[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po chwili na tym samym miejscu pojawił się zegar od-
liczający minuty. 10.00, potem 09.59... Sekundy mijały nie-
ubłaganie.
- Channo, nic ci nie jest? Przysłać kogoś po ciebie?
- Nie! - zaprotestowała rozdrażniona. - Bądz gotowy
do wciągania.
- Channo, wejdz do środka - rozkazał.
- Prawie skończyłam - odpowiedziała oburzona.
- Natychmiast - nalegał.
Zignorowała go. Patrzył, jak jej ręce sięgają po ostatnią
linę. Z innego rzutu zobaczył archaiczny statek odholowywa-
ny ze wzrastającą prędkością.
- Channa! Natychmiast pakuj swój tyłek do holownika!
- Zamknij się! - warknęła.
Opadła ostatnia lina i uwolniona kapsuła zakołysała się.
Dopiero wtedy Simeon zobaczył, że przewód doprowadzający
substancje pokarmowe był uszkodzony. Och, nie, pomyślał
zrozpaczony.
08.38.
Channa zaczęła odłączać wejściowe przewody kapsuły.
Niezgrabne rękawice skafandra utrudniały pracę, jednak jej
zręczne dłonie poruszały się z troskliwą delikatnością. Zam-
knęła zawór uszkodzonego przewodu.
- Może nie być tak zle - mruknęła. - Mógł mieć we-
wnętrzną rezerwę. Prawdopodobnie przewód uległ uszkodze-
niu, kiedy zahamowali.
Potem włączyła zdalne sterowanie, by ostrożnie przyciąg-
nęli ją razem z kapsułą do holownika, podczas gdy ona,
trzymając się zewnętrznych łap i używając nóg, chroniła
kapsułę przed przypadkowymi uderzeniami o wystające ele-
menty. Kapsułę przejęły haki ratownicze znajdujące się na
wierzchołku masywnego kima. Mechaniczne kleszcze zam-
knęły się na twardym stopie, wywierając na niego stały nacisk.
06.58.
Channa odwróciła się, okręciła wokół poręczy i zsunęła na
siedzenie operatora.
- Podłącz swój skafander! - poleciła Patsy, uprzedzając
Simeona o nanosekundy.
- Nie mogę. To jest standardowy skafander EVA z za-
worem wejściowym przepuszczającym tylko w jedną stronę.
Ruszaj, musimy pomóc w odholowaniu tego wraku!
- Sprzeciw - odezwał się Simeon. - Zawracaj do stacji,
Patsy.
- Sprzeciw - odpowiedziała z kolei Channa. - Jeśli nie
odciągniemy tego kadłuba wystarczająco daleko, to nie będzie
stacji, na którą będziemy mogli wrócić.
Patsy zagryzła wargę i dotknęła steru. Holownik wy-
strzelił w górę, popchnięty łagodną siłą przyspieszenia tak.
że w ciągu kilku sekund opuszczony statek skurczył się
z zasłaniającego niebo kolosa do rozmiarów dziecięcej za-
bawki.
- Ustaw pole holownicze - poleciła. - Możemy im po-
móc, wznosząc się, ale kiedy już to zrobimy, lecimy do domu,
dziewczyno.
Channa rozpoczęła operację. Pojazd został zaprojektowany
do długich, powolnych holowań po prostej, a nie do takich
szaleńczych wyścigów z nieszczęściem. Channa musiała kom-
pensować nierówne pociągnięcia, które mogły rozerwać kon-
strukcję holownika, i w miarę możliwości intuicyjnie wy-
krywać słabe punkty kadłuba holowanego obiektu. Któż wie-
dział, jakie elementy konstrukcyjne uległy wewnątrz uszko-
dzeniu? Nic dobrego nie wynikłoby z wyrwania dużego seg-
mentu... Gigantyczny statek zaczął nieznacznie maleć.
Rzuciła okiem na wskazniki.
- Nienawidzę tych zegarowych przyrządów - powie-
działa z dziką pasją. - Musiał je stworzyć jakiś sadysta. Chcę
wiedzieć, kiedy skończy mi się powietrze.
- Przestań gadać - rozkazał Simeon. - Marnujesz tlen.
Kiedy ten zegar odmierzy kolejnych trzydzieści sekund, wra-
caj na stację!
Komenda Gusa zagłuszyła rozmowę.
- Zsynchronizować hamowanie i poddać się mojej kon-
troli, kiedy Patsy zwolni swój hol.
Channa wtypowała komendę.
- Uwaga. Pięć sekund.
Gdy mały pojazd zakołysał się, Patsy zaklęła ordynarnie.
Następnie zawróciła, omijając statek. Gdy tylko zaczęła wy-
tracać prędkość, przestrzeń za nimi zbladła. Zanim mogły
wrócić do stacji, musiały wyrwać się z szyku w kształcie
litery V.
- Dajcie mi pierwszeństwo - rzuciła przez otwarty ob-
wód. - Wszyscy z drogi, bo nie hamuję!
Hamowanie przeszło z powrotem w przyspieszenie. Channa
sapnęła, protestując, gdy jej żebra zwarły się z płucami.
04.11.
Monolog Simeona przybrał histeryczny ton. Z wysiłkiem,
który prawie zagłuszył strach, zmusił swój umysł do nie-
odliczama czasu.
Mów do niej, pomyślał. Utrzymuj z nią kontakt.
- ...ten rodzaj rozwiązania był szaleństwem. Składniki
pokarmowe mogły być wydzielone na podróż. Zależy, kiedy
przewód doprowadzający uległ uszkodzeniu. Mogę być za to
odpowiedzialny. Mogło się to zdarzyć, kiedy uderzyłem
w nich satelitami. Jak sądzisz? Nie, nie odpowiadaj, oszczę-
dzaj powietrze. Wiem, że nie będziemy w stanie tego stwier-
dzić, dopóki go nie zbadamy. Co to za ludzie? - zapytał
chyba już po raz dwudziesty. - Czy mogli być piratami,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]