[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wypadł spomiędzy kartek kupionej godzinę temu książki, poprowadził
jej myśli takimi dziwnymi ścieżkami. Nie widziała żadnego związku.
Czasami umysł płatał jej podobne figle. Odległe skojarzenia
wymykające się świadomości stanowiły dla Marii wyzwanie. Zazwyczaj
analizowała je, próbując rozgryzć powiązania. Ale w tym momencie
dużo bardziej intrygował ją rachunek, który trzymała w ręku, i książka,
w której go znalazła. Bo Marii trafił się egzemplarz szczególny.
Ten, z którego Rajmund czytał.
Znane ze spotkania fragmenty zaznaczono samoprzylepnymi
karteczkami. A ponadto książka roiła się od podkreśleń, wykrzykników,
znaków zapytania, i patrząc na nie, Maria wyobrażała sobie Rajmunda
biorącego w ręce tę swoją pierwszą książkę pachnącą świeżym drukiem
i nadzieją. Wyobrażała sobie, jak z ołówkiem w ręku pochyla się nad nią
i czyta, momentami dumny z siebie, a momentami zaskoczony tym, co
napisał.
Nie, wcale nie zamierzała oddawać mu tej książki. Przecież wpisał
jej tam dedykację. Ale rachunek& Sto dwadzieścia pięć złotych do
zapłaty, termin płatności za dwa dni, rachunek wystawiony na Rajmunda
Krzysztofowicza.
Rajmund& lubiła powtarzać w myślach jego imię.
Zastanawiała się, jak on podchodzi do rachunków, czy płaci je
terminowo, czy też nie przywiązuje do tego większej wagi. Maria
wszelkie płatności regulowała zawsze przed terminem. Nie wyobrażała
sobie, żeby się spóznić choć jeden dzień. A gdyby dostała wezwanie do
zapłaty& nie, to nie mieściło jej się w głowie.
Możliwe, że ten rachunek, który trzymała teraz w ręku, został już
opłacony przez Internet (dlatego nie miał żadnej pieczątki) i nie jest
wcale Rajmundowi potrzebny. Możliwe. Ale możliwe jest i to, że wcale
opłacony nie został, a Rajmund będzie go szukał albo zapomni
o płatności.
Maria musiała go oddać. Ale jak? Zanieść rachunek do Piwnicy
pod Liliowym Kapeluszem? To nie był dobry pomysł, bo nie wiadomo,
kiedy Rajmund się tam znowu zjawi. Wysłać pocztą? Za mało czasu 
nawet priorytet mógłby dojść za pózno. Ale na rachunku był przecież
jego numer telefonu. Tylko czy to wystarczający powód, żeby
zadzwonić? Co Rajmund sobie o niej pomyśli?
 A co mi tam!  powiedziała na głos, żeby sobie dodać odwagi,
i wyciągnęła z torebki telefon.  A niech tam sobie myśli, co chce!
 Dzień dobry, Maria Staszewska. Pan mnie na pewno nie pamięta.
 Maria czuje, że palą ją policzki. Mówi szybko, chcąc pokryć
zmieszanie.  Byłam dzisiaj na spotkaniu autorskim. W książce, którą
kupiłam, znalazłam rachunek telefoniczny wystawiony na pana
nazwisko. Chciałabym go oddać.
Na moment zapada cisza. Maria słyszy tylko swoje serce, które
bije tak głośno, że pewnie i Rajmund je słyszy, i myśli sobie o niej:  co
za głupia idiotka albo coś podobnego, i Maria już chce rzucić
słuchawkę, kiedy on mówi:
 Maria& pewnie, że panią pamiętam.
 Akurat pamięta! Dobry ma bajer  myśli Maria, ale on dodaje:
 Siedziała pani przy stoliku obok i podeszła po autograf ostatnia.
Czy da się pani zaprosić na kawę?
*
 Grzane wino poproszę  Maria mówi to z taką determinacją,
jakby decydowała się na pierwszy w życiu skok ze spadochronem. I coś
w tym jest. Bo przecież tę kawę, na którą ją zaprosił, wypili już dawno
i rachunek też już mu oddała, a w domu ma do sprawdzenia jeszcze testy
dwóch klas, więc powinna wracać, a nie zamawiać alkohol. Ale tak
dobrze im się rozmawia& A kiedy momentami zapada milczenie, Maria
wcale nie czuje się nim skrępowana.
