[ Pobierz całość w formacie PDF ]
udali się do komendanta policji w Oslo. Tam nareszcie Karine mogła wyznać prawdę o
oficerze zabitym w lesie, o jego napaści na nią, o swojej reakcji. Joachim wtrącił się do
rozmowy i opowiedział o tym, co spotkało ją w dzieciństwie, sama Karine nie miała sił, by to
169
uczynić. Zwierzyła się wcześniej Joachimowi, lecz tylko jemu. Wyznała wszystko, co
wydarzyło się wtedy, wyjawiła także, że zabiła człowieka. Joachim był dla niej bezcennym
wsparciem.
Teraz poinformował szefa policji o dwóch gwałtach, które starała się wymazać z pamięci, a
które w tak straszny sposób dały o sobie znać, kiedy napadnięto ją po raz kolejny. Niczego
nie ukrywał, a Karine słuchała w milczeniu. Nikt nie wiedział, ile kosztowało ją zachowanie
kamiennej twarzy.
Nikt nie wiedział też, że dwa lata wcześniej poszła do biblioteki i odnalazła w starych
gazetach informacje o człowieku, który zaginął w Askim bez śladu w roku 1941. Odszukała
adres jego rodziny i wysłała list bez podpisu:
'Nie szukajcie dłużej waszego krewnego. Przykro mi, ale on już nie żyje.'
Nic więcej, ale wyobrażała sobie, że list ten przynajmniej uwolnił ich od dręczącej
niepewności.
Komendant policji był rozumnym człowiekiem. Załatwił wszystko tak, by Karine nie musiała
stawać przed sądem. Toczyła się wówczas wojna, a człowiek, który się na nią rzucił, był jej
wrogiem, także ze względów politycznych. Zamiast tego Karine trafiła w ręce psychiatrów,
którym nareszcie udało się oczyścić jej myśli z koszmarnych wspomnień, od tak dawna nie
dających jej spokoju.
Ale oczywiście musiała towarzyszyć policjantom do lasu i wskazać miejsce, gdzie spoczywał
zaginiony. Musiała też opowiedzieć o Runem, który pomógł jej ukryć zwłoki, i o jego śmierci
w kraju wroga.
Nie nalegano natomiast na jej udział w ekshumacji, nie zniosłaby tego, wszyscy to
zrozumieli, gdy ujrzeli tę małomówną dziewczynę o niespokojnych rękach i obgryzionych
paznokciach.
Upłynęło dużo czasu, zanim zraniona Karine odzyskała równowagę. Ale Joachim - i Shane -
wiernie trwali u jej boku.
Karine wyrosła na niezwykle pociągającą pannę. Jej uroda nie zbijała z nóg, ale w oczach i
uśmiechu kryło się coś, co przykuwało uwagę. Coś nieśmiałego, a zarazem promiennego.
Joachim z każdym upływającym rokiem coraz bardziej ją kochał.
Wreszcie mogli się pobrać, nastąpiło to w upalne lato 1946 roku. Karine miała wówczas
dwadzieścia lat, była spokojniejsza i bardziej pewna siebie niż kiedykolwiek przedtem, no i
po uszy zakochana. Słońce spaliło ziemię, nie miała więc wiązanki ślubnej, ale w niczym jej
to nie przeszkadzało. Bardziej bolesny był fakt, że babcia Marit i dziadek Christoffer odeszli
rok wcześniej, a powinni przecież być na ich ślubie.
170
Ale jeśli chodzi o Karine, przepowiednie mówiące, że to gałąz Vetlego przyczyni się do
powiększenia rodu, nie sprawdziły się.
Karine Gard, jak się teraz nazywała, urodziła tylko jedno dziecko, chłopczyka. Przyszedł na
świat w roku 1948. Otrzymał imię Gabriel, był bowiem wnukiem Abla. (Tak przynajmniej
sądził Abel, Christa wiedziała lepiej, ale się nie zdradziła. Dlaczegóż miałaby plamić dobre
imię jego pierwszej żony z powodu drobnego błędu, jaki jej się przydarzył? W rodzinie Abla
wszyscy nosili biblijne imiona i Karine nie chciała łamać tej tradycji.
W dodatku nadając synkowi imię Gabriel miała także co innego w pamięci. Chciała złożyć
swoisty hołd rodowi Oxenstiernów, z którym przez wiele stuleci splatały się losy Ludzi Lodu.
Potem ich drogi się rozeszły, ale Oxenstiemowie wiele znaczyli dla Ludzi Lodu, tyle im
pomogli, i Karine uznała, że przynajmniej to może dla nich uczynić: nazwać synka imieniem
Gabriel, tradycyjnym imieniem tego szwedzkiego rodu szlacheckiego.
Niestety, wkrótce Karine zrozumiała, że nie zdoła uciec od swej przeszłości.
Trzej mężczyzni, którzy wiedzeni żądzą zaatakowali ją jako dziewczynkę, wyrządzili jej
krzywdę, której nie dało się naprawić. Nie odczuwała żadnej radości, gdy Joachim ją
dotykał, sztywniała ogarnięta paniką, miała kłopoty z oddychaniem i wiele czasu upłynęło,
zanim małżeństwo można było uznać za spełnione. Joachim okazywał jej cierpliwość i
wyrozumiałość, ale nie był, niestety, najlepszym kochankiem na świecie, brakowało mu
doświadczenia, więc z początku problemy mieli naprawdę ogromne.
Nauczyli się jednak być razem. Karine powtarzała sobie, że można kochać mężczyznę,
nawet jeśli nie pociąga on fizycznie. A kochała Joachima naprawdę, tym mocniej więc
cierpiała z tego powodu. W miarę upływu czasu opanowała sztukę udawania, tak dobrze
znaną wszystkim oziębłym kobietom. Starała się sprawiać wrażenie, że odczuwa znacznie
więcej, niż było w rzeczywistości. Często kobietom takim zarzuca się obłudę, ale co mają
robić? Przez całe życie okazywać, że pieszczoty mężczyzny nic dla nich nie znaczą? Karine
robiła co mogła, by Joachimowi było z nią dobrze, była pomysłowa i troskliwa, mąż twierdził,
że jest dobrą kochanką.
Ale ona sama nie czuła nic. Często leżała odwrócona od niego plecami, tłumiąc płacz, bo
nie umiała mu odmówić, a nie rozumiała jego słów o niebiańskich rozkoszach małżeńskiego
pożycia.
Raz wpadła jej w ręce surowo zabroniona książka, której autor opisywał, jak można
zaspokoić kobietę.
Pokazała zdobycz Joachimowi, poprosiła go o pomoc. Zmarszczył czoło i uznał opisy za
wulgarne i nieprzyzwoite. Gdzie dostała taką książkę? Ale Karine się nie poddawała i
Joachim, choć bardzo niechętnie, zastosował się do wskazówek zawartych w książce.
Odnalazł wszystkie wrażliwe strefy jej ciała, o których tam wspomniano.
171
Zajęło im to dobre półtorej godziny. Joachim wiele razy chciał zrezygnować, odczuwał
wewnętrzny sprzeciw. Ale Karine nalegała. I wreszcie, kiedy już byli ogromnie zmęczeni,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]