[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kobietą, jaką w życiu spotkał. Rozbudził jej zmysły i zabrał na sam szczyt rozkoszy.
Isobel poczuła, jak zalewa ją fala gorąca i cała się czerwieni. Zamaszyście zerwała
z siebie kołdrę i wstała z łóżka.
Najlepiej zrobię, jeśli nie będę tego roztrząsać, pomyślała. Jednonocne szaleństwo
to nie zbrodnia. Tym bardziej że się już nigdy nie powtórzy.
R
L
T
Poszła do łazienki i wzięła prysznic. Za wszelką cenę starała się zignorować bu-
dzący się niepokój, gdy myślała o wywiadzie, który miała przeprowadzić. Nie wiedziała,
jak powinna się zachować. Czy siedzieć naprzeciw Marca i udawać, że nic między nimi
nie zaszło?
Gdy wyszła spod prysznica, zdała sobie sprawę, że może na siebie nałożyć ręcznik,
którym się wytarła, albo zmięty, leżący przy łóżku szlafrok. Po krótkim namyśle wybrała
szlafrok. Podniosła go z podłogi, strzepnęła i ciasno się nim owinęła.
Była w szoku, gdy spojrzała na zegarek i zorientowała się, że jest kilkanaście minut
przed południem.
Chwilę zajęło jej zebranie się na odwagę, by wyjść z kajuty na pokład. Na ze-
wnątrz było ciepło, niebo było błękitne i bezchmurne. Isobel wciągnęła głęboko w płuca
rześkie morskie powietrze i rozejrzała się ciekawie po okolicy. Aódz była przycumowana
na spokojnych wodach nieopodal portu, którego niewyrazne hałasy docierały do jej uszu.
W tle miasteczka majaczyły góry.
Przeszła w kierunku dzioba. W połowie burty natknęła się na stół nakryty dla jed-
nej osoby. Biały obrus i srebrna zastawa oślepiająco błyszczały w słońcu.
- Dzień dobry - powiedział młody mężczyzna ubrany w czarną liberię. - Czy ma
pani ochotę na śniadanie?
- Poproszę o kawę. Nic więcej.
- Może skusi się pani na jajecznicę, płatki albo rogaliki? Pan Lombardi powiedział,
żeby czuła się pani jak u siebie.
- To bardzo miło z jego strony. Kawa w zupełności mi wystarczy - powiedziała, a
po chwili wahania dodała, starając się nadać swojemu głosowi obojętny ton: - Gdzie jest
teraz pan Lombardi?
- Na spotkaniu w Nicei, proszę pani.
- W Nicei? - Isobel spojrzała na port. - Myślałam, że jesteśmy we Włoszech.
- Byliśmy wcześnie rano, ale wróciliśmy już do Francji. Dostarczono poranną pra-
sę i paczkę dla pani. Czy mam je przynieść do stołu? - zapytał lokaj.
- Tak, proszę - odparła zaintrygowana Isobel.
R
L
T
Nie spodziewała się, że ktoś nada dla niej paczkę na jacht Marca, więc założyła, że
to jakaś pomyłka.
Po chwili leżały przed nią gazety i dwa złote pudełka owinięte czerwoną wstążką.
Isobel przejrzała tytuły. Daily Banner" oczywiście nie było. Wybrała angielskie czaso-
pismo ekonomiczne i zaczęła je kartkować.
Gdy odłożyła magazyn i kończyła pić kawę, jej wzrok padł na list dołączony do
pudełek. Na kopercie widniały jej imię i nazwisko. W mgnieniu oka rozerwała ją i wyjęła
ze środka delikatny, niemal przezroczysty arkusik papieru.
Izzy! Mam nadzieję, że dobrze Ci się spało. Spotkajmy się w Nicei na obiedzie. Re-
stauracja Chez Henri przy targu kwiatowym. Pierwsza po południu. I nie spóznij się!
Marco
- Mam nadzieję, że dobrze ci się spało... Jasne! - mruknęła pod nosem. - I ciekawe,
jak mam się wybrać na ten obiad. Przecież nie pójdę do miasta w szlafroku! Chyba że...
Szybko rozluzniła wstążkę i zajrzała do pierwszego z pudełek. Pod delikatną bibułą
leżała jedwabna bordowa sukienka. W drugie pudełko zapakowano złote szpilki od Jim-
miego Choo i pasującą do nich torebkę.
Isobel nigdy w życiu nie miała i nie spodziewała się mieć tak eleganckiego i dro-
giego stroju. Nie wiedziała, czy powinna przyjąć ten podarunek od mężczyzny, z którym
nie łączyło jej nic, oprócz jednej upojnej nocy.
Dokładnie o dwunastej czterdzieści pięć Isobel siedziała w motorówce, która niosła
ją ku portowi przez spokojne wody zatoki. Na brzegu czekała na nią limuzyna, która wą-
skimi uliczkami zawiozła ją na miejsce spotkania.
Isobel czuła się jak nastolatka udająca się na pierwszą w życiu randkę. Była zde-
terminowana, by nie dać po sobie poznać przejęcia, więc wysoko uniosła głowę i ruszyła
w stronę ogródka restauracji.
Ujrzała Marca, zanim on zdążył ją dojrzeć. Siedział przy stoliku i przeglądał menu.
Był zrelaksowany i wyglądał niezwykle seksownie. Nie mogła uwierzyć, że ten cudowny
mężczyzna czekał właśnie na nią.
R
L
T
Marco uniósł wzrok i zauważył ją. W jego oczach mignął błysk miłego zaskocze-
nia.
- Wyglądasz ślicznie, Izzy! - powiedział, wstając z krzesła.
- Dziękuję. Zakładam, że masz obrotną sekretarkę, która biega na zakupy w prze-
rwie na kawę.
Marco zaśmiał się serdecznie.
- Zobaczyłem sukienkę na wystawie, gdy szedłem do biura. Ale masz rację, mam
niezwykle obrotną sekretarkę, która pobiegła ją kupić.
- Dzięki. Muszę przyznać, że wahałam się, czy ją przyjąć, ale zdecydowałam nie
kręcić nosem. Gdybym tu przyszła w szlafroku, narobiłabym niezłego zamieszania.
- Jestem tego pewien. W szlafroku wyglądasz nie mniej seksownie - powiedział z
łobuzerskim uśmiechem.
Isobel nie chciała dopuścić, by Marco spostrzegł, ile wysiłku kosztowało ją pora-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]