[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dodał:
To Blackbury Phantom! Ton sugerował, że powinno to wywrzeć wraże-
nie nawet na młodej damie.
Tak? A to ulga! Kirsty zaczynały puszczać nerwy. To mnie pan uspo-
koił.
I tak powinno być. Policjant też wyglądał na zadowolonego, że rozmowa
się kończy. Nie masz się czego bać, kwiatuszku.
No, to idę się pobawić lalkami parsknęła Kirsty.
Doskonały pomysł! ucieszył się policjant, najwyrazniej nie rejestrując
żrącej ironii nawet z bezpośredniej odległości. Zaproś je na herbatkę.
Kirsty energicznie przemaszerowała przez ulicę i ciężko siadła na ławce.
Pewnie, powinnam chyba faktycznie pobawić się lalkami, szlag by to!
warknęła, wpatrując się tępo w kwietnik.
Yo-less spojrzał pytająco nad jej głową.
Johnny odpowiedział mu identycznym spojrzeniem.
%7ładen wolał się nie odzywać pierwszy.
Nie słyszeliście, co on mi powiedział? Kirsty nie wytrzymała przeciąga-
jącego się milczenia. Ten cymbał był przekonany, że skoro jestem płci żeńskiej,
to muszę być idiotką! Przecież to ludzkie pojęcie przechodzi! Wyobraznia się koń-
czy, jak się pomyśli, że można żyć w takich czasach, gdzie to nie jest karalne!
Mnie wystarczy wyobrażanie sobie życia w czasach, w których bomba
może wpaść przez sufit stwierdził Johnny. Ale jak tamto bardziej do ciebie
103
przemawia. . .
Przyzwyczajenie: tata zawsze mówi, że przez całe lata sześćdziesiąte żył
w cieniu bomby atomowej. Pewnie dlatego do dziś nosi wściekle jaskrawe ciuchy.
Laleczki! Może jeszcze w różowych sukieneczkach i różowych wstążeczkach. . .
Przecież to ciemnota i zabobon!
Yo-less poklepał ją po ramieniu.
Nie przejmuj się; on nie chciał cię obrazić. Tak został wychowany. W tych
czasach tak to wyglądało. Przecież nie możecie się spodziewać, że zmienimy swo-
ją własną historię.
Kirsty przyjrzała mu się z namysłem.
To ma być złośliwość? spytała podejrzliwie.
Skądże! oburzył się Yo-less. Raczej przypomnienie. . .
Dobrze, postaram się zapamiętać. A w ogóle co takiego specjalnego jest
w tym całym motorowerze, co się tak kretyńsko nazywa: Blackbury Phantom?
Produkowano je tutaj i w swoim czasie były całkiem sławne wyjaśnił
Johnny. Mój dziadek miał taki.
I to ma być wszystko? spytała Kirsty z niedowierzaniem. Paru face-
tów siedzących na wzgórzu i nasłuchujących?
Spojrzeli na Blackdown w 1996 także górowało nad miastem, tyle że miało
maszt telewizyjny.
Blackbury nie było ważne i nikt nie sądził tak na poważnie, że zostanie
zbombardowane odpowiedział Johnny. Robiono tu tylko dżemy, marynaty
i kalosze. . .
Zastanawiam się, co dziś w nocy pójdzie nie tak. . . odezwał się Yo-less.
Możemy się tam wspiąć i będziemy wiedzieć; to nie jest takie wysokie, jak
się z dołu wydaje. To nawet niezły pomysł; chodzmy po pozostałych i. . .
Zaraz! Może przestaniesz się miotać, a zaczniesz myśleć? zapropono-
wała Kirsty. Skąd wiesz, że to nie my właśnie spowodujemy, że tej nocy coś
pójdzie nie tak?
Johnny przez krótką chwilę wyglądał jak posąg.
A potem przemówił:
Jeśli zaczniemy w ten sposób myśleć, to nigdy niczego nie zdołamy zrobić.
Już raz namieszaliśmy w przyszłości! Wszystko, cokolwiek zrobimy, może
ją zmienić!
