po
kolei otwierać drzwi. Znalazła ją za trzecimi. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Dom był
wprawdzie stary, lecz wyposażony we wszystkie nowoczesne urządzenia.
Wycierając się ręcznikiem, pomyślała z niechęcią, że nie ma w czym spać. Już miała
nałożyć swoje nieświeże ubranie, gdy nagle na drzwiach dostrzegła szlafrok Nathana. Miała
wątpliwości, czy wypada go pożyczyć, ale stwierdziła, że lepsze to, niż spanie w dżinsach i
przepoconej bluzce. Przecież rano może szlafrok wyprać.
Po chwili przyszło jej do głowy, że to trochę dziwne spać w czymś, co należy do
Nathana, ale zaraz odegnała tę myśl, tłumacząc sobie, że zaczyna przesadzać.
Wróciła do sypialni, zgasiła światło i wyciągnęła się na łożu z baldachimem. Mimo
zmęczenia nie mogła zasnąć. Dobrą godzinę przewracała się z boku na bok, aż w końcu dała
za wygraną.
Co ty właściwie tu robisz? pytała samą siebie, z roztargnieniem przesuwając palcami
po włosach.
Opiekujesz się mężczyzną, który wcale tego nie potrzebuje. Nieważne, co mówił lekarz.
Temu cholernemu Nathanowi nic nie będzie!
Uświadomiła sobie, że chyba zwariowała nalegając, by zostać tu na całą noc. Przecież on
tego nie chciał, a w takim razie przebywanie z nim pod jednym dachem stawało się
nadzwyczaj krępujące, nawet jeśli Lyncombe Manor miało tyle uroku. Przecież na dobrą
sprawę nawet nie znała Haywarda. W każdym razie nie w takim sensie, jak to się
powszechnie rozumie. Gdyby rodzice wiedzieli, iż spędza noc w domu mężczyzny poznanego
ledwie przed dwudziestoma czterema godzinami, byliby przerażeni. Wiedziała już, że stać go
na rzeczywiście dziwaczne zachowanie. Ale na co jeszcze?
Im dłużej o tym myślała, tym bardziej ją to rozstrajało. Decyzja, by pozostać tu na noc,
wydawała się rozsądna w świetle dnia, ale teraz, po północy, wszystko wyglądało inaczej.
Nagle wydało jej się, że to szaleństwo przebywać z nieznajomym w domu stojącym na
całkowitym pustkowiu. Kto przyjdzie jej z pomocą, gdyby coś się stało? Nikt! Najlepiej więc
będzie, jeżeli natychmiast stąd się wyniesie.
Zerknęła na zegarek. Było po północy, ale pani Rogers bez wątpienia wpuści ją do
pensjonatu o dowolnej porze. Podjąwszy decyzję, natychmiast wyskoczyła z łóżka, zdjęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]