[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jasna cholera.
Zdumienie na twarzy Granta świadczyło, że też był zaskoczony tym, co się stało.
Powoli wypuścił powietrze. Kate sięgnęła do klamki.
- Odprowadzisz mnie? - Zakładając, że dam radę iść, dodała w duchu.
Jego seksowny uśmiech kusił, żeby znów opuścić fotel.
- Nie mam wyboru. To również moje drzwi.
- Dasz mi kilka minut? Chciałabym się jeszcze połudzić.
- Jasne. - Uśmiechnął się. - Mnie też przyda się kilka minut.
Zapatrzyła się na wejściowe drzwi oświetlone niewielką lampką.
R
L
T
- Nie zjedliśmy kolacji - powiedziała, poprawiając rękami włosy.
- Możemy wybrać się jutro.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Nie dzisiaj - odparł, poważniejąc. - Też chciałbym się połudzić.
Uśmiechnęła się blado i wysiadła. Grant odprowadził ją do drzwi, zatrzymał się i
odgarnął jej z twarzy pasemko włosów.
- Dobranoc, Kate. Pierwszej części wieczoru bym nie powtórzył, ale ta ostatnia
przeszła moje oczekiwania.
- Moje też. - Oblała się rumieńcem.
- Mogę pocałować cię na dobranoc?
To pytanie poruszyło ją do głębi. Po tym, co wyrabiali... Skinęła głową.
Powoli ujął jej twarz, przesunął się bliżej. Całował ją delikatnie, lecz drżenie warg
zdradzało tłumioną namiętność.
Gdyby to był ich pierwszy raz, może by zemdlała, ale teraz pocałunek sprawił, że
wszystko w niej śpiewało.
- Dobranoc - wyszeptała, gdy cofnął usta.
Przesunęła koniuszkiem języka po wargach.
- Idz, bo inaczej pójdę z tobą.
Nie musiał powtarzać. Szybko otworzyła drzwi i zniknęła. Grant oparł się o balu-
stradę werandy. Był rozpalony, poruszony, zdezorientowany.
Pośpiesznie przebrała się w piżamę i położyła do łóżka. Wolała nie ryzykować
pójścia do łazienki, bo mogłaby wylądować w jego pokoju. Czekają ją gorące sny... I
właśnie dlatego musi ograniczyć ich kontakty.
Gdyby ktoś powiedział, że ten wieczór skończy się namiętną sceną w samochodzie,
skwitowałaby to śmiechem. Mogła fantazjować, lecz przez myśl jej nie przeszło, że coś
takiego naprawdę się zdarzy. Ich układ to wykluczał.
Westchnęła głęboko.
Tak fatalnie wygadała się o chorobie Leona. Grant przeżył szok, oboje z trudem
panowali nad emocjami. No i Grant tak bardzo na nią działał. Nie było więc szans, by
oprzeć się pokusie. Erotyczna reakcja, nic więcej.
R
L
T
Musi trzymać się od niego z daleka. Mają sprzeczne interesy. Grant chce sprzedać
farmę, zachować ją w całości, co nie posłuży uchatkom.
Z drugiej strony dał jej garaż, przyjął pod swój dach i przyszedł do pubu, by w ra-
zie problemów pośpieszyć z pomocą. Tak by nie zrobił, gdyby mu na niej nie zależało.
W ciszy usłyszała szczęknięcie otwieranych drzwi. Dotrzymał słowa i dał jej obie-
cany czas. Mogli udawać, że wieczór zakończył się jak zwyczajna randka.
A nie wielką, namiętną pomyłką.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Gdy miał dziewięć lat, wydawało się to znacznie łatwiejsze.
Z trudem przedzierał się przez zbite zarośla, barkami torując drogę przez poplątane
gałęzie. Przez tych dwadzieścia pięć lat chaszcze się rozrosły, jednak mimo to nie za-
mierzał się poddać.
Gałąz uderzyła go w policzek, druga rozdarła T-shirt. Lepiej by mu się szło, gdyby
był wypoczęty. Po wczorajszym wieczorze wszystko było trudniejsze.
Zatrzymał się. Czy warto się szarpać? Po raz trzeci zadawał sobie to pytanie. I
wciąż odpowiedz była ta sama: musi się upewnić. Jeśli jego przeczucia się potwierdzą,
wiele może się zmienić.
yle postawił stopę i zsunął się ze dwa metry. Gęste krzaki spowalniały go, więc
łagodnie wylądował w znajomym miejscu. Jego dawna ścieżka. Bardziej zapuszczona
niż przed laty, lecz sobie poradzi. Dbał o formę, teraz to procentuje. Ostrożnie schodził
po smaganym wiatrem klifie. Wyszukiwał przejścia pomiędzy głazami, spienione fale
uderzały po butach. Po dwudziestu minutach był na miejscu. Wysoki klif osłaniał za-
toczkÄ™ od oceanu i wiatru.
Nic dziwnego, że uchatki dobrze się tu czują.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]