[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miejscach. Temple uśmiechnęła się i powitała ich na pokładzie samolotu
linii Sparrow, przekazując standardowe instrukcje, dotyczące zachowania
bezpieczeństwa w razie nagłych wypadków. Kątem oka zauważyła parę
60
R S
rudowłosych blizniaków, którzy z upodobaniem dokuczali swoim
sąsiadom. Matka chłopców zdradzała objawy kompletnego wyczerpania,
mimo iż była dopiero ósma trzydzieści rano.
- ...Jeśli w kabinie nastąpi nagły spadek ciśnienia, przed państwem
pojawią się maski tlenowe. Proszę nałożyć je najpierw sobie, potem
dzieciom...
Blizniaki odkryły włącznik światełka alarmowego i zaczęły przy nim
majstrować.
- ...O ile macie na to ochotę - dodała, zerkając na upiornych malców.
Lot przebiegał jak zwykle. Temple chodziła z wózkiem między
rzędami foteli, proponując pasażerom napoje i przekąski. Nieznośni
chłopcy nie mogli się zdecydować, czego chcą się napić, bez przerwy
biegali tam i z powrotem, przeszkadzając wszystkim dokoła. Ich biedna
matka była ledwo żywa. Któryś z pasażerów okupował dwa fotele i
dodatkowo zajmował pół przejścia, gromkim głosem wyjaśniając zasady
dotyczące palenia papierosów na pokładzie. Grubasowi wydawało się przy
tym, że jest co najmniej Casanovą i przy każdej sposobności znacząco
trącał Temple kolanem w łydkę. Miała serdecznie dość jego zalotów.
- Jeśli nie przestanie, zrobię mu krzywdę - szepnęła w przelocie do
kolegów.
- Zawsze się trafi ktoś taki - skomentował Scotty.
- Skoro potrafimy wysyłać ludzi na Księżyc, dlaczego nie osiedlić
tam paru na stałe? - mruknęła Temple.
- Czy to nie zmieniłoby twoich planów? - zadumał się Craig, zajęty
odczytywaniem wskazników na monitorze.
- Być może po prostu kupię sobie kota - westchnęła Temple.
61
R S
Po randce z Jonem nawet zakatarzony nosorożec wydawał jej się
całkiem atrakcyjnym towarzyszem.
- Skoro mowa o kotach... - podjął Craig.
- Steph ma dla ciebie partnerkę - litościwie zmienił temat Scotty.
- Słuchajcie, czy ze mną jest coś nie w porządku? - Craig uniósł ręce
w geście rozpaczy. - Mam na czole wypisane: głupek? Idiota? Zwir?
Masochista?
Dzwonek dobiegający z kabiny pasażerskiej przerwał rozmowę.
- Dziesięć do jednego, że to Casanova.
- Obstawiam blizniaki - powiedziała Temple.
Poszła zobaczyć, co się dzieje. Scotty w tym czasie próbował
umówić Craiga na randkę z jedną z koleżanek swojej żony.
W trakcie lotu Temple musiała jeszcze co najmniej ze trzy razy
poskramiać nieznośnych rudzielców, pomogła też jakiejś młodej matce
zmienić zabrudzoną pieluszkę jej dziecka. Tego nie było w zakresie moich
obowiązków, pomyślała. Nim wylądowali w Dallas, była już całkiem
wykończona.
Craig dogonił ją przy wyjściu z hali przylotów. Jakim cudem po ca-
łym dniu pracy wygląda tak samo świeżo jak rankiem? pomyślała, zerkając
na niego. Czuła nawet zapach płynu po goleniu, którego używał. Temple
podarowała mu na Gwiazdkę ogromną butlę old spice'a. Przez sekundę
zastanowiła się, czy ma na sobie bokserki w tygrysi wzór, które również
dostał od niej w prezencie.
- Wpadniemy na szybkiego drinka? - spytał.
- Przykro mi, ale mam spotkanie - odparła. - Poza tym muszę
zadzwonić do Thii. Telefonowała do mnie już dwa razy w tym tygodniu, a
ja się nie odezwałam. Pomyśli, że wyjechałam z miasta.
62
R S
- Naprawdę szybkiego - kusił Craig. - Do Thii możesz zadzwonić
kiedy indziej.
Do licha, wiedział, kiedy jej to zaproponować. Godzina z Craigiem
Stevensem będzie rekompensatą za czas stracony na randkę z facetem, z
którym umówiła ją Ginny.
- Zgoda, ale rzeczywiście będzie to mały drink.
Poszli do jednego z barków na lotnisku, gdzie wybrali stolik w głębi
sali. Kelner przyjął zamówienie i zniknął jak cień. Craig wyciągnął się
wygodnie i rozluznił węzeł krawata.
- Wyglądasz na zmęczoną - zauważył.
- Piękną, choć zmęczoną - poprawiła Temple. - Dlaczego mężczyzni
nie potrafią powiedzieć najpierw czegoś miłego, zanim oznajmią ci to, co
sama wiesz?
Craig popatrzył na nią tak uważnie, że natychmiast pożałowała, iż w
ogóle otworzyła usta.
- Zgoda, piękną, choć zmęczoną. Co się dzieje?
Temple zdjęła marynarkę służbowego kostiumu i zaczęła masować
sobie skronie. Poczuła ulgę.
- Chyba coś się we mnie wypaliło.
- Ten Casanova tak cię załatwił?
- On, a także blizniaki i ta matka z rozkapryszonym niemowlęciem.
Sama nie wiem. Może i dobrze, że nie mam własnych dzieci.
- Najpierw małżeństwo, potem dzieciaki, prawda?
- Tak mówią. - Temple zaczęła się bawić stojącym pośrodku stołu
świecznikiem.
- Moim zdaniem byłabyś wspaniałą matką. - Craig pochylił się nad
stołem i ujął w ręce dłonie Temple. Serce zaczęto jej bić jak szalone.
63
R S
- Skąd wiesz? - Uśmiechnęła się słabo.
- Intuicja mi podpowiada.
- Sądziłam, że to kobieca specjalność.
Craig wzruszył ramionami, po czym delikatnie położył dłonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl