[ Pobierz całość w formacie PDF ]
60
KERRY CONNOR
Słowa tym bardziej ją raniły. Każde odczuwała jak fizyczny cios.
Nie mogła już dłużej na niego patrzeć, nie była w stanie przyjąć tej szczerości. Musiała na niego
liczyć, lecz wiedziała, że nie będzie to trwało wiecznie.
Pochyliła głowę.
- Nie składaj obietnic, których nie będziesz w stanie dotrzymać.
Poczuła na sobie jego przeciągłe spojrzenie. Wreszcie odwrócił się od niej.
- Idz do łazienki - rzucił krótko.
Torba z rzeczami stała za daleko. Pragnęła jak najszybciej zniknąć z zasięgu tego dominującego
mężczyzny, jego szczerości i obietnic, w które wbrew sobie pragnęła uwierzyć. Potykając się, ruszyła
w kierunku upragnionego azylu łazienki.
- Nie pomogę ci, jeśli ty nie pomożesz mnie.
Zatrzymała się w drzwiach. Słowa zostały wypowiedziane łagodnie - bez śladu złości,
niecierpliwości, bez nacisku. Tylko proste stwierdzenie faktu. Nie pomoże jej, jeśli ona nie pomoże
jemu. Kropka.
Z wolna obejrzała się przez ramię. Wydawał się taki duży, solidny, choć stał w drugim końcu pokoju.
Słabe światło maskowało jego spojrzenie. Zwykle by ją to niepokoiło, gdyż nabrała nawyku patrzenia
ludziom w oczy, aby wysondować ich szczerość i spolegliwość. W tej chwili nie mogła powiedzieć
nic o tym człowieku - poza tym, że emanował pewnością siebie i siłą, która zdolna byłaby obronić ją
przed całym światem.
Nieoczekiwanie pojawiło się ukłucie pożądania. Boże, ona go pożąda! W tym momencie dałaby
wszystko, aby tylko móc całkowicie mu zaufać. I jednocześnie po-
UCIECZKA W MROK
61
czuła się straszliwie zmęczona. Zmęczona ciągłą ucieczką, wiecznym oglądaniem się przez ramię,
bezustanną walką o przetrwanie, zapomniała już, jak wygląda spokój. Weszła na drogę, której końca
nie było widać.
Oferta była kusząca. Wystarczyło skorzystać z szansy zwalenia swoich problemów na silne barki
mężczyzny i pozwolić, aby ją ratował. Dałaby wszystko, aby wreszcie móc komuś zaufać,
komukolwiek; aby po raz pierwszy od tak dawna wtulić twarz w szeroką pierś i wypłakać się,
pozwalając, aby przez chwilę ktoś pomógł nieść jej ciężar.
Jednak obdarzenie zaufaniem tego faceta byłoby na pewno błędem.
To wróg. Jak mogła o tym zapomnieć? Nie jest przypadkiem, że pojawił się w jej życiu i w chwilę
potem rozpętało się piekło. Był w to wplątany tak samo jak tamci, którzy ją ścigali, a do tego dwa razy
bardziej niebezpieczny.
Milczała. Nie było sensu rozmawiać dalej, tłumaczyć mu, bo musiałaby zdradzić zbyt wiele.
Odwróciła się i weszła do łazienki. Moment słabości minął i wróciło twarde poczucie rzeczywistości.
Nie powinna ufać nikomu, więc jemu także.
Zresztą i tak nie może jej pomóc.
Niech to szlag!
Ross ze złością zaciskając usta, patrzył, jak zamykają się za nią drzwi łazienki. Przez moment łudził
się, że wreszcie powie mu prawdę.
Znał się na ludziach; potrafił odczytać najmniejsze zmiany ich nastroju z odruchów mięśni twarzy czy
drgnienia powieki. I byłby przysiągł, że już prawie ją
62
KERRY CONNOR
miał. Intuicja mówiła mu, że mało brakowało, aby się przełamała.
Tymczasem odwróciła się i odeszła bez słowa.
