[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W lasku znów rozległ się szelest. Jon rzucił się na ziemię z bronią gotową do strzału.
- Mam cię na muszce! - zawołał. - Najmniejszy ruch i strzelę!
Cisza. Tylko skroplona wilgoć melancholijnie skapywała z liści brzóz.
Jon zauważył we mgle jakiś majaczący cień.
- Jak sobie chcesz, ostrzegałem!
Rozległ się stłumiony, suchy odgłos wystrzału, dzwięk pochwyciła i zgasiła
mlecznobiała mgła. Jakiś spory ptak, pewnie głuszec, z wrzaskiem zerwał się z zarośli.
Jon wstał i siarczyście przeklął. Przedarł się przez gęstwinę jałowców i skarlałej
wierzbiny, poganiany nienawiścią do zbiegów i wstydem, że spudłował.
Gałęzie brzozy z sykiem prześlizgiwały się po jego ciele, spuszczając kaskady
delikatnych kropli na plecy. Spodnie lepiły się do kolan, ale Jon nie zwracał na to uwagi.
Nagle przystanął. Przed nim leżały resztki koszuli. Z dołu oddarto kawał materiału, ale
dookoła nie było widać śladów krwi. Pewnie tylko pęcherze na nogach, pomyślał Jon z
pogardą.
Przekradł się ostrożnie jeszcze kilka metrów w przód, potem sprawnie uskoczył w bok
a skrył się za wielkim głazem. Przed nim, na wywróconej brzozie, plecami do Jona siedział
przestępca. Zciągał but. Tak, to na pewno pęcherze! %7ładnej strzelby przy nim nie było widać,
ale jeśli ma jakąś ukrytą broń...
Bez trudu mógłbym go teraz zastrzelić, pomyślał Jon i wycelował. Przy tej czynności
zawsze ogarniało go niewypowiedzianie rozkoszne uczucie. Ale to nie byłoby polowanie,
tylko rzez. Gra cokolwiek nieuczciwa. Chociaż to potwór, który nie zasługuje na to, by żyć,
musi mieć szansę obrony. Jon zaczął rozważać następne posunięcie. Jeśli podkradnie się
bliżej, wtedy chłopak może się odwrócić z pistoletem w ręku. Wszystko zależy od tego, kto
zdąży strzelić pierwszy. Jon mógł też zawołać: Ręce do góry! Chłopak pewnie rzuciłby się
do ucieczki. A wtedy... bang! Jon nie był pewien, które rozwiązanie jest najlepsze. A może...
Nagle drgnął. Usłyszał, jak chłopak mówi obojętnie:
- Możesz stamtąd wyjść, ty za kamieniem. Nie jestem uzbrojony.
Jon zmarszczył brwi, potem wstał i podszedł bliżej, cały czas trzymając palec na
spuście.
- Nie boję się ciebie, łajdaku - syknął.
Chłopak odwrócił się i popatrzył na Jona.
- Doprawdy? Tak mi się wydawało, inaczej byś we mnie nie mierzył.
Jon, nadal czujny, opuścił strzelbę. Chłopak miał ze dwadzieścia lat, był dość
przystojny.
- Słyszałem, jak przed chwilą strzeliłeś - powiedział. - Dobrze, że przyszedłeś.
Jon zmieszał się. Nie przewidział takiego rozwoju wypadków.
- Dlaczego? - spytał krótko.
Olav Nilsen wzruszył ramionami.
- Głodny jestem. Otarłem nogę. Masz coś do jedzenia?
- Właściwie dobrze by ci zrobiło trochę się przegłodzić, rozpieszczony smarkaczu, ale
jestem chrześcijaninem. Masz! - Jon sięgnął do torby z prowiantem i rzucił chłopakowi
kanapkę. - To znaczy, że dobrowolnie wrócisz do więzienia?
Chłopak zerknął na strzelbę.
- Dobrowolnie? A mam jakieś inne wyjście?
Jon mocniej ścisnął broń.
- Możesz próbować!
- Pójdę z tobą, choćby po to, by cię rozczarować - zaśmiał się Olav.
- Rozczarować? Co masz na myśli? - Jon pokraśniał ze złości.
- I tak tego nie zrozumiesz. Lepiej się rozejrzyj. Teraz co prawda jest mgła, ale rano
było w górach przepięknie. Widziałem jelenia z ogromnym porożem, pławił się w jeziorze.
Cudowny widok!
Jon miał nadzieję, że chłopak wreszcie coś zrobi, przestanie tylko siedzieć i gadać.
- Tak, tu są piękne tereny łowieckie.
- Chcesz powiedzieć, że zastrzeliłbyś jelenia? Do licha, ale jesteśmy podobni!
- Podobni? My? - wybuchnął on. - Między nami nie ma nawet odrobiny podobieństwa,
zapamiętaj, to sobie! Jestem uczciwym, prawym człowiekiem, a nie gangsterem!
- Chodzi mi o to, że obu nam potrzebne jest napięcie. Ty polujesz na zwierzęta. My, w
mieście, próbujemy znalezć je gdzie indziej. Zwierzęta wolno zabijać, kraść samochody - to
nielegalne. Sądziłem, że tu, w górach, jest czysto i pięknie, ale jedyną osobą, którą spotkałem,
jesteś ty... czyli... ludzie wszędzie potrafią nisko upaść.
Jon otworzył usta, by zaprotestować, ale nagle nie potrafił znalezć żadnego
kontrargumentu. I jak wszyscy ograniczeni ludzie, którzy mają świadomość, że przegrali,
zdecydował się użyć przemocy. Pięściami albo strzelbą wbije chłopakowi do głowy, że on,
Jon, jest o wiele lepszym człowiekiem niż ten łajdak z miejskich slumsów. Już miał wrzasnąć,
że przecież polowanie jest dozwolone, ale chłopak sam to przecież powiedział. Chciał
wykrzyczeć mu, że przecież bliski był udziału w morderstwie, lecz przypomniał sobie swój
własny strzał, który oddal w kierunku brzozowego lasku.
Nie mógł pojąć, dlaczego jego piękna, droga, ukochana strzelba z celownikiem nagle
zaczęła palić go w ręce. Krzywiąc się z bólu upuścił ją na ziemię.
W następnej sekundzie Olav Nilsen już trzymał strzelbę w dłoni. Celował w Jona jego
własną bronią!
- Przeklęty wiejski głupek! - Na ustach chłopaka pojawił się drwiący uśmieszek. - Jak
można być tak sentymentalnym, żeby uwierzyć w taką durną gadaninę!
Jon czuł, jak strach ściska mu gardło. Nie potrafił już rozsądnie myśleć.
- O, tak - powiedział Olav. - Tak lepiej. Odwróć się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]