[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spotkali, akurat tobie nad głową. . .
Tam było najciemniej. To jest bardzo dobre miejsce do spotykania. Każdy
z innej strony i nikt ich razem nie widzi. Wcale nie wiem, czy pan Wolski nie
dowiedział się o nich czegoś właśnie w ten sposób.
Nie mogli przez telefon?
Może się boją, że któryś ma podsłuch? Przecież ta policja nie może już tak
kompletnie nic nie wiedzieć, jak tabaka w rogu! Może obaj są podejrzani?
69
A może któremu telefon wysiadł i nie łączy. Jest w ogóle mokro, a na
mokro to wszystko zle działa, łączy ich z dyrekcją %7łeglugi Wielkiej albo z Domem
Mody i cześć. Milcz do mnie, niech pomyślę.
Przez chwilę podążali za panem Wolskim, nic do siebie nie mówiąc. Racjonal-
na część umysłu Pawełka, rzadko dochodząca do głosu, protestowała przeciwko
aż tak zdumiewającym przypadkom. Spotkać na podwórzu jakichś zupełnie ob-
cych przestępców, planujących na przykład włamanie do pawilonów handlowych,
to jeszcze, owszem, możliwe, ale spotkać znajomych, to już przesada. Jak to się
mogło stać? Wyobraził sobie różne sytuacje i sam postawił się na ich miejscu. Nie
są przecież kretynami, muszą znać te piekielne telefony, które działają zależnie od
pogody, a także od jakichś innych czynników, nie do odgadnięcia i nie do prze-
widzenia. Muszą mieć jakieś ustalenia awaryjne na wypadek, gdyby nie mogli się
do siebie dodzwonić. Spotkać się.
Posiadanie samochodu ułatwia przybycie na dowolne miejsce, powiedzmy,
że on sam. . . Nie chce się przyznać na przykład do znajomości z Bartkiem, nie
życzy sobie, żeby ich ludzie razem widzieli. . . Jasne, wymyśli miejsce spotkania
podobne do tego, każdy wchodzi z innej strony, mijają się w przelocie, w razie
czego mogą się sobie nawet nie kłaniać. Jeszcze można spotykać się w domu, ale
po pierwsze, w domach na ogół przeszkadza rodzina, a po drugie, nie życzy sobie,
żeby wspólnik wiedział, gdzie mieszka. Tajemniczy szef, albo coś w tym rodzaju.
W porządku, z tym się można pogodzić. Ale dlaczego akurat tu i dlaczego akurat
w tym momencie. . . ?
Wczoraj im się nie udało i to BMW musiało odjechać, nic nie wiedząc,
co się stało powiedziała Janeczka, najwyrazniej w świecie wiedziona telepatią.
Ten drugi mógł patrzeć z drugiej strony, ale potem musiał patrzeć dalej i nie
miał kiedy tego pierwszego zawiadomić. A ten pierwszy nie pojechał prosto do
domu, tylko pętał się gdzieś, bo się bał, że go ktoś śledzi i gdyby porucznik zdążył,
pewnie miałby rację. . .
Skąd wiesz, co ja myślę? przerwał Pawełek prawie z urazą. Wcale
nie wiem, tylko myślę to samo. Też się zastanawiałam. Może telefon im nawalał,
więc w końcu spotkali się tak, jak mieli umówione w razie czego. Jeśli się dobrze
policzy, godzina wypada akurat taka. . . Która to? Za dwadzieścia ósma. Ustalone
mają raz na zawsze, że spotykają się o dziewiętnastej trzydzieści.
Tyle to już prawie zgadłem, ale dlaczego akurat tu?
A gdzie? W parku? Przy takiej pogodzie?
Nie pada przecież. . .
Ale może padać. Do parku w czasie deszczu i w zimie to jeszcze głupiej
niż na wrotkach.
Może być jeszcze na cmentarzu. Na dworcu. Na schodkach koło bazaru.
W kolejce po wodę mineralną na tyłach Super Samu, jeden drugiemu pomaga
wstawiać do bagażnika te wszystkie butelki. . .
70
I wszędzie ich ludzie zobaczą. A tu nikt.
No rzeczywiście, tylko pan Wolski i ty. . .
Ale nikt inny. I gdybym nie siedziała na tej skrzynce. . . Wcale ich widać
nie było, nawet z bliska. Nie wiem, czy jest w Warszawie dużo takich doskonałych
miejsc!
Nawet jeśli są, oni mogą ich nie znać. Dobra, niech będzie. . . Co on tam
widzi na tej wystawie?
Pan Wolski przeszedł aż za Odyńca i utkwił przed wystawą jakiegoś sklepu.
Stał i stał, wpatrując się w nią, jakby nigdy w życiu nie widział niczego bardziej
interesującego, albo jakby uczył się jej na pamięć. Z konieczności zatrzymali się
również, wyglądając zza narożnika domu. Chaber przysiadł u ich nóg. Nagle nad-
jechał autobus. Zatrzymał się na przystanku, prawie za plecami pana Wolskiego.
Pan Wolski nadal wpatrywał się w wystawę, po czym, znienacka, ruchem wręcz
błyskawicznym, odwrócił się, uczynił trzy wielkie kroki i w ostatniej chwili wpadł
w zamykające się już drzwi, nie dając tropicielom nawet cienia najmniejszej szan-
sy.
No tak powiedziała z irytacją Janeczka i wyszła zza narożnika. Urzą-
dził nas. Co to był za autobus?
A skąd ja mam to wiedzieć? Z tyłu miał napisane Prać, ale tylko w Pollenie
2000 . I stary Kiemlicz, podrobiony na księcia Radziwiłła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]