Nierówny oddech unosił pierś Rossa. Jest dobra; jest cholernie dobra w robieniu z niego idioty. Nie
lubił, kiedy kobiety się go bały, ale potrafił poradzić sobie z tymi, które drżały ze strachu przed swoim
losem, przed karą. Ale ta... trzęsąca się jak listek, zachowująca się tak, jakby za chwilę miał ją
zaatakować... to było zupełnie coś innego.
Jej zachowanie niewiele zmieniło się od czasu, kiedy uratował ją z łap Taylora. Na myśl o tym czuł się
jeszcze bardziej niekomfortowo.
Co gorsza, nie mógł zapomnieć tego, co zobaczył. Krótki błysk płaskiego brzucha, zanim obciągnęła
koszulkę. Każdy cal długich nóg, gdy zrzuciła spodnie. Patrzyłby dalej, a jakże, gdyby zdjęła
wszystko. Był wściekły, że musiał jej przerwać. Wściekły, że o mało nie okazał się draniem, którego
się obawiała.
Nadal nie był pewny, ile było w jej zachowaniu prawdy, a ile gry. Do jakiego stopnia może ufać
łzawemu spojrzeniu tych wielkich oczu, które wlepiła w niego, gdy poczuła się osaczona.
Jednocześnie wiedział, że ma w sobie bojowego ducha i że wydrapałaby mu oczy, gdyby miała
powód. Wolał nie próbować. Chciałby wierzyć, że tylko udawała.
Ale wszystko krzyczało w nim, że nie.
Usłyszał szczęk zasuwki. Chyba nie myślała poważnie, że ten kawałek blachy zdołałby go
powstrzymać, gdyby chciał wejść. Oby nie musiała się o tym przekonać.
W dwóch krokach przebył pokój i stanął pod drzwiami łazienki. Czekał, aż usłyszał szum wody z
prysznica
UCIECZKA W MROK
63
i cichutkie, niemal niesłyszalne westchnienie zachwytu, gdy jej ciało obmyły pierwsze strugi.
Nasłuchiwał jeszcze parę sekund. Charakterystyczny odgłos wody spływającej po ciele, a nie bijącej
po ścianach pustej kabiny, uspokoił go. Była tam i pewnie pobę-dzie jeszcze dobrą chwilę.
Widział ją w myślach - to, co już znał i resztę, którą dopowiedziała mu wyobraznia. Zresztą poczuł jej
ciało, gdy tuliła się do niego w alejce. Wyobrażał sobie, jak unosi głowę, podstawiając ją pod smugi
wody, jak mydli piersi, płaski brzuch i niżej...
Gwałtownie odwrócił się od drzwi. Sam pilnie potrzebował prysznica, i to lodowatego! Miała rację,
jest napalonym perwersem. Z wysiłkiem wyparł z myśli erotyczny obraz. Miał mało czasu.
Bez najmniejszego poczucia winy położył jej torbę na najbliższym łóżku i zaczął przeglądać
zawartość. Były tam głównie ciasno złożone ubrania, choć czyste i schludne, w większości dosyć już
znoszone. To było zrozumiałe. Jeśli miała jakieś pieniądze, z pewnością nie wydawała ich na ciuchy.
Sięgnął głębiej i wydobył portfel oraz plik wycinków prasowych z ostatnich miesięcy, dotyczących
procesu Chastaina. Pilnie śledziła sprawę. Nie zdziwiło go to.
Namacał jeszcze coś, zaplątanego na dnie torby. Sięgnął i wyłuskał palcami twardy plastyk.
Uśmiechał się triumfalnie, podstawiając go pod światło.
Były to trzy karty ściśnięte gumką. Karta ubezpieczenia zdrowotnego, karta kredytowa oraz prawo
jazdy stanu Nowy Jork. Poważną twarz na zdjęciach już znał. Teraz poznał imię i nazwisko.
Allie Freeman.
64
KERRY CONNOR
Nie kojarzyło mu się z niczym. Zapamiętał adres, aby przy okazji podać go Newcombowi. Jeśli jest
zamieszana w sprawę Chastaina, Newcomb mu to potwierdzi.
Usatysfakcjonowany, schował karty do własnej kieszeni. Na razie, póki jest z nim, nie będzie ich
potrzebowała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]