[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziś jeszcze jedno spotkanie z nim. Przygotowała się więc do przejścia na palcach po
schodach mimo otwartych drzwi. Jej szczere zamiary zostały udaremnione przez scenkę
rozgrywającą się w łazience, która przyciągnęła jej wzrok z magnetyczną siłą.
Stojący nad umywalką Culley był raczej mierną imitacją świętego Mikołaja. Spoglądał
krytycznie w lustro.
– Czegoś mi chyba brakuje, nie sądzisz? – zapytał, widząc Elizabeth stojącą w drzwiach.
Rozdział dziewiąty
Elizabeth stała przez chwilę z otwartymi ustami. Z wrażenia nie wiedziała, co
powiedzieć.
– Popatrz, tu chyba coś nie pasuje, jakby czegoś brakowało. – Zniecierpliwiony mruczał
pod nosem. – Cholera, powinienem był wcześniej o tym pomyśleć. A może włożyć jeszcze
poduszkę? – Przeglądał się w lustrze. – Jedno jest pewne: święty Mikołaj musi mieć duży
brzuch.
– O tak, poduszki na pewno się przydadzą. – Oparła się o futrynę i patrzyła uważnie. –
Czy to ma być jakiś dowcip? Culley, co ty wyrabiasz?
– Muszę wyświadczyć komuś przysługę, obiecałem. Elizabeth, proszę, pomóż mi. Sam
nie dam sobie z tym wszystkim rady. – Bezradny wziął ją za rękę i poprowadził do swojego
pokoju. – Nigdy wcześniej tego nie robiłem. W ogóle nie mam pojęcia, jak się do tego zabrać.
Zresztą, spójrz na mnie. Kto mi uwierzy, że jestem Mikołajem? Chyba nawet Wendy nie
dałaby się na to nabrać...
Elizabeth z trudem udawało się powstrzymać śmiech. Zakryła ręką usta i przyglądała się
Culleyowi, który stał na środku pokoju ze źle przyklejoną brodą, owinięty długą czerwoną
płachtą. Ogromna czapa opierała się na okularach i tylko dzięki temu nie zjechała mu na nos.
– Nie martw się, jakoś sobie poradzimy – powiedziała, starając się ukryć swoje
rozbawienie. – Ale powiedz mi, przed kim będziesz występować w tej roli?
– Przed pacjentami szpitala dziecięcego – odpowiedział, unikając jej wzroku.
Najwyraźniej deprymowały go takie zwierzenia. – Kilka lat temu razem z kolegami z
wydziału zanieśliśmy dzieciakom trochę zabawek. To miał być prezent gwiazdkowy. Tak się
zaczęło, odtąd tradycyjnie spotykamy się z nimi każdego roku. Zawsze jest świetna zabawa.
Tym razem . mój kumpel, który zwykle jest Mikołajem, nie może pójść z nami. Poprosił mnie
o zastępstwo. Cholera, że też dałem się namówić! – Znowu obejrzał się w lustrze. – Boże, co
ja teraz zrobię?
– Chodź, spróbujemy tych poduszek – powiedziała Elizabeth, wyciągając spod narzuty
dwa małe jaśki.
Po chwili Culley upchnął je za paskiem, zapiął guziki i odwrócił się do niej z niepewną
miną.
– No i co? Jak wyglądam?
– Jakbyś miał za chwilę urodzić niedźwiedzia – Elizabeth nawet nie próbowała udawać
poważnej. – Zobacz, może ta będzie lepsza? O tak, dobrze. No, jak, lepiej?
Culley spojrzał na nią zza okularów. Nie był zachwycony.
– Jeśli się ruszę, wszystko zaraz się rozleci. Nie, to jest do niczego.
– Wcale nie, tylko trzeba dobrze związać. Wiesz, zrobię ci takie osobiste olinowanie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]