[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciężarówek produkowanych przez jedną z angielskich firm.
- Ludzie, z którymi robię interesy, są zawsze gotowi strzelać do
siebie, ale do mnie odnoszą się uprzejmie, gdyż w przeciwnym razie
nie dostarczyłbym im żądanych części i ich samochody dostawcze
nadawałyby się już tylko na złom. Jestem więc monopolistą, jak pani
widzi, i niezle zarabiam. Oczywiście oszukujemy się wzajemnie, lecz
to nikogo nie dziwi. Kontynent afrykański nie należy do spokojnych,
44
R S
co raz natykam się na jakąś rebelię i muszę mieć głowę na karku, aby
wyjść cało z opresji.
- Trzeba mieć wiele odwagi, aby w ten sposób prowadzić
interesy - zauważyła Janine.
- To prawda - uśmiechnął się porozumiewawczo. - Zdarzały się
sytuacje, że miałem gęsią skórkę na plecach. Jeśli chce pani zobaczyć
uosobienie prawdziwej odwagi, niech pani spojrzy na naszego
kapitana. Dowodził podczas wojny kutrem torpedowym. Mój ojciec
mawia zawsze, że jest pan jednym z nielicznych Amerykanów,
których Anglicy podziwiają z całej duszy - dodał zwracając się do
Andersona.
Kapitan podniósł w obronnym geście ręce.
- Pan mi pochlebia. Nie miałem wyboru, musiałem być
odważny. Nauczyłem się tego właśnie w tamtych czasach. Zresztą
odwaga to tylko coś w rodzaju narzędzia pomocnego w osiągnięciu
celu. Nie odgrywa roli, czy się pracuje wysoko na kominie
fabrycznym, czy też w biurze. Wszędzie trzeba odwagi, tyle że innego
rodzaju. A moje tak zwane bohaterskie czyny naprawdę nie były
niczym szczególnym.
Rozmowa z tymi interesującymi mężczyznami sprawiała Janine
prawdziwą przyjemność. Niemal zdążyła zapomnieć o swej rozterce
sprzed paru godzin, gdy kapitan znienacka zwrócił się do niej:
- Zna pani pana Sakotosa?
Drgnęła zaskoczona.
- Tak... poznałam go dziś rano.
45
R S
- A pan go zna? - kapitan dopytywał się Fifielda. Młody
mężczyzna potrząsnął głową.
- Nie miałem jeszcze przyjemności...
- Będzie ją pan miał wkrótce, gdyż pan Sakotos lada moment do
nas dołączy. Jest bardzo sympatyczny, zapewniam pana. Gdzie go
pani poznała, Janine?
Zanim jednak zdążyła odpowiedzieć, kapitan prostując się rzekł:
- A oto i on.
Janine zamarła, a jej serce zaczęło bić na alarm. Alex
prezentował się doskonale w swym wieczorowym ubraniu, co zresztą
jej nie zaskoczyło, ale kim była ta kobieta u jego boku i ładny
chłopiec?!
Naraz zrobiło jej się przerazliwie gorąco. Spuściwszy głowę
wbiła oczy w talerz, gdy tymczasem kapitan i Fifield wstali, aby
przywitać się z nadchodzącymi.
- Chciałbym przedstawić panu pana Alexandrosa Sakotos, jego
żonę Marinę i syna Nikosa - zwrócił się do Fifielda. - A to pan
Shredney Fifield.
Jego żonę Marinę"! To był dla Janine prawdziwy cios. Jakimś
cudem udało jej się podnieść oczy. Kapitan podchwycił jej spojrzenie.
- Pani zna już pana Sakotosa...
- Tak... Ale nie miałam okazji poznać jego żony i syna.
Czuła na sobie wzrok Alexa, lecz nie przemogła się i nie
spojrzała na niego. Za to przypatrywała się bacznie Marinie. %7łona
Sakotosa była ciemnowłosą, mniej więcej trzydziestoletnią pięknością
46
R S
o wydatnych kościach policzkowych, czarnych jak węgiel oczach i
delikatnej, a zarazem zmysłowej twarzy. Głęboki dekolt uwydatniał
klasyczną linię jej szyi i karku, a obcisła suknia podkreślała doskonałą
figurę. Sprawiała wrażenie osoby pewnej siebie, obdarzonej gorącym
temperamentem.
- Proszę nazywać mnie Mari - zażądała. - Wszyscy muszą
nazywać mnie Mari.
- Miło panią poznać, Mari - wydusiła z siebie z wymuszonym
uśmiechem Janine, choć targała nią zazdrość. Widok Mariny był dla
niej szokiem. Próbując się uspokoić ścisnęła kurczowo oparcie
krzesła.
Wmawiała sobie, że tryumfalny uśmiech Mariny i jej wyrazne
zadowolenie z siebie są przejawem lekceważącego stosunku
zwyciężczyni do pokonanej rywalki, a to w jej odczuciu jeszcze
pogarszało sytuację, i tak już wystarczająco nieznośną.
Marina z wdziękiem opadła na krzesło obok Fifielda i lekko
dotknęła jego rękawa.
- Wiele o panu słyszałam, ale szczerze mówiąc uważam, że
pańskie imię jest straszne. Czy nie dokuczano panu z tego powodu w
szkole?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]