Zawsze zmieniało i zawsze będzie zmieniać: i co z tego? Idziemy po pozo-
stałych!
Rozdział dziesiąty
Biegnąc w czasie
O korzystaniu z dróg mowy nie było, jako że policji wciąż szukała Bigmaca,
choć nie tak energicznie jak kilka godzin temu. To, że Bigmac zdecydował się
wrócić w mundurze niemieckiego żołnierza, mogło mieć wpływ na nawrót poli-
cyjnego entuzjazmu. Pozostały więc albo boczne drogi, albo skróty przez pole,
a to niosło ze sobą kolejną niedogodność.
Musimy zostawić wózek sapnął Yo-less. Możemy go wcisnąć w te
krzaki. . .
Pewnie! A jak go ktoś rąbnie, to utkniemy tu na zawsze! oburzył się
Bigmac.
Kto ma ukraść? Wolisz go targać przez błoto i zarośla? Bo ja nie.
A Guilty jest skuteczniejszy od dobermana dodała Kirsty.
Kot, pod którego adresem padł ów komplement, otworzył jedno oko i ziewnął,
ukazując przy tym coś, co można zobaczyć w koszmarach sennych. Na pewno
nikt nie chciałby zostać ugryziony przez to coś, co Guilty miał w pysku byłoby
to równoznaczne z ugryzieniem przez laboratorium bakteriologiczne. A potem
zwinął się w kłębek.
Jest zgodził się Johnny ale on należy do pani Tachyon. . .
No to co? Nie ubędzie go od spania w krzakach zauważyła Kirsty i na-
gle ją olśniło. Przecież znów myślimy bez sensu: wystarczy wrócić do 1996,
wjechać na górę autobusem i wrócić do 1941 roku. Nie musimy tam wędrować. . .
Nie! wrzasnął tyle przerazliwie, ile zdecydowanie Wobbler. Twarz jego
wyrażała jedno wielkie przerażenie. Nie zostanę tu sam! A mnie z wami nie
przeniesie, zapomniałaś? A jak nie wrócicie?
Oczywiście, że wrócimy. Przecież wróciliśmy, no nie? Johnny spróbo-
wał go uspokoić, ale była to próba z góry skazana na niepowodzenie.
A jak wam się drugi raz nie uda? Rower was przejedzie albo inna cięża-
rówka? To co ze mną będzie?
105
Johnny pomyślał o kopercie. Yo-less i Bigmac spoglądali na własne buty,
a Kirsty dziwnie milczała.
No. . . W Wobblerze zaczęły narastać podejrzenia. Wy coś wiecie. . .
coś strasznego.
Nic nie wiemy zaprzeczył odruchowo Bigmac.
Absolutnie nic poparła go Kirsty.
My? zdziwił się Johnny. Nawet nie wiemy, która godzina.
A w ogóle nic nie wiemy o hamburgerach dodał Bigmac.
Bigmac! warknął Yo-less tonem ostatniego ostrzeżenia.
Wobbler przyglądał im się podejrzliwie.
Aha mruknął. Znowu próbujecie mnie nastraszyć? To ja sobie po-
czekam przy wózku. Jego nikt nie ukradnie, a mnie nic nie będzie. Zgoda?
Spojrzenie towarzyszące pytaniu mówiło jednoznacznie, że lepiej byłoby, gdyby
nie nastąpił żaden sprzeciw.
Dobra, zostanę z tobą zaproponował Bigmac. Jak gdzieś pójdę, to
pewnie i tak skończy się na tym, że będą do mnie strzelać.
Zresztą, po co wy chcecie drapać się na Blackdown? spytał uspokojony
Wobbler. Poszukacie tego Hoddera i powiecie mu, żeby dokładnie nasłuchi-
wał? Czy żeby umył uszy? Albo zjadł kilo marchwi?
Marchew jest na oczy, nie na uszy przerwał mu Yo-less. Przynajmniej
moja mamuśka tak twierdzi.
Nie wiem, co zrobimy odezwał się Johnny. Ale coś musiało się stać
albo raczej musi się stać, bo nie będzie alarmu. Może wiadomość nie dotarła na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]