[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uczniowie w milczeniu, nie przepychając się już i nie
potrącając, opuścili salę.
- Zwietnie to załatwiłeś - kiwnęła z podziwem głową.
- Widzisz, żadna z nich nawet nie zaprotestowała -
spojrzał na nią z wyrzutem. - Czyżby miały więcej rozsądku
niż ty?
- Wolf, daj spokój, co może mi się stać podczas jazdy? Nie
będę się nigdzie zatrzymywać.
- A jeśli złapiesz gumę albo powtórzy się awaria z
chłodnicą?
Stało się dla niej jasne, że nie ma takiej siły, żeby
sprowokować napaść tego zbója, jeżeli jeden z Mackenziech
będzie jej nieustannie pilnował. Wiedziała jednak, że
odwodzenie Wolfa od eskortowania jej do domu pozbawione
jest sensu. Na razie nie miało to żadnego znaczenia, bo plan i
tak jeszcze nie był gotowy, ale jedno było pewne, że w
przyszłości będzie musiała wymyślić również coś, żeby pozbyć
się swoich opiekunów.
Wolf przerzucił sobie przez ramię jej sweter, wziął do ręki
torebkę i klucze, po czym kładąc dłoń na jej plecach, popchnął
ją delikatnie w stronę drzwi.
Całą tę scenę obserwowała Dottie. Wolf zauważył to jednak
dopiero, kiedy zamykał pomieszczenie na klucz. Uchylił
kapelusza.
124
- Pani Lancaster.
W tej samej chwili Dottie odwróciła się naprędce, udając, że
mocuje się z drzwiami. Drżały jej ręce. Pierwszy raz zdarzyło
się, że Wolf odezwał się do niej i jakiś niepojęty lęk
spowodował, że jej dłonie stały się wilgotne. Ogarnęła ją
panika. Na szczęście Wolf nie zwrócił na jej zachowanie
baczniejszej uwagi. Objął Mary mocno w talii i poprowadził do
samochodu.
Mary była szczęśliwa, czując jego silne ramię, które tak
opiekuńczo przyciągało ją do siebie. Każdy jego dotyk, nawet
ten niewinny, wywoływał w niej przyjemny dreszcz i
powodował, że serce zaczynało jej szybciej bić. W jej oczach
widoczne było pożądanie.. I Wolf je widział.
- Pojadę zaraz za tobą - powiedział.
Zlicznie prezentował się jej nastrojowy domek, skąpany w
wiosennej, jasnej zieleni. Kotka wygrzewała się na schodach w
promieniach coraz mocniej świecącego słońca.
Mary weszła do środka, bez słowa odstawiła torebkę na stół i
ruszyła schodami w górę, do sypialni. Za sobą usłyszała lekkie
kroki Wolfa.
Nie wiedziała, jak to się stało, ale już po chwili była zupełnie
naga i czuła na sobie rozgrzane ciało mężczyzny, którego
kochała.
Wolf uwielbiał przyglądać się jej, kiedy się kochali. Jej oczy
stawały się takie nieobecne, policzki płonęły, a skóra lekko
wilgotniała. I do tego ten słodkawy zapach, który doprowadzał
go do szaleństwa. Pożądał jej całym sobą, lecz za nic nie chciał
szybko zakończyć, poruszał się więc powoli, tak, by sprawić
jej jak największą rozkosz, a jednocześnie jak najmniej
pobudzać siebie. Mary, zupełnie oderwana od rzeczywistości,
wiła się pod nim i raz po raz wydawała z siebie stłumiony jęk.
W pewnym momencie objął ją mocno i obrócił się na plecy, a
ona wiedziona instynktem zaczęła poruszać się rytmicznie, na
początku z wolna, a potem coraz szybciej, doprowadzając go
125
do szaleństwa. Z piersi Wolfa wyrwał się przeciągły krzyk,
jego ciało spięło się w nagłym spazmie rozkoszy, a potem
ciężko opadł na poduszkę. Pochyliła się i pocałowała go w
rozchylone usta.
Nagle zerwał się na równe nogi i wyskoczył z łóżka.
- Co się stało - - zapytała zaniepokojona.
- Mamy towarzystwo, ktoś zajechał przed dom
samochodem. Która godzina?
- Dochodzi szósta. O rany, to pewnie Joe, czas na jego
lekcje. Boże, gdzie jest moje ubranie - szeptała z
przerażeniem Mary.
- Coś mi się wydaje, że przestajemy panować nad sytuacją
- powiedział Wolf. - Nie pierwszy już raz straciliśmy rachubę
czasu.
Mary czuła się zażenowana, głupio jej było spojrzeć w oczy
Joego, gdy było jasne, że jeszcze przed chwilą kochała się z
jego ojcem. Ciotka Ardith też by miała coś niecoś do
powiedzenia na ten temat. Spojrzała na Wolfa, który właśnie
zakładał buty, i nagle poczuła spokój. Kochała go i właśnie w
tej chwili zrozumiała, że nic nie było bardziej moralne niż
miłość. A miłości nie należy się wstydzić.
Kiedy weszli nieco zakłopotani do kuchni, Joe
przygotowywał właśnie kawę. Jego książki leżały na stole.
- Cześć - powiedział, marszcząc przy tym groznie czoło.
- Słuchaj, tato, sytuacja staje się naprawdę poważna,
przeszkadzasz mi w lekcjach - dodał już z uśmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]