 Grzane wino&  powtarza Rajmund, ze zdziwieniem patrząc na
Marię, a ona gorączkowo próbuje dociec, jaką popełniła gafę; może nie
wypada zamawiać wina w towarzystwie dopiero co poznanego faceta,
a może żadna z kobiet, które znał, nie pijała grzanego wina, ani ta, która
znalazła go nieprzytomnego, kiedy nałykał się tabletek, ani te inne,
w ramionach których szukał pocieszenia.
Maria przeczytała książkę. Przeczytała ją jednym tchem wczoraj
w nocy. I nie musiała pytać, żeby mieć pewność, że to książka
autobiograficzna. Rajmund jest tym lekarzem, który nie mogąc uwolnić
się od dręczącego poczucia winy z powodu śmierci pacjenta, próbował
popełnić samobójstwo, a potem wreszcie odnalazł spokój w Piwnicy pod
Liliowym Kapeluszem.
 Wobec tego dla mnie też grzane wino  decyduje Rajmund
i w tym momencie Maria czuje się rozgrzeszona.
 Dwa razy grzane wino?  upewnia się Karola, zerkając
ukradkiem na kobietę, z powodu której nieskłonny do zmian Rajmund
zamówił nagle coś innego niż zwykle.
Rajmund też patrzy na Marię. Znowu go zaintrygowała.
Spodziewał się, że wezmie następną kawę albo herbatę lub też coś
zimnego do picia, może jeszcze jakiś deser, ale grzane wino nie przyszło
mu do głowy. W ogóle nie pomyślał o żadnym alkoholu.
Rajmund ma pomysł na książkę, której bohaterami byliby klienci
pewnej kawiarni, a ich upodobania smakowe i składane w kawiarni
zamówienia stanowiłyby punkt wyjścia do charakterystyki każdej
postaci. Przygotowując się do pisania, obserwuje gości Piwnicy pod
Liliowym Kapeluszem i bawi się w zgadywanie, co kto zamówi.
Czasami udaje mu się zgadnąć, czasami nie. A Maria znowu wymyka
się ze schematu.
Kiedy wczoraj przed spotkaniem autorskim zastanawiał się, jaką
przyjąć strategię  czy wyobrazić sobie publiczność jako główki
kapusty, żeby pokonać tremę (tak radziła polonistka w podstawówce
przed konkursem recytatorskim), czy też raczej szukać kontaktu
wzrokowego ze słuchaczami, i rozglądał się, z kim ten kontakt
ewentualnie mógłby nawiązać  zwrócił uwagę na siedzącą przy
sąsiednim stoliku Marię. Zauważył ciasno spięte włosy, z których żaden
nie śmiał wysunąć się z koka, surowy wyraz twarzy i sztywne ruchy.
Wyglądała na nauczycielkę albo księgową. Pomyślał wtedy, że wolałby
widzieć ją jako główkę kapusty.
Ale gdy spojrzał na nią znowu w czasie spotkania, miał wrażenie,
że widzi zupełnie inną osobę, że surowość i sztywność to tylko maska,
pod którą ta kobieta ukrywa wewnętrzny żar. Jej wzrok przyciągał go
jak magnes. Momentami mówił tylko do niej.
A ona słuchała.
Słuchała tak, jak nikt inny nie słuchał. Otulała go swoją uwagą
niczym ciepłym, miękkim kocem. Gdy ludzie zaczęli ustawiać się
w kolejce po książki, szukał jej wzrokiem. Zakręciła się w pobliżu,
a potem gdzieś zniknęła, na szczęście za chwilę pojawiła się znowu.
Podeszła ostatnia. Gorączkowo zastanawiał się, jakby ją zagadnąć,
zatrzymać na chwilę, ale zanim coś zdołał wymyślić, odeszła. A potem
zagadała go Weronika, jacyś ludzie o coś pytali, coś im tam odpowiadał,
nawet nie mając okazji pogadać z Weroniką, czy wie, co to za kobieta.
Z tym rachunkiem też go zaskoczyła. Przypadkowo dał jej własny
egzemplarz książki i nie miał pojęcia, skąd wziął się tam rachunek
telefoniczny, ale nawet gdyby o nim wiedział, nie przypuszczałby, że
ona zadzwoni.
Kiedy przed chwilą zaproponował, że może wymienić jej tę
książkę na inny egzemplarz, powiedziała, że jej nie odda, że z zapiskami
jest cenniejsza, a poza tym ma w niej dedykację. %7ładnej innej książki
nie chce. Chyba że jego następną powieść.
Momentami sytuacja zdawała się Rajmundowi nierealna, bo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl