[ Pobierz całość w formacie PDF ]

punkturą. Nie pojmowałem, co się ze mną dzieje, ale odbiera-
łem to jako coś poważnego. Przez kilka dni byłem sobą. Ni
mniej, ni więcej, tylko sobą. Kiedy byłem z nią, wydawało mi
112
się, że jestem coś wart... To było takie proste i oczywiste. Nie
wiedziałem dotąd, że mogę być coś wart.
Kochałem tę kobietę. Kochałem Matyldę. Kochałem
dzwięk jej głosu, błyskotliwość, śmiech, jej spojrzenie na
świat, charakterystyczny dla ludzi, którzy często podróżują.
Kochałem jej śmiech, ciekawość wszystkiego, dyskrecję, ple-
cy ze wszystkimi kręgami, trochę wystające kości biodrowe,
jej milczenie, słodycz... Wszystko...Modliłem się, żeby nie
potrafiła beze mnie żyć. Nie zastanawiałem się nad konse-
kwencjami naszej znajomości. Po prostu pierwszy raz odkry-
łem, że życie jest znacznie radośniejsze, gdy jest się szczęśli-
wym. Czekałem na to odkrycie czterdzieści dwa lata i byłem
nim tak zachwycony, że usuwałem z horyzontu wszystko, co
mogłoby popsuć ten stan. Byłem jak olśniony pastuszek przy
żłóbku betlejemskim.
Dolał wina do obu naszych kieliszków.
- To wtedy stałem się workoholikiem, jak mówią Amery-
kanie. Większość czasu spędzałem w biurze. Przychodziłem
pierwszy, wychodziłem ostatni. Pracowałem też w soboty. W
niedziele nie mogłem sobie znalezć miejsca. Pod byle pretek-
stem wymawiałem się od życia rodzinnego. Wreszcie dosta-
łem kontrakt z Tajwanem i odtąd miałem więcej swobody.
Korzystałem z niej, opracowując kolejne projekty. Bardziej
lub mniej sensowne. A wszystko to - te zwariowane dni i
113
godziny - z jednego tylko powodu: miałem nadzieję, że za-
dzwoni, czekałem na wiadomość od niej.
Gdzieś na tej planecie - może dwa kroki stąd, a może dzie-
sięć tysięcy kilometrów - znajdowała się Matylda i nie liczyło
się nic poza tym, żeby jeśli zadzwoni, mogła mnie zastać.
Byłem pełen wiary. Pełen energii. Rozpierało mnie uczucie
szczęścia, ponieważ, choć nie było jej przy mnie, wiedziałem,
że istnieje. To było więcej, niż mogłem się spodziewać.
Na kilka dni przez Bożym Narodzeniem dostałem od niej
wiadomość. Wybierała się do Francji i chciała wiedzieć, czy
znajdę czas, żebyśmy mogli zjeść razem lunch. Umówiliśmy
się w tej samej maleńkiej winiarni co latem, ale cóż, od tamtej
pory minęło parę miesięcy i kiedy chciała wziąć mnie za rękę,
szybko ją cofnąłem.
 Znają cię tutaj? - zapytała z wyrzutem.
Dotknąłem ją do żywego. Czułem się fatalnie. Naprawiłem
swój błąd, ale ona już nie chciała trzymać mnie za rękę. Czas
mijał, a my nie mogliśmy się odnalezć. Wieczorem, tego sa-
mego dnia, spotkaliśmy się w hotelu i kiedy wreszcie zanurzy-
łem palce w jej włosach, poczułem, że żyję.
Uwielbiałem kochać się z nią.
Nazajutrz, po południu, spotkaliśmy się w tym samym
miejscu. Następnego dnia, w przeddzień wigilii, którą mieli-
śmy spędzić osobno, chciałem ją zapytać o plany, ale nie mia-
łem odwagi. Ogarnął mnie jakiś niezrozumiały lęk, działo się
114
ze mną coś takiego, że nie mogłem się do niej nawet uśmiech-
nąć.
Siedziała na łóżku. Usiadłem przy niej i położyłem głowę
na jej kolanach.
 Co z nami będzie? - zapytała.
Milczałem, bo nie wiedziałem, co powiedzieć.
 Bo wiesz - ciągnęła - wczoraj, kiedy stąd wyszedłeś i zo-
stawiłeś mnie samą, powiedziałam sobie, że drugi raz czegoś
takiego nie przeżyję. Nigdy więcej, słyszysz? Nigdy... Ubra-
łam się i wyszłam. Nie wiedziałam, dokąd iść. Nie chcę po-
nownie doświadczyć czegoś podobnego, nie chcę iść z tobą do
łóżka i potem patrzeć, jak odchodzisz. To zbyt przykre .
Mówienie sprawiało jej trudność.
 Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę cierpieć przez
mężczyznę. Uważam, że na to nie zasługuję, rozumiesz? Nie
zasługuję na to. I dlatego pytam cię, co z nami będzie? .
Pozostałem niemy.
 Nie masz nic do powiedzenia? Tego się spodziewałam.
Bo i co możesz mi powiedzieć? Co możesz zrobić? Masz żonę
i dzieci. A kim ja jestem? Nikim w twoim życiu. Mieszkam
daleko i żyję zupełnie inaczej niż ty... Nie mam domu, mebli,
nie mam kota ani książki kucharskiej, nie mam też planów.
Sądziłam, że to ja jestem ta najsprytniejsza, która rozumie
życie lepiej od innych, i gratulowałam sobie, że dotąd nie
wpadłam w pułapkę. I oto pojawiłeś się ty, a ja czuję się kom-
pletnie zagubiona.
115
Teraz właśnie bardzo chciałabym zwolnić tempo, bo uwa-
żam, że życie z tobą jest piękne. Powiedziałam ci, że spróbuję
żyć bez ciebie... Próbuję, próbuję, ale nie jestem wytrwała -
stale myślę o tobie. A więc pytam cię teraz, i może po raz
ostatni, co zamierzasz zrobić?
- Kochać cię.
- I co jeszcze?
- Obiecuję, że już nigdy więcej nie zostawię cię samej w
hotelu. Obiecuję ci to .
Zmieniłem pozycję i wtuliłem twarz w jej uda. Złapała
mnie za włosy i uniosła moją głowę.  I co jeszcze?
- Kocham cię. Tylko z tobą jestem szczęśliwy.
Tylko ciebie kocham. Ja... Ja... Zaufaj mi...
Puściła moją głowę i na tym skończyła się nasza rozmowa.
Wziąłem ją czule, ale ona nie zatraciła się, pozostała bierna. A
to wielka różnica.
- Co wydarzyło się potem?
- Potem rozstaliśmy się po raz pierwszy... Mówię:  po raz
pierwszy , bo rozstawaliśmy się wiele razy... Zadzwoniłem do
niej... Błagałem, żeby mnie nie odtrącała. Pod byle pretekstem
pojechałem do Chin. Zobaczyłem jej pokój, poznałem kobietę,
od której go wynajmowała...
Przebywałem tam tydzień. Gdy Matylda wychodziła do
pracy, ja zabawiałem się w hydraulika, elektryka i murarza. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl