[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Był zbudowany niczym atleta, ręce miał tak grube jak nogi większości ludzi, był ogolony na
łyso, a jego czarne oczy połyskiwały groźnie.
- James jest władcą Sępów, jednej z wielu... ochotniczych organizacji działających
wśród młodzieży podmiejskiej. - Rob skrzywił się. - Tak, wiem, że nowe technologiczne
możliwości połączone z odbudową miasta miały oznaczać koniec gangów ulicznych. Ale tak
się nie stało. Kiedy ludzie, których usunięto z ich starych miejsc zamieszkania przenieśli się
na przedmieścia, kocioł dopiero zaczynał wrzeć. Kocioł pełen legalnych i nielegalnych
imigrantów. Mieszkańców Salwadoru, Meksykanów, Kubańczyków, Nigeryjczyków,
Jordańczyków, Pakistańczyków, uchodźców z Bałkanów. Do tego doszli ludzie ściągający do
wielkiego miasta, Poznałeś Will’ego? Jego rodzice wychowali się w mieście górniczym w
Apallachach, żyli tam aż do czasu gdy w kopalni skończył się węgiel. Sporo ludzi przyjechało
do tego miasta w poszukiwaniu lepszego życia.
Roześmiał się. - Mówię jak pieprzony polityk, nie? - Ale śmiech zniknął z jego głosu.
- Zamiast tego, utknęli wzdłuż Beltway. Nikt z tych ludzi nie znalazł dla siebie miejsca w
waszym nowym wspaniałym świecie... ale znaleźli miejsce wśród Sępów, gangu, którego
tradycje sięgają dobrych siedemdziesięciu pięciu lat.
- A Sępy znalazły ciebie - dodał Matt.
Rob spojrzał na niego w taki sam sposób, w jaki doktor Fairlie nagradzał trafną
odpowiedź. - Bardzo dobrze!
Kiwnął głową na potężnego mężczyznę, który stał obok niego. - James przekonał się,
że znam się na nowej technologii i potrafię się nią posługiwać. Na początku było nam ciężko
zgromadzić niezbędny sprzęt. W końcu obrobiliśmy parę sklepów elektronicznych.
- Przy okazji dorzucili nam kilka holoekranów - dodał Willy.
- To w większości, oczywiście, złom, zwłaszcza w porównaniu z systemami do
jakich wy przywykliście - ciągnął Rob. - Ale jakoś sobie poradziłem. Zmajstrowałem parę
niezłych programów, co? - Jego uśmiech stał się drapieżny. - Wystarczająco dobrych, żeby
skusiła się na nie Cat Corrigan i jej przyjaciele zza oceanu.
Pokręcił głową i pogroził Mattowi palcem. - Nie mogę dojść, jak dałeś się w to
wszystko wplątać, Hunter. Z tego co pamiętam, zawsze wydawałeś mi się dość rozsądnym i
nudnawym gościem. Ale z drugiej strony - Rob spojrzał na Caitlin - chyba nie byłbyś
pierwszym, który zszedł na manowce z powodu ładnej buzi.
- Po co nas tu sprowadziłeś? - spytała Caitlin.
- Wyglądało na to, że zamierzasz puścić farbę - powiedział Rob. - A my nie chcemy,
żebyś paplała wszystkim o naszych poczynaniach.
- Dlatego zabiłeś Gerry’ego?
Matt spojrzał kątem oka na Caitlin. Byli bezbronnymi więźniami, więc raczej nie
powinni działać na nerwy Robowi ani jego kolesiowi Jamesowi.
- Chłopak zmieniał się w chodzącą bombę zegarową - powiedział obojętnie szef
gangu. - Numer, który wykręcił temu Irlandczykowi, mógł na nas skupić niepotrzebną uwagę.
- Myślałem, że bardziej się przejmiesz naszą próbą zabicia twojego nowego
przyjaciela - powiedział Rob wskazując Matta ruchem głowy. - Sprytnie się stamtąd
wydostałeś, Hunter. Oczywiście, ja musiałem pracować na kupie złomu... - przerwał na
chwilę. - Gdybym miał lepsze systemy, wciąż zeskrobywaliby twój mózg z fotela
komputerowego w pracowni VR numer sześć!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]