[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ka\dym razie do pewnego stopnia.
- Och, papo! Jesteś wyjątkowo niesprawiedliwy, jeśli
stroisz sobie takie \arty - oburzyła się Hanna. - Chciałabym
umieć szkicować choćby w połowie tak zręcznie jak Robina.
Uniósł brwi.
- Robina?
- Uhm... Robina pozwoliła mi mówić do siebie po
imieniu.
87
- I mnie te\, papo - poinformowała go Lizzie, zrywając
się z koca od bezpowrotnie porzuconego rysunku. - Czy wiesz,
\e ona ma trzy siostry, a papa dał im wszystkim chłopięce
imiona, bo chciał, \eby były chłopcami?
- Wcale tego nie zrobił, głuptasie - poprawiła ją starsza
siostra. - On wybierał imiona dla chłopców i zmieniał je, kiedy
okazywało się, \e ma dziewczynki.
- Ale i tak chciał mieć chłopca. Robina tak powiedziała -
zaprotestowała Lizzie, po czym obdarzyła ojca pytającym
spojrzeniem. - Papo, czy ty te\ chciałeś, \ebyśmy były
chłopcami?
- Nie, kochanie. Byłem bardzo szczęśliwy z powodu
waszego przyjścia na świat.
Tą dyplomatyczną odpowiedzią zaskarbił sobie promienny
uśmiech młodszej latorośli, która mocno chwyciła go za rękę.
- Chodz, papo. Zobaczymy, co jest w lesie.
- Dobrze, Lizzie. Zaraz z tobą pójdę - odrzekł, delikatnie
uwalniając rękę z uścisku. - Ale najpierw muszę dowiedzieć
się, czy twoja babcia albo sir Percy nie chcieliby nam
towarzyszyć. Nie odchodz nigdzie beze mnie - ostrzegł.
Lizzie najwyrazniej niezbyt zadowolona, \e musi jeszcze
posiedzieć w oczekiwaniu na powrót ojca, postanowiła
wykorzystać zwalone drzewo, by poćwiczyć równowagę,
chodząc tam i z powrotem po pniu, a Hannie i Robinie dać
mo\liwość dalszego szkicowania w spokoju.
- Myślę, \e papa zachował się bardzo niegrzecznie,
oceniając twój rysunek - oświadczyła Hanna, gdy lord
Exmouth oddalił się poza zasięg głosu. - Nigdy nie słyszałam,
\eby tak krytykował rysunki mamy, a twój jest o niebo lepszy
od nich wszystkich. - Nagle zmarszczyła czoło. - Mama nie
lubiła, kiedy ludzie zle oceniali jej rysunki.
Nawet te nieliczne wzmianki o matce, które Robina dotąd
usłyszała od dziewcząt, przekonały ją, \e obie darzyły zmarłą
\onę Daniela głębokim uczuciem, a zwłaszcza Hanna, która
88
pamiętała ją lepiej ni\ Lizzie, była bowiem o trzy lata starsza.
Obie radziły sobie nadspodziewanie dobrze ze stratą, jakiej
doznały. I obie były wzruszająco przywiązane do ojca.
Robinie nawet nie przyszło do głowy, \e ostatnia uwaga
Hanny mogła być w zamierzeniu negatywną oceną charakteru
matki. Najwyrazniej jednak albo zmarła lady Exmouth nie
ceniła sobie krytycznych uwag, albo nie lubiła, kiedy się z nią
przekomarzano. Robina była przyzwyczajona i do jednego, i do
drugiego, więc wcale nie wzięła sobie do serca niepochlebnej
opinii Daniela o szkicu.
- Twój papa bardzo lubi \artować. Z pewnością
dokuczanie mi dla zabawy sprawia mu przyjemność.
- Lizzie i mnie papa te\ dokucza. - Hanna znowu
sposępniała. - Nie pamiętam, \eby dokuczał w ten sposób
mamie. - Zerknęła na lorda Phelpsa, który wcią\ w milczeniu
oddawał się pracy. - On jest bardzo przystojny, prawda?
- Bardzo - przyznała Robina i pomyślała, \e ostatnimi
czasy dziewczęta zadziwiająco szybko dorastają. Nie
przypominała sobie, by w wieku Hanny zwracała uwagę na to,
czy jakiś d\entelmen jest przystojny. Pamiętała jednak, \e
oddalała się bez pozwolenia, chocia\ stanowczo jej tego
zabraniano, i wyglądało na to, \e ta mała małpka Lizzie
właśnie zrobiła to samo.
- Widzę, \e twoja siostra postanowiła jednak nie czekać
na powrót ojca - powiedziała, ostro\nie odkładając szkicownik
na koc. - Lepiej pójdę jej poszukać, \eby nie napytała sobie
biedy.
- Ona zawsze to robi - zrzędliwie stwierdziła Hanna. -
Pójdę z tobą. Lizzie prędzej czy pózniej zgubi się w lesie i
wtedy dopiero po\ałuje!
Weszły między drzewa, ale nigdzie nie było ani śladu
dziewczynki. Hanna, znająca upodobania siostry, wyraziła
przypuszczenie, \e Lizzie mogła wybrać się nad rzekę.
89
- To do niej podobne, bo papa bardzo wyraznie mówił, \e
tego nie wolno jej robić pod \adnym pozorem.
Robina z trudem powściągnęła uśmiech. Rozumiała
zawstydzenie starszej córki Daniela. Sama miała przecie\ trzy
młodsze siostry i dobrze wiedziała, jak czasem potrafią zalezć
za skórę, lecz mimo to nigdy nie nęciła jej rola skar\ypyty. Nie
wątpiła, \e pod tym względem Hanna jest do niej podobna.
- Wobec tego poszukajmy najpierw tam - zdecydowała
Robina i pierwsza ruszyła przez zarośla.
Wysoka trawa i paprocie ocierały jej się o spódnice, ale nie
było sposobu na uratowanie ich przed zaplamieniem. Zresztą
Robina bardziej troszczyła się w tej chwili o Lizzie ni\ o swój
wygląd.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]