[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potrzebował. Wydawało mu się od wczoraj, że stał się jakiś inny, ludzki, po prostu normalny.
- Miałem się zgłosić - przerwał rozważania Offa wysoki człowiek w błyszczącym
garniturze. W klapę miał wpięte identyczne Wyciory.
- Zgadza się - odpowiedział inspektor.
- Gdzie towar?
- Tu - Off wskazał głową Terię.
- Idziemy - skinął na nią mężczyzna i ruszył przodem.
Teria zawahała się. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz zrezygnowała.
Przytulili się tylko, krócej niż to zwykle bywa przy pożegnaniu ustabilizowanych par i
pobiegła za swoim przewodnikiem, znikającym już w tłumie pasażerów podążających w
stronÄ™ eskalatora.
- Pamiętaj! - krzyknął Off. - Możesz się ruszyć tylko na osobiste zezwolenie Zlepca!
- Pamiętam! - odkrzyknęła poprzez szum wypompowywanego powietrza.
Wkrótce zniknęła, zginęła w tłumie różnobarwnych, różnojęzycznych przybyszów.
Zastanowił się, co chciała mu powiedzieć. Czy to, o czym myślała dzisiaj rano, czy też
zupełnie coś innego? Przez całą drogę prawie nie rozmawiali ze sobą. Był w ich rozstaniu
jakiś nieokreślony smutek, może żal, a może tylko niepokój.
Został teraz sam. Peron.pustoszał. Otwarta śluza ziała ciemną pustką. Próżniowiec już
odjechał. Off nie usłyszał nawet zapowiedzi. Skierował wzrok ku przeciwległej ścianie.
Poszedł za wędrującą, jaskrawo pulsującą strzałką, która wskazywała kierunek do centrum.
Strzałka wprowadziła go na eskalator wijący się ostro pod górę.
 Przypominamy - rozlegÅ‚o siÄ™ z gÅ‚oÅ›ników - że temperatura wynosi dzisiaj 33°, jest
bez-chmumie i niemal bezwietrznie .
 ...Wietrznie - powtórzył hali eskalatora,  ...etrznie - niosło się przez opustoszały
peron,  ...nie - westchnął głos z ciemnego tunelu.
Na górze jaskrawe, białe światło słońca niemal poraziło mu oczy. Przypomniał sobie,
że jest w płaszczu i zdjął go natychmiast. W słońcu było gorąco. Takie upały zdarzały się w
Vala-co tylko przez kilka dni w środku lata. Spojrzał na zegarek i przyspieszył kroku. Do
spotkania pozostało zaledwie dwadzieścia min. Na szczęście do pomnika stąd niedaleko.
Wciągnął w płuca powietrze przepojone zapachem białych liliowców zapełniających
rabaty. Zapach, który tak dobrze zapamiętał w zupełnie innych okolicznościach. Florey nie
kojarzyło mu się w tej chwili z błoigim spokojem. Kolor nieba był jakby bardziej ostry,
płaszczyzny białych ścian budynków mniej stabilne, ruch i głosy bardziej agresywnie, zapach
ulicy nieprzyjemny.
Minął przyspieszonym krokiem kilka niedużych uliczek i znalazł się na placu
Niewidzialnych. Pod kolorowymi parasolami gracy-ami siedzieli ludzie, popijajÄ…c grac.
Dzieci sączyły przez słomki pastelowe płyny, skrzące się bąblami gazu, lizały wielkie
czerwone lizaki.
Pomnik z zewnątrz wyglądał nie nadzwyczajnie. Kilka kamiennych słupków
wyznaczających okrąg. Wewnątrz okręgu nie dostrzegało się niczego. Normalny pejzaż po
drugiej stronie placu. Pomnik sprawiał wrażenie, że jest przezroczysty. W rzeczywistości jego
wnętrze było po prostu niewidzialne. Off przez chwilę obserwował wejście do pomnika. Lecz
nikt się do niego nie zbliżał. Wreszcie wsunął się do środka. Otoczyła go pustka. Kiedyś już
tu był, jednak wrażenie, jakiego obecnie doznał, było niesamowite. Wkoło kompletna nicość.
Pusta przestrzeń bez koloru, cisza, brak też jakiegokolwiek zapachu. To, co najmocniej
utkwiło mu w pamięci z wrażeń jakich doznał wówczas wchodząc do pomnika, to dziwne
uczucie rozpłynięcia się w przestrzeni. Kiedy spojrzał na swoje dłonie, nie zobaczył ich! A
nogi? Także ich nie było! Czuł je.
Tym razem nie nastąpiło owo ro zprzestrze-nienie się. Widocznie ten fenomen
występował tylko przy pierwszej wizycie we wnętrzu pomnika.
Nagle, tuż nad uchem, usłyszał głos:
- Jestem Revapar.
Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć, tak poczuł się zaskoczony. Wyręczył go
niewidzialny rozmówca.
- Czekam na pana od dobrej chwili. Chciał pan ze mną rozmawiać?
- Tak.
- UsiÄ…dzmy na Å‚awce.
Inspektor poruszył się niezdecydowanie. Nie miał pojęcia, gdzie znajduje się ta ławka.
Poczuł dotyk czyjejś dłoni. Tamten delikatnie pociągnął go za sobą i posadził. Off usiadł ze
zbyt wielkim impetem na kamiennej Å‚awie.
- Słucham - odezwał się znów Revapar.
- Znalazłem się w trudnej sytuacji. Powierzono mi sprawę napadu na Instytut Lotów w
Valaco.
- I co ja mam z tym wspólnego?
- Skradziono dokumenty dotyczÄ…ce przygotowywanego lotu do Achinora w Sol. Pan
uczestniczył w ustalaniu programu.
- I co z tego?
- Potem pan zniknął, a dyrektorzy instytutu ukryli przede mną ten fakt. Jednocześnie
OS prowadzi śledztwo. Zostałem za pomocą sprytnej intrygi wplątany w całą sprawę i muszę
ją ciągnąć niejako wbrew swojej woli.
- Niech pan radzi sobie beze mnie.
- Pan mnie nie całkiem zrozumiał. Ja mam na pieńku z Tajną Radą i teraz, powierzając
mi to śledztwo, chcą mnie wykończyć. Dlatego jednocześnie prowadzi je OS. Oni wiedzą o
wiele więcej ode mnie, bo udostępniono im tajne dokumenty zawierające program lotu. W
ten sposób postawiono mnie na z góry przegranej pozycji. Wiem jednak tak dużo, że będą
musieli mnie usunąć, jeżeli to oni znajdą napastnika. Pozostaje mi tylko jedno wyjście. Muszę
go znalezć pierwszy.
- Widzę jeszcze jedno wyjście, inspektorze.
,- Nie rozumiem.
- Może pan zrobić to, co ja.
- O nie. To byłoby zbyt pasywne posunięcię. Zupełnie mi nie odpowiada. Jakie pan
ma w tej chwili perspektywy?
- No, cóż. Nie najlepsze, istotnie. Czekam na przerzut na Salvirę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • leike.pev